Выбрать главу

Ruszył do siedziby matematyka, która znajdowała się w pobliżu prywatnych apartamentów Wielkiego Księcia. Teraz jednak, podczas uroczystej uczty, korytarze w tej części pałacu były puste. Matematyk jednak nie chciał przyjąć go w swojej sali. Słysząc kroki, wybiegł do gabinetu anatomicznego i tam, wśród wybebeszonych trupów, musieli odbyć swą krótką rozmowę.

– Masz kolejny list – powiedział Zaan.

– Ale… to nic nie zmienia. Mówiłem, że bez klucza czy kilku słów, których znaczenie byłoby jasne…

– Masz kilka słów. W tym liście użyto na pewno takie słowa: „Żółtylisprzeskakujenadgęśląjaźnią” bez żadnych przerw między literami i „Hakciwsmaktywdupęjebanypacanie”. Oba zawierają wszystkie litery alfabetu, na pewno znajdziesz je w tekście. Najprawdopodobniej w liście będą też słowa: „hasło”, „Zaan”, „książę” oraz „powoli i wyraźnie wypowiedzieć”. Możliwe też, że użyto słów: „uczta”, „pijany”, „rozmawiałem” lub „rozmowa”, „moja”, „teoria naukowa”… – Zaan zawahał się przez chwilę i zmienił zdanie. – Nie. Przy „teoria naukowa” będzie jakiś przymiotnik w rodzaju „wspaniała”, „świetna”, „genialna” czy coś takiego.

Matematyk pokiwał głową z podziwem. Przez chwilę nie mógł zebrać myśli.

– Panie… eeeee… niby to sprzedałeś tajne hasła autorowi listów?

– Pomoże ci to w rozwiązaniu?

– „Hakciwsmaktywdupęjebanypacanie” – zacytował matematyk, patrząc na równe pismo kopisty. Wskazał palcem zaszyfrowany odpowiednik tego słowa. – Szyfr masz już złamany, panie! – Ukłonił się i to szczerze, bo był pod wrażeniem. – Proszę tylko o dłuższą chwilę, żeby wykonać żmudną resztę.

Zaan skinął głową i odwrócił się na pięcie. Nie miał ochoty sterczeć dalej wśród preparatów ludzkich organów. Nie rozumiał mody, która kazała możnowładcom utrzymywać gabinety anatomiczne i osobiście grzebać w cudzych wnętrznościach.

Matematyk wrócił do swojego gabinetu. Praca, którą miał wykonać, była uciążliwa, ale prosta. Nie mógł tu wpuścić Zaana, ponieważ na stole poniewierały się przechwycone na balkonie kartki z bzdurnymi obliczeniami dotyczącymi ruchu planet… Bzdurnymi? Przecież Zaan to geniusz! O Bogowie! Jeśli więc i te obliczenia są prawdziwe… Bogowie, Bogowie, Bogowie. Wolał nie myśleć, jaką rewolucję w nauce mogłyby spowodować. Spalić! Nie… Nie wolno! No ale, sam Zaan musiał się ich przestraszyć, skoro wyrzucił papier przez okno do morza! Co robić? Co robić? Bogowie! Co Zakon na taką herezję? Spalić! Nie, nie wolno, toż to czysty wytwór ludzkiego geniuszu. Dobrze! Matematyk postanowił zabezpieczyć papiery i schować tak, by dopiero przyszłe pokolenia mogły je odnaleźć. A wtedy… Aaaaa… Niech prawnuki same się martwią, co zrobić z tą straszliwą wiedzą.

Hara zatrzymał się w drzwiach niepewny, czy może przerwać zagłębionemu w papierach Zaanowi.

– No? Co tam?

Służący wszedł głębiej i przymknął drzwi.

– Panie! Zamach był!

– Co?!!! Sirius żyje?

– Żyje, panie. Nic mu nie jest!

Zaan, który zdążył się już poderwać na równe nogi, opadł z powrotem na zydel.

– Opowiadaj.

– Panie… Ci, co to zaplanowali, wiedzieli dobrze, że młodego księcia w obecności jego ojca obrazić się nie uda. Tam już wokół czekali tacy, co to byli nagotowani specjalnie na takie okazje.

Zaan skinął głową. On również przypuszczał, że przy Wielkim Księciu, chłopakowi nic nie grozi. Gdyby ktoś chciał go obrazić i zmusić do wyzwania na honorowy pojedynek, wokół czekali już wynajęci szermierze (oczywiście „najbliższa rodzina”, prawie, że rodzeni bracia… Nadworny heraldyk miał zawsze pełne ręce roboty, była to ciężka, ale świetnie płatna praca). Obowiązkiem szermierzy… tfu! „krewnych” było doskoczyć w trakcie obrażania i jeszcze szybciej obrazić obrażającego (o co na uczcie nietrudno, w krańcowym przypadku można było choćby napluć mu w twarz, choć to prymitywny chwyt, z reguły stosowano trochę bardziej wyrafinowane… „Nadepnąłeś mi na nogę, chamie!!!”, „Co??? Przecież stałeś trzy kroki dalej!” „Twierdzisz, że kłamię???” I sru w twarzyczkę. Pojedynek gotowy, ale taki, w którym nie brała udziału ochraniana osoba.).

