– Pani, ja proszę o jedno. Proszę o zastanowienie się, dlaczego w tej strasznej sytuacji wzięłaś na rozmowę właśnie mnie, mając wszak pod bokiem swój świetny sztab, liniowych oficerów i całe to tałatajstwo.
– Nie kpij, bo…
– Nie kpię, pani. Ale pozwól, że nie będę się przed tobą płaszczył, usiłując cię udobruchać i mówiąc tylko te słowa, które chciałabyś usłyszeć. Nie znam takich słów, moja pani.
Długa, pełna napięcia cisza. Shha i Achaja, obie naraz, modliły się, żeby Bogowie odebrali im słuch! Albo, przynajmniej, żeby można było jakoś zamknąć uszy!
– Mów!
– To Virion, pani.
Achaja o mało nie zemdlała. O, Bogowie! Zrozumiała nagle. Zrozumiała, skąd zna tego człowieka z dużym brzuchem, z łysiną, z obwisłą wargą. Z opowieści Hekkego! To Virion. To szermierz natchniony. Przypomniała sobie, jak wyciął z „synami” do nogi legion Moy. Zrozumiała nagle, o czym mówią dwie osoby w namiocie. No, to koniec! Żegnajcie koleżanki, żegnajcie ptaszki, kwiatki, chmurki… Pa, pa. Zachwiała się na nogach.
– Pani, jeśli ta głupia dupa dała się obrazić i wyzwała go na pojedynek…
– Była pijana!
– Rozumiem, że to ją tłumaczy – zakpił. – W takim razie upijmy się i my. Mamy tu wokół jakieś dwa tysiące żołnierzy. Niech uderzą, bo tamci mają mniej niż dwieście. Wystarczy nam pół modlitwy, żeby rozchlastać poselstwo – efekt będzie ten sam, co w przypadku pojedynku Viriona.
– Nie krzycz – zgasiła go. – To naprawdę taki zły pomysł?
– Mówisz, pani, o zachlastaniu poselstwa?
– Nie udawaj idioty! Skoro już ta kretynka księżniczka dała się obrazić i wyzwała Viriona na pojedynek, to przecież możemy się nie zgodzić! Możemy powiedzieć, że była niespełna rozumu, co zresztą byłoby prawdą!
– Pani… – jęknął Biafra. – Obraza została uczyniona w obecności posłów Luan. To już koniec. Jeśli odmówimy pojedynku, albo zabijemy posłów, rezultat będzie ten sam.
– To znaczy jaki? Wymień wszystkie za i przeciw.
– Nie ma żadnych: „za”, pani. Natomiast „przeciw” to: staniemy się państwem bez honoru. Żaden układ, z tych, które mamy podpisane, nie będzie już miał mocy prawnej. Soloth, Dery, Nimmeth rzucą się na nas, kiedy będą tylko miały na to ochotę, w majestacie prawa.
– No, nie mów, że się na nas dotąd nie rzucają, bo podpisaliśmy układy! Boją się, psiekrwie!
– Akurat. Luan da im złoto i rzucą się jak psy. W majestacie prawa, bo będziemy państwem bez „zdolności honorowej”. Upadnie nasz handel.
– No nie… Nie wmówisz mi, że kupcy handlują z nami nie dla zysku, ale dlatego, że mają jakieś układy!
– Kupcy jak kupcy. Wystarczy, że Soloth, Dery, Nimmeth podwyższą cła na nasze produkty. My retorsyjnie zablokujemy trakt pomiędzy Dery a Nimmeth, i koniec. Już nas nie ma. Wtedy się rzucą, cała trójka, zwabiona luańskim złotem i mirażem Wielkiego Lasu. Będziemy mieli cztery wojny w trzech pasach granicznych i za rok będziemy wspomnieniem. Może i pięknym. Ale tylko wspomnieniem.
– Ty mi nie opowiadaj koncepcji rodem z podręcznika dla uczniów świątynnej szkoły!
– Pani. Oczywiście, że nikt nie powstrzymuje się od wojen, bo wiążą go układy. Oczywiście, że kupcy z nami nie handlują wyłącznie dzięki układom. To jest jasne dla wszystkich. Ale uznanie nas za „państwo bez zdolności honorowej” to mniej więcej tyle, ile napis na mapie wrogich sztabów: „Szarp kto może – Luan pomoże!”. Po nas. Jest już po nas. Abstrahując od wszelkich układów, nasi kupcy będą wygwizdywani na targach – konkurencja nie śpi, każdy powód dobry, a ludowi wszak wystarczy wroga wskazać. Nie będziemy mieli reprezentacji na żadnej z giełd. Nie będziemy mogli zapłacić składowego, targowego, dzierżawnego. To koniec naszego poważnego handlu. Zostanie przemyt, i to dość lukratywny – tyle że to rozwiązanie dla jednostek, bo podatków nie ściągniemy – na przemycie całe królestwo się nie wyżywi. Nie będziemy mogli wysłać posłów dosłownie nigdzie. Ciekawe jak więc utrzymamy pokój na granicy z Dery? Nasze prawo przewozowe przestanie się liczyć. Z czego więc zapłacimy żołd? Jesteśmy odcięci od morza, od spławnych rzek. Z jednej strony mamy nieprzejezdny Wielki Las, z drugiej wrogi Luan. Soloth, Dery, Nimmeth to nasi jedyni partnerzy. A jeśli Nimmeth uzna, że większe zyski od ceł i składowego da im własny eksport?
– A dlaczego do dzisiaj tak nie uznali?
– Bo opłacamy praktycznie wszystkich, którzy tam się liczą.
– I nagle nam się sakiewka zawiąże? Nie będziemy mogli opłacać dalej?
– Będziemy mogli. Tylko jaki oni argument przedstawią swojemu królowi? Handel z państwem bez honoru, bez traktatów, z kimś, z kim nie wypada nawet rozmawiać?
– Ich król już stary…
– Stary, ale jego minister od handlu młody. I coraz silniejszy. Nasza partia w Nimmeth wyraźnie słabnie i to od dawna. A jak utracimy honor? Co będzie? Ano, będą zaporowe cła, albo w ogóle fora ze dwora. A z drugiej strony na szali wagi luańskie złoto. Luańskie koneksje, ich olbrzymie porty. Dotąd Luańczykom było za daleko, ale teraz zaświeciło im w oczy legendarne złoto z Wielkiego Lasu. To idioci, jeśli sądzą, że przejdą Las, by handlować z Chorymi Ludźmi. Ale z legendą nie da się dyskutować. Przekonają się sami… ale dopiero gdy już zajmą całe Arkach w przyszłym roku. Za dwa lata, powiedzmy. Zresztą, dajmy sobie z tym spokój. Naszym głównym odbiorcą towarów jest Troy, księstwo Linnoy i Symm. Oczywiście, przez pośredników ale jednak. Ciekawe, co zrobi władca Troy, jeśli usłyszy, że jesteśmy państwem bez honoru? Nic nam nie zrobi – statki Troy nie zawijają ani do nas – bo to niemożliwe – ani do Nimmeth. Tylko pośrednicy. Żadnych zakazów handlu więc nie będzie, siłą rzeczy. Wystarczy jednak, że podwyższą cła i leżymy. Nasze towary będą za drogie, by je kupować.
– Toż Troy też wojuje z Luan. Staną po ich stronie?
– Bogowie! Troy ma na karku niekończącą się wojnę z Luan, a na drugiej granicy upokorzoną przegraną z Linnoy, Tyranię Symm – dyszącą, żeby komukolwiek pokazać, gdzie jego miejsce i wreszcie przeprowadzić zwycięską wojnę – a z boku wściekłe o niedopuszczanie do morza Królestwa Północy. Coś o tym wiemy, prawda? Myślisz, pani, że Troy zaryzykuje wojnę na dwóch frontach w naszym interesie? Wątpię. Tam władzy naprawdę nie dzierżą sami idioci. Ale to jeszcze nic. Prawie cały z kolei handel Troy przechodzi przez cieśniny we władaniu księstwa Linnoy. Ciekawe, czy Troy z czystej miłości do nas zaryzykuje wojnę handlową z księciem Linnoyem? A stary książę ma fioła na punkcie honoru. Sam przecież wywołał trzydziestoletnią wojnę z Symm tylko dlatego, że ktoś nieopatrznie roześmiał się, kiedy on na oficjalnej uczcie puszczał wiatry. Wybaczcie, pani, prostackie określenie.
– Linnoy to stary piernik. Zaraz umrze.
– Tak? To czekajmy, aż umrze. Ale jeśli się to nie stanie na dniach, to nasz w pewnym sensie „naturalny” sojusznik, Troy, wystawi nas do wiatru tak, że nam buty pospadają z wrażenia. I nie będzie tu chodzić o „wiatry” Linnoya.
– Nie bądź wulgarny!
– Wybacz, Wasza Wysokość. Jestem po prosty szczery, na co, jak widać po naszym sztabie, nie każdy może się zdobyć.
– Toteż nie sztab, a ciebie proszę o radę!
– Idźmy więc dalej. Tu będzie chodzić o przeżycie fizyczne Królestwa Troy. Staną przeciw nam, choć im piana na usta wyskoczy, że muszą poprzeć swojego wroga. Ale nie będzie sentymentów. Troy to wielki kraj. Ich interesy strategiczne to bez mała cały świat. Tylko że tu ich nie mają. Są nawet bardziej trzeźwi niż cesarz Luan i mało ich obchodzi legenda Wielkiego Lasu. Natomiast bardzo ich obchodzi fakt, czy w przyszłym roku będą mieli za co wyposażyć swoją armię. Luan jest większe niż oni wzięci razem do kupy z Symm. Dlaczego mieliby dla nas straszliwie ryzykować? Że wiążemy część armii Luan? To śmieszne. Luan obroni swoją granicę z nami dwudziestotysięczną armią. Mógłby resztę skierować na Troy, ale… tam trochę inne interesy wchodzą w grę. O co innego chodzi w rozgrywce między tymi państwami, a my walczymy o przeżycie. U nich: światowa gra, „krok do przodu i dwa kroki w tył”, kto komu sakiewkę wyczyści, własną kabzę nabijając skuteczniej, jest ważne. A my? Życie lub śmierć. Życie lub śmierć. Wybierz więc, pani, czy chcesz tak strasznie ryzykować, sytuację nakreśliłem. Może nic się nie stanie? Może tylko obśmieją Luan na dworach? A może skorzystają z okazji. Ciekawe, co myślał ten król, któremu Virion wyrżnął legion Moy? Czy też rozważał opłacalność ryzyka? On wybrał. Legionu Moy już nie ma, a Virion przyjechał do nas.