Выбрать главу

– Spokojnie. – Zaan usiłował zapanować nad kaszlem. – No, przecież mamy tu najbardziej inteligentnych i najbardziej władnych ludzi w królestwie. Wymyślimy coś.

Orion zrobił minę typu „raczej się nie uda”. Wiedział, przynajmniej z szeptanych opowieści, co czuła królowa Arkach, wystawiając swoją najlepszą dywizję na pojedynek z Virionem i jego „synami”. Gdyby nie jedna, jedyna Achaja i mający głowę na karku Biafra, dywizji już by nie było.

Czasy naprawdę się zmieniały. Jeszcze nie tak dawno temu Wielki Książę nie słuchałby niczego i nie robił min, tylko ogłosił swoją wolę. Teraz jednak siedział prawie jak równy z równymi, bo już znał wartość tych oszustów i sukinsynów. Prosta wspólnota interesów. Dzięki nim już dokonał niemożliwego. Dzięki nim on zostanie królem, a oni dzięki niemu niech napasą się władzą i bogactwem do woli. Organizacja, informacje i pieniądze. To coś, co porusza góry.

– O czym ty tam właściwie mówiłeś? – spytał.

– No jak? Przewidywałem ruchy waszych… tfu! to znaczy naszych wojsk i…

– Ja nie o tym. Każdy wróżbita działa według jakiegoś porządku.

– Ach, rozumiem. – Agent nalał sobie nową porcję wina. Dzbanek zadzwonił o brzeg pucharu. – Musiałem się odróżniać od reszty wróżbitów i kapłanów. Dostawałem dokładne instrukcje.

– Od kogo?

– No, z Biura Handlowego.

Mika przytaknął ruchem głowy.

– Jest cała masa ludzi, którzy wypisują tego typu rzeczy.

– Zaraz – uciszył go Orion. – Do jakiego porządku należałeś jako wróżbita?

– Miałem się odróżniać od innych. Wedle instrukcji stworzyłem nowy.

– Jaki?

– No, a czym się wyróżnić wśród masy wróżbitów? Dostałem instrukcję, żeby głosić monoteizm. Twierdziłem, że jeden jest Bóg, a nie rzesza. Że ludzie cnotliwi a poszkodowani przez los znajdą nagrodę po śmierci. Że wszystko, co złe nas spotyka, jest dla nas dobre, bo pomoże w odkupieniu naszych własnych win, a wszystkie krzywdy, które nam uczyniono, zostaną odpłacone po śmierci. I że lepiej być biednym i głupim niż bogatym i władnym, bo w zaświatach biedni zasiądą na tronach, a bogaci będą ciemiężeni. Nastąpi przemienienie…

– O, żesz ty – przerwał mu Zyrion. – Kto pisze te cudactwa?

Mika przygryzł wargi.

– Ktoś z wydziału „Obce armie Zachód” Biura Handlowego. Już ja się dowiem, kto. I dam mu popalić!

– Ale dlaczego? – żachnął się agent. – Zdobyłem wielu zwolenników. Szlachta tajnie przychodziła do mnie po nauki. Ale plotki poszły. I najwięcej zwolenników mam wśród ludu.

– O, kur!… – Mika zacisnął pięści. – Znajdę tego gnoja, który to napisał. Znajdę go!

– Ale zdobyłem wielką popularność.

– Zaraz – przerwał im Zaan. Jakoś opanował atak kaszlu. – Już wiem, co zrobić.

Wszystkie oczy zwróciły się ku niemu.

– Po pierwsze. Mianujemy go setnikiem armii Troy, przebierzemy w mundur, że niby jego ubranie się podarło. Więc nawet jak go odstąpimy Luańczykom, to nic się nie stanie, będzie jeńcem, a z niewoli go możemy zawsze odkupić.

– Niezłe – przyznał Orion.

– Po drugie. Niech on szybko napisze list, czy fragmenty pamiętnika. Na przykład coś takiego: „Przeczuwam, że coś złego się stanie. Ostatnia wróżba była tak strasznie niejednoznaczna. Nie wiem, czy zinterpretowałem dobrze. Mam wrażenie, że nastąpi coś złego, co dotyczy mnie osobiście. Czarne chmury gromadzą się nad moją głową…” I tym podobne. Ten poeta z wydziału „Obce armie Zachód” sformułuje to znacznie lepiej. Dokument nasi agenci szybko podrzucą do jego komnaty na cesarskim dworze. A potem inni agenci skłonią kogoś zaufanego z otoczenia cesarza, do przeszukania pokoju wróżbity. Niech to pismo, świadczące, że on się wahał, że czuł coś złego, trafi przed oczy cesarza.

– Genialne – przerwał mu Orion. Uśmiechnął się lekko. – Genialne. Niech cesarz to przeczyta, podczas kiedy on – wskazał na agenta – będzie jeszcze w naszych rękach.

– Mhm. – Mika również skinął głową. – Ale, jak rozumiem, nie zapominamy o akcji z zatopionym okrętem i, hm… „właściwymi” ciałami, które wraz z planami przyszłej kampanii wylądują w odpowiednim porcie Luan?

– Nie rezygnujemy – odparł Wielki Książę z uśmiechem. – Niech wróżbita wszystko „przewidzi”. To tylko umocni jego pozycję.

– Takiego numeru nie widziała historia. – Zaan poklepał agenta po ramieniu. – Wielki Książę powinien teraz zwodzić posłów, dając do zrozumienia, że wróżbitę oczywiście zwrócimy, ale… tu powinna paść jakaś niedyskrecja czy niezręczność dyplomatyczna… W każdym razie coś, co pozwoli im przypuszczać, że tak ważną osobę właśnie przesłuchujemy, kulturalnie oczywiście, a przynajmniej usiłujemy wykorzystać okazję i wyciągnąć z niego ważne informacje.

Orion uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Oczywiście przeciągnę negocjacje w sprawie okupu tak długo, jak będzie trzeba. I powiem im to, co powinni usłyszeć.

– Czy jeszcze coś powinniśmy przedyskutować? – odezwał się matematyk.

– Owszem – powiedział Mika. – Jaki kryptonim będzie miała ta operacja?

Wielki Książę zerknął na Naczelnego Wróżbitę.

– Może operacja „Przemienienie”?

ROZDZIAŁ 16

Arnne, wściekła jak ostatnia zaraza, machnęła mieczem, którym zresztą nie potrafiła władać, i ścięła wątłą gałązkę wyrosłą ze spalonego pnia.

– Przestań – mruknęła Achaja. – Zaraz mi głowę utniesz.

Czarownica zamknęła oczy i potrząsnęła głową.

– Jestem głodna.

– Spokojnie. Ukradłam kilka cebul i garnek. – Zaklęła brzydko.

Od kilku dni szły do Arkach, obie złe jak osy. Powodzenie negocjacji z Kennehem, rozmowa z radą Starszych… Myślały, że ich talent, wysiłek i wspaniałe pomysły doprowadziły wreszcie do zawarcia porozumienia. Prezentacja nowej broni zrobiła wielkie wrażenie. Ludzie z Lasu zgodzili się na szlak. A one, głupie, myślały, że to ich zasługa. Starsi wypuścili je, gołe, uzbrojone w dwa liche miecze, by zaniosły wieści Królowej Arkach. Dopiero jednak kiedy opuściły Las, zrozumiały, że główna przyczyna powodzenia ich misji to… Biafra. Kilka dni szły powoli pośród wypalonych drzew. Bogowie! Tego nie da się z niczym porównać. Armia prowadziła wypalenia, nie licząc się ani z kosztami, ani z rosnącymi stratami. Kilkanaście dni marszu wśród zwęglonych pni, po ziemi pokrytej szarym pyłem, w którym nogi grzęzły aż po kostki, wdychania zapachu popiołu i snującego się wszędzie dymu. Jeśli ktoś wyobrażał sobie krainę śmierci – to tak właśnie powinna wyglądać. Biafra był genialny. Biafra był totalnym skurwysynem. Biafra potrafił doprowadzać rzeczy do końca.

Kiedy wyszły nareszcie na tereny, które były wypalane dawniej, obie odetchnęły. Cóż znaczyły ich skromne w takiej skali wysiłki, wobec tego, co zrobiono z Wielkim Lasem. Dopiero teraz pojęły nagłą skłonność Starszych do negocjacji, ich szybką zgodę na utworzenie szlaku handlowego.

Były głodne. Kiedy dotarły do bardziej ludnych terenów, Achaja w jakiejś wsi ukradła kilka cebul z pola i zawieszony na płocie garnek. Nie mogła ukraść niczego bardziej konkretnego – psy dostawały amoku, czując jej zapach. Natomiast koty – przeciwnie. Najwyraźniej czuły jakieś – jasny szlag – „pokrewieństwo” z dziwnymi istotami. Zbierały się w coraz większe grupy i towarzyszyły im, postępując z tyłu krok w krok. Miało to swoje dobre strony. Nie musiały marznąć podczas snu, okryte ruchomym, ciepłym dywanem z futra. Małe drapieżniki spały na nich mrucząc, miaucząc, „kłócąc” się z rysiami i żbikami, które również chciały się przyłączyć. Koty jednak nie były głodne. Zawsze sobie coś upolowały. Mimo wyraźnej „sympatii” do tych dziwnych, dwunożnych kotów, nie chciały jednak dzielić się z nimi swoimi myszami.