– Panie… Wiedzieli, że księcia obrazić się nie da. Więc może książę sam obrazi kogoś, myśleli. Tym bardziej, że wszyscy wiedzą już, że z powodu porwania za młodu, wszystkich sekretów etykiety to on nie zna. No i podszedł jeden taki, bogato utytułowany, szermierze czekali w napięciu, co powie, żeby mu przerwać jakby co. A z drugiej strony podeszła do księcia młoda dama przecudnej urody, szermierze nie zwrócili uwagi, bo wszak kobieta nie może obrazić mężczyzny w sposób honorowy. No ale potem wyszło, że to był przebrany w sukienkę mężczyzna. Ach, psiekrwie, gdzieś takiego naszli! Nie odróżniłbyś, panie. Lico gładkie, w talii czymś ściśnięty tak, że nawet tyłeczek całkiem, całkiem.

– Toż miłość z chłopcami w Troy zakazana.

– Ale on wszak z nikim się nie kochał, panie. A włożyć na siebie, to przecież każdy może, co zechce, najwyżej na śmieszność się narazi.

– Dobra. Mów, co dalej.

– No i ten przebrany coś na ucho księciu szepcze. Mówi mu, znaczy, że młody książę to nie przymierzając impotent.

Zaan roześmiał się nagle.

– Toż on tego słowa nie zrozumiał pewnie.

– Było jak mówicie, panie. Książę pokraśniał z zadowolenia i powiedział, że tak, że owszem, impotentem to on jest znanym szeroko, a w przyszłym roku to go mają mianować starszym impotentem albo nawet komendantem garnizonu w jakimś mieście!

– Cały Sirius – mruknął Zaan. – Żywy dowód na to, że głupi naprawdę ma szczęście.

– Nie do końca, panie… Wielki Książę Orion, jak usłyszał odpowiedź syna, śmiać się zaczął i szermierzy wstrzymał, a to był błąd. Jeszcze nie wiedzieli, że to nie baba tylko przebieraniec. A on znowu się nachylił do księcia i coś powiedział. Pewnie się przyznał, kim jest naprawdę, bo Jaśnie Pan Sirius oczy szeroko rozwarł ze zdumienia i powiedział: „Chłop? To na co ci te szmaty nakładać, zgłupiałeś?”. Wielki Książę zdrętwiał. Toż ten przebieraniec pewnie sam wielki szlachcic, jeśli nawet nieprawdziwy, to na pewno przez dobrych heraldyków przerobiony. A obraza uczyniona właśnie została! Ten w babskiej kiecce zaczął się ciskać, że teraz na pojedynek wyzywa, no ale… To on wyzywa! A w takim razie, to Sirius broń wybiera, termin oznacza i miejsce. Już Wielki Książę Orion chciał się nachylić do ucha syna, pewnie by poradzić mu, żeby postąpił, biorąc za wzór Quijasa z kronik znanego i wyznaczył termin za sto lat, na końcu świata. W międzyczasie wszak wiele sztyletów się znajdzie, by przebierańca uciszyć, jeśliby szydzić zamiarował. I to za tani piniądz, boż przebieraniec znaczną osobą być nie mógł. Ale nie zdążył! Sirius krzyknął, że dobra, że tu i teraz będą się bić! A tamten: „Jaka broń?”. I tu się młody pan skrzywił okrutnie, zda się błyskawice z jego oczu szły! „Skoroś chłop, nie baba – powiedział – to się za jaja ściśniemy naraz. Kto ustoi na nogach, ten wygra!”. Słysząc to, damy z wielkich rodów o mało pod stoły ze sromu nie powpadały. Ale Radzie Królewskiej to się nawet spodobało.

– Bogowie! – Zaan potrząsnął głową. – Toż Sirius wiele lat na galerach robił przy wiośle. Chwyt ma jak kowal! Jak stu kowali!!!

– Było jako rzeczesz, panie – przytaknął Hara. – Stanęli i ścisnęli się obaj… A właściwie to Młody Książę ścisnął… Do suchego! Aż tamtemu kobiece pomalowanie z twarzy spłynęło! A wrzask zrobił taki, że dwa kandelabry się utłukły! No… A potem to już go słudzy wynieśli.

Zaan zaczął się śmiać. Nalał sobie kolejny puchar wina i golnął do dna.

– A tamten co? – spytał, ocierając usta rękawem. – Żyw?

– Ja nie wiem… Ale nawet jak żyw – Hara rozłożył ręce – to i co z tego?

Przerwało im ciche pukanie. Uczta dogorywała właśnie. Wynoszono ostatnich gości, ci, którzy mogli się jeszcze ruszać, wychodzili sami, wynosząc jadło i wino na zapas, do domu. Znaczniejsi, ci naprawdę znaczniejsi z głównej sali, opuszczali pałac z fanfarami, przez główną bramę, na dziedzińcu służba czyniła tumult, podstawiając wozy i lektyki. Szary świt wstawał nad morzem, rodząc lekki wiatr, który zaczynał właśnie szumieć na blankach i w załomach murów.