Major w gwardyjskim mundurze podeszła do nich, ale jakoś dziwnie, jakby bokiem. Po chwili się okazało, dlaczego. Miała za plecami duży bukłak z gorzałką.
– Chcecie?
– Spadaj – warknęła Achaja, nie bacząc na szarżę. – Jestem już wystarczająco struta.
– Dawaj tu, mała. – Chloe otworzyła szerzej oczy. – Ja jeszcze nie mam dość.
Pani major się nie obraziła. Posłusznie podeszła do Chloe i dała jej się napić. Skorzystało też kilka dziewczyn wokół.
Achaja patrzyła przerażona na gwardyjki układające ciała przy drzewach. Przed chwilą te dziewczyny były żywe! Teraz leżały bezbronne w jakichś dziwacznych pozach. O, kurwa, przecież znała większość z nich, przynajmniej z widzenia. A co tamte „z obsługi” zrobią przy końcu dywizji? Gdzie położą nas wszystkie?
– Jeszcze sześć – mruknęła Lanni, zerkając w bok.
– Uuuuuu… Pięć. No, to żegnajcie siostrzyczki!
– O, żesz.
– Szlag! Mama pisała, że mam nowego braciszka. – Porucznik dyszała ciężko, jak po długim biegu. – Już go nie zobaczę. Już nawet do nich nie napiszę. – Uśmiechnęła się smutno. – No, dobra! Siedemnaście lat i starczy! Co będę umierała ze starości w łóżku, nie?
– Lanni – Achaja przemogła dławienie w gardle – przesuń się za mnie!
– Żeby patrzeć, co oni z tobą będą wyrabiać? I jak cię kładą tam pod drzewami? W życiu!
– Nie, szlag! Napisz ten list!
– Za późno, Achajka. Już tylko dwie przed nami.
– Lanni, błagam, przesuń się. Nie pozabijam ich wszystkich, bo to nie w ludzkiej mocy! Ale dam ci czas na napisanie listu. Podyktuj tej małpie w gwardyjskim mundurze, nawet jak nie ma papieru to zapamięta, oślica!
– W życiu, Achajko! Nie będę patrzyć, co z tobą będą robili!
– Błagam, napisz, że kochasz braciszka, że ich też kochasz, żeby cię pamiętali…
Oficer gwardii podszedł do nich powoli.
– Poruczniku. Teraz pani!
Rzeczywiście. Pluton „B” już nie istniał. Teraz one. Lanni obciągnęła spódniczkę, ale zanim zrobiła choć krok, Achaja wyskoczyła do przodu.
– Proszę pani, ja jestem z plutonu „B”, ustawili mnie przez pomyłkę, bo pasowałam wzrostem!
– Achaja! – krzyknęła Shha. – Ja nie będę na to patrzeć! – Odwróciła się tyłem. – Jesteś strasznie fajna, jesteś… moją siostrą!
Lanni, zaskoczona, chciała coś powiedzieć, ale gwardyjska oficer nie wnikała w szczegóły.
– Dobra – Poprowadziła Achaję. – Chcesz łyka?
Ona też miała ukryty pod kurtką bukłak.
– Nie. Napiję się potem.
Uśmiechnęła