Выбрать главу

– O kurwa! A ty chcesz być taka jak on? Chcesz być taka jak inni ludzie?!!! To hajda do „nawozu”! Tam twoje, psiamać, miejsce. A może jednak chcesz być lepsza? Lepsza niż inni? Co? Zdecyduj się, małpo! Albo mi tu zrobisz porządny bieg i skok, mimo kajdan, albo idę uczyć jakiegoś „psa”, może się bardziej nada!

Hekke odwrócił się na pięcie i dziewczyna zrozumiała, że mówi poważnie. Ale… Co miała zrobić, po tylu otrzymanych ciosach, po tylu skurczach, po upadku i wysiłku, żeby powtórzyć skok? Mogła tylko umrzeć. Nie miała już woli, nie władała już większością swojego ciała, nie mogła się zmusić do niczego.

Wstała i krzycząc z bólu, wyjąc i płacząc jednocześnie, ruszyła w stronę ściany. Rozbieg, prędkość, wtargnęła na pionową skałę, kilka kroków, żeby tylko nie stracić rozpędu, odbicie, skok, utrzymanie równowagi… jest! Bogowie! Kto tak krzyczy? Kto wyje pośrodku nocy?

– Przestań – Hekke podszedł do niej i poklepał po obolałym ramieniu. – No przestań już krzyczeć. No. Nieźle, nieźle. Chociaż tak już między nami, to nie najlepiej trzymałaś kij, bo zasłona… – spojrzał na jej twarz i błyskawicznie zmienił temat. – Wiesz, jesteś dobra. Naprawdę. Całkiem ładnie to zrobiłaś – skłamał.

Czekał cierpliwie aż dziewczyna się uspokoi.

– Posłuchaj mnie – powiedział po dłuższym czasie. – Jesteś silna i szybka. Teraz wiem, że także zdecydowana. Ale… Od jutra zaczniesz nosić nie tylko swój kosz z urobkiem, ale także mój i Krótkiego. Naraz. I wszystko biegiem. Taaaaak, to będzie dobre ćwiczenie.

Uśmiechnął się, a potem widząc nagłą zmianę na twarzy dziewczyny, odskoczył zręcznie na bezpieczną odległość.

ROZDZIAŁ 24

Mika rozłożył papiery na szerokim stole. Obydwaj z Zaanem siedzieli teraz w osobnym, odseparowanym od reszty budynku należącym do Biura Handlowego, gdzie znajdowała się hm… „administracja”. Ani staruszek będący nominalnie szefem biura, ani żaden z jego ludzi nie mieli tutaj wstępu. Zresztą po co? Nikt z nich nie znał się na administracji. Chociaż… Tak pomiędzy Bogami a prawdą, siedzący w samym sercu okazałej budowli Mika i Zaan również nie znali się na administrowaniu czymkolwiek. I właściwie nie musieli. Wypisana ślicznymi literami nazwa, zdobiąca główne drzwi, nie miała nic wspólnego z biegiem nadawanych tu spraw.

– Sytuacja przedstawia się tak – Mika przesunął palcem po wspaniałej mapie – dzięki pieniądzom Zyriona udało się kupić wielu ludzi w Luan. W Syrinx mamy ich także dużo, ale same płotki.

– A dwór cesarza? – spytał Zaan.

– Podobnie. Dużo ludzi, nawet zaufanych – tu Mika uśmiechnął się drwiąco. – Co z tego? Wiemy, co cesarz je na śniadanie, wiemy jak i co robił ze swoimi nałożnicami, wiemy ile wojsk jest w samym mieście, a nawet wiemy, co powiedział na oficjalnych audiencjach, ale… Nie wiemy, co myśli. Nie wiemy, o czym szepce z doradcami w zaciszu swoich prywatnych sal.

– Nic?

Mika skrzywił się, jakby nagle zabolał go ząb.

– Niewiele. Mamy tam świetnego człowieka. To szlachcic. Kiedyś w długach, zlicytowali mu majątek, on sam miał jakiś proces… mało głowy pod topór nie położył. Cesarz osobiście ujął się za nim, spłacił długi z własnej kiesy, ochronił go przed procesem i teraz ten człowiek nienawidzi cesarza jak psa. Jest bardzo aktywny, donosi o wszystkim. Ale dojścia do doradców nie ma.

– Przekupić ich? – zaproponował Zaan.

– Nasz człowiek odradza. Za duże niebezpieczeństwo.

Zaan niespokojnie poruszył się na prostym zydlu. Nie czuł się najlepiej w surowym wnętrzu pozbawionym jakichkolwiek sprzętów, poza stołem i tym, na czym obaj siedzieli. Co ten Mika? Cierpi na jakąś chorobę, która nie pozwala mu na wstawienie do pomieszczeń, w których przebywa nawet głupiej skrzynki z papierami? Pamiętał jego pokój w gospodzie, w którym stało tylko łóżko i nic więcej. Teraz siedział w jego gabinecie – tu Mika nie spał, więc nie było nawet łóżka – po prostu gołe ściany.

– Jakieś długi? Hazard? Impotencja? – spytał. – Może któryś przedkłada chłopców nad dziewczęta? Masz cokolwiek na nich?

– Nic – Mika znowu się skrzywił. Wiedział już, że jego pracodawca nie cierpi takich odpowiedzi.

– Przecież to ludzie, psiamać, nie Bogowie.

Milczenie przedłużało się nieznośnie. Zaan sapał, bo coś grało mu w płucach i coraz ciężej było mu oddychać. Wychylił kielich wina, ale nawet to nie przyniosło ulgi.

– Kurwa! – odkaszlnął z trudem. – Przecież muszą kupować, grać, pieprzyć się, ktoś daje im borg, kogoś lubią, kogoś nie lubią – zamilkł nagle. Jego mina świadczyła, że roztrząsa coś w głowie. Mika nie chciał przerywać tego żadną niewczesną uwagą. Powiedział wszystko, co miał do powiedzenia.

– No dobra – powiedział cicho, pokonując kłujący ból w płucach. – Jak tam nasza wojna z Luan?

– Znowu gorzeje – tu Mika miał wiele do powiedzenia. – Nawet, o dziwo odnosimy sukcesy. Zupełnie jakby to nie nasza armia walczyła – roześmiał się z własnego dowcipu, ale umilkł, zaraz widząc skupioną twarz Zaana. – Zdobyliśmy kolejny port w spornym pasie, a teraz…

– Czekaj, czekaj – Zaan powoli rozmasowywał sobie twarz. – Ten port musimy szybko stracić.

– Co? – Mika z wrażenia usiadł na krześle. – Kurza twarz. Co zamyślasz?

– Zamyślam tak… – celowo przedrzeźniał Mikę. Od pewnego czasu nie znosił prostackiego języka. – Poślesz do Luan wróżbitę. A on będzie przewidywał nasze posunięcia militarne…

– Żaden wróżbita nie potrafi niczego przewidzieć dokładnie.

– Myśl Mika – zdenerwował się Zaan. – To będzie nasz wróżbita, psiamać. Będzie od nas dostawał raporty o planowanych ruchach naszych wojsk. Będzie „przewidywał” wszystko niezwykle dokładnie.

– Kurwa mać – tamten uśmiechnął się, doznając olśnienia. – Najpierw „przewidzi” jakieś drobne zwycięstwo, potem drugie, trzecie… Potem „przepowie” jakieś zagrożenie i uchroni Luan przed naszą akcją. Będzie zdobywał zaufanie cesarza, będzie coraz bliżej jego światłej osoby, aż…

– Aż… – uśmiechnął się Zaan, nie kończąc.

– Aż powie, jak odbić nasz port. I stanie się powiernikiem cesarza.

Obaj zaczęli się śmiać głośno.

– Najbliższym.

– Najbardziej pewnym!

– Jego okiem i uchem.

– Bliższym, niż kochanka! Pewniejszym niż sztab generalny i całe zgromadzenie czarowników!!!

– Aż pewnego dnia…

– Nasz wróżbita straci zdolność przepowiadania…

– Nie straci, nie straci. On przepowie, tyle, że…

– To będzie, co innego niż chciałby usłyszeć Jaśnie Wielmożny Pan Cesarz Luan, posiadający dziedzictwo w woli Bogów, i tak dalej, i tak dalej.

Obaj ryczeli ze śmiechu. Jakiś przemożny chichot dławił im gardła, łzawił oczy, nie pozwalał na wypowiadanie normalnych słów.

– Cóż – Mika opanował się pierwszy, aczkolwiek nie do końca. – Będziemy musieli stracić trochę wojska.

– I troszkę zdobyczy.

– Biedni nasi wojacy. Chyba część z nich pójdzie w niewolę…

– Albo poginą jak psy. Taki już los żołnierza.

Mika zauważył nagle jakiś pyłek na wypolerowanym blacie stołu. Poślinił palec i delikatnie zdjął okruszek czy może kawałeczek sadzy. Nie strzepnął go na podłogę. Wytarł palec w czystą szmatkę, którą wyciągnął z rękawa. Potem tą samą szmatką wyczyścił stół, usuwając dokładnie mokry ślad po ślinie.

– A my przez ten czas… Będziemy, psiamać, wiedzieć wszystko.

– I znajdziemy dalszych ludzi.

Zaan masował sobie twarz, potem spojrzał zupełnie przytomnie.

– Masz takiego człowieka, który by się nadał?

– Mam. Były kapłan, strasznie, psiamać, mądry. Zna gadkę wróżbitów i potrafi się nią posłużyć. A poza tym… On lubi ogromnie chłopców. A to, kurza twarz – Mika uśmiechnął się perfidnie – Zakazane przez prawo i u nas, i w Luan.

– Byle się tam nie wydał.

– Podeślę mu naszych. Będziemy go mieć na sznurze krótszym niż pół łokcia.

Zaan pokręcił głową. Nalał sobie drugi kubek wina i wychylił kilkoma łykami. Ból w płucach zdawał się maleć. Tylko zaczerpnięcie powietrza było równie trudne jak poprzednio. Jego świszczący oddech był coraz bardziej głośny.

– No dobra – powiedział z trudem po chwili. – A co dalej? Za Luan?