Achaja obudziła się, dławiąc krzyk. O mało nie spadła z drzewa.
ROZDZIAŁ 29
Miasto początkowo tak rozedrgane w przerażeniu zamarło potem. Na ulicach krążyli już tylko biedacy zwerbowani karnie do od działów wywożących zwłoki, beczkowozy z wodą i najbardziej upiorne postacie z możliwych – urzędnicy spisowi zwani „ścierwnikami”.
– Ilu? – ryczał urzędnik, zatrzymując się przed każdym domem.
– Dwunastu! – odkrzykiwał ojciec rodziny.
– W imieniu majestatu: Okazać się!
Wszyscy członkowie rodziny musieli ukazać się w oknach i zostawali, imię po imieniu, wprowadzeni do rejestru.
Ale tak było tylko za pierwszym razem. Następnego dnia „ścierwnik” krzyczał tylko „Okazać się!”. Jeśli lustracja wypadła dobrze szedł dalej. Jeśli zauważył u kogoś najmniejszy objaw choroby albo choćby tak mu się wydawało, postępujący za nim majstrowie zamurowywali wszystkie okna i drzwi danego domu, pozostawiając tylko mały otwór, przez który można było podać żywność i wodę w naczyniu umieszczonym na długiej tyczce.
Kolejna wizyta „ścierwnika” to już tylko wyczytywanie imion. Jeśli któryś z zamurowanych domowników nie zdołał krzyknąć „jestem”, rację żywności podawanej w naczyniu na tyczce zmniejszano odpowiednio.
Ulice napełniały się suchym stukiem grzechotek wodziarzy, przenikliwym piskiem świstawek medyków postępujących za wozami z ziołami, werblami żołnierzy i przekleństwami cieśli podtrzymujących ogień na stosach płonących przy każdym skrzyżowaniu.
Na dziedzińcu i wokół pałacu Wielkiego Księcia Oriona ogromne ogniska również płonęły dzień i noc, żeby odegnać morowe powietrze. Żołnierze na murach obronnych nosili maski wyobrażające ptasie głowy, bo wiadomo, ptak, szybujący wysoko, mógł się nie obawiać obłoków skażonego gazu poniżej.
Przez całą noc słychać było głuche nawoływania heroldów zza murów. Nie było żadnej innej drogi dla przekazania wiadomości, nie można było przekazać żadnego listu, wpuścić za mury jakiegokolwiek posłańca. Jedyną łączność stanowili teraz suto opłacani posłańcy biegający między zamkniętymi dla wszystkich z zewnątrz pałacami i wykrzykujący po nocy to, co mieli przekazać. Posłańcy umierali szybko, zastępowali ich coraz głupsi, coraz mniej wyszkoleni ludzie zwabieni już tylko złotem zrzucanym im z murów i dlatego trzeba było ograniczyć się do najprostszych słów.
„Pałac do Oriona. Padła Wielka Świątynia. Tłum żałobników przedarł się przez mury.”
„Orion do Archentara. Masz wodę?”
„Archentar do Oriona. Pijemy tylko wino. Całą wodę z octem przeznaczyłem dla wojska.”
„Orion do Rady. Co z mennicą?”
„Pałac do Oriona. Mennica padła. Nie przyjmuj pieczęci.”
„Orion do wszystkich. Nie przyjmujcie pieczęci. Mennica padła.”
„Archentar do Oriona. Masz coś z Niskiego Miasta?”
„Orion do Archentara. Kontakt z Niskiem Miastem tylko przez Pałac. Pamiętaj o pieczęciach.”
„Archentar do Oriona. O mennicy wiem od wczoraj. Dahren z Wysokiego ma córkę w Niskim.”
„Orion do Archentara. Przekazałem. Na razie pałac milczy.”
„Pałac do Oriona. Rozkaz dla wszystkich z Wysokiego Miasta. Racjonować żywność.”
„Archentar do Oriona. Lud wykopuje zwłoki bliskich z cmentarza. Niech Pałac każe palić zwłoki.”
„Dahren do Oriona przez Archentara. Co z córką? Pogoń ich. Dziś po raz pierwszy strzelałem z murów.”
„Orion do Archentara. Do kogo strzelał Dahren? Głód? I Bunt?”
„Archentar do Oriona. Nie mam gońców. Padła miejska rada Wysokiego.”
„Orion do Króla. Dahren już strzelał. U mnie spokój. Archentar nie ma gońców.”
„Pałac do Oriona. Nie wyrzucajcie resztek pod mury. Co z Dahrenem?”
„Orion do Archentara. Pałac pyta, co z Dahrenem?”
„Orion do Króla. Nie mam wieści. Nie mam wieści.”
„Orion do Króla. Pałac: odebraliście mnie?”
„Orion do Króla. Pałac: co z wami? Pałac: co z wami?”
„Orion do Króla. Pałac: odezwijcie się.”
„Orion do Archentara. Odezwij się.”
„Orion do Króla. Nie mam nic od Dahrena ani Archentara. Pewnie już strzelają z murów. Pałac: trzymajcie się.”
„Orion do Króla. Dziś strzelałem po raz pierwszy. Bandy głodnych jeszcze nieliczne. Pałac: trzymajcie się.”
„Orion do wszystkich. Tłum głodnych gęstnieje pod murami. Koniec wiadomości ode mnie.”
Zaan stał na murach, wsłuchując się z posępne okrzyki herolda. Nikt nie miał pojęcia, czy na dole był ktoś jeszcze, kto zgodzi się przekazać wieści. Tłum szturmował bramę dwa razy. Gołymi rękami, więc nie było żadnego niebezpieczeństwa. Rozproszono osłabionych ludzi strzałami z kusz w pół modlitwy. Jeszcze ołów nie gotował się w kadziach, jeszcze maźnice służyły wyłącznie do oświetlania przedpola.
Książę Orion stał zasępiony klika kroków dalej. Tłum na dole nie był taki groźny. Najważniejsze, żeby w samym mieście nie upadła organizacja. Żeby obecne w obrębie murów wojsko zachowało komendę. Bogowie! Być albo nie być dla Troy. Ilu książąt w momencie wybuchu zarazy znajdowało się poza stolicą? Kto zorganizuje kordon? Kto zamknie porty? Czy Troy będzie jeszcze istnieć jako zorganizowane państwo? To były pytania na wagę życia.
– Zaaaaan! – krzyknął ktoś nagle z tłumu pod murami. – Ty jesteś najgorszy sukinsyn!
Żołnierz stojący obok Zaana podniósł kuszę.
– Uciszyć go? – spytał.
– Nie! Nie strzelać! Niech nikt nie strzela!
Żołnierze spojrzeli na niego krzywo i z lekkim przestrachem. Toż obok stał sam Wielki Książę. A któż śmiałby wydawać rozkazy w obecności tak wielkiej osoby? Książę jednak nie obraził się bynajmniej. Znał już wartość tego człowieka w długim płaszczu. To właśnie on ostrzegł przed zarazą, on sprawił, że zdążono zamknąć pałace i być może to dzięki niemu Troy będzie jeszcze istnieć jako królestwo, a nie jako pustawa przestrzeń przemierzana przez wygłodniałe hordy.
– Powiedziałem już wyraźnie – syknął książę. – Każdy ma wykonywać rozkazy tego człowieka.
Żołnierze opuścili głowy. Orion podszedł bliżej.
– O co chodzi? – spytał.
– Wielki Panie… Myślę, że on – Zaan wskazał za mur – ma dla mnie wiadomość.
– No to dlaczego nie wykrzyczy tego, co ma do powiedzenia?
– Toż tłum go rozerwie na strzępy, jeśli się dowiedzą że on nasz. Jak innych kurierów.
Książę przygryzł wargi.
– Co trzeba zrobić?
– Myślę, że trzeba tylko przekonać go, że tu jestem Wielki Panie. Ten, który go przysłał, na pewno wymyślił jak przekazać wieści.
– Mmmm… a jak go przekonasz, że tu jesteś tak, żeby nie zdradzić gońca przed tłumem?
– Zaaaaaaan! Ty świnio! – wrzasnął człowiek po murami.
Zaan uśmiechnął się.
– Mnie nazwałeś świnią? – niby to pogroził tamtemu pięścią, ale chodziło tylko o to, żeby pokazać gdzie stoi – Jak śmiałeś tak do mnie powiedzieć???
Książę zachichotał cicho, zasłaniając usta.
– Sprytny jesteś – szepnął.
– Zaaaan. Zaraz rozwalę ci głowę pociskiem z procy – wrzasnął człowiek zza murów.
– Zaraz będzie pocisk z procy – szepnął Zaan. – Usunąć się z murów.
– Toż nie trafi w głowę – mruknął jakiś żołnierz.
– Stul pysk, idioto! – warknął książę. – Kucnąć albo usunąć się! Niech pocisk przeleci swobodnie nad murem. A ty – zwrócił się do Zaana. – Daj tamtemu jeszcze jakieś alibi.
– Ty skurwysynu!!! – wrzasnął Zaan z wielkim po święceniem. – Zaraz nastawię ci dupy! I tak nie trafisz.
Procarz podniecany już nawet gniewnymi okrzykami tłumu powoli rozkręcał sznur. Po chwili pocisk wystrzelił w górę i przeleciał wysoko nad murem. Żołnierze nie musieli się nawet usuwać. Jacyś ludzie zaczęli rzucać kamieniami, ale te pociski nie miały już żadnych szans.
– Dobra – warknął książę. – Dwóch najlepszych kuszników do mnie. Wystrzelcie parę razy obok procarza. Tylko, żeby żadna strzała go nawet nie drasnęła!
Odwrócił się i razem z Zaanem zaczęli schodzić na dziedziniec. Przesyłkę odnaleźli od razu – metalową, wgniecioną lekko kulę. Ale odnaleźć, a zbliżyć się… to dwie różne rzeczy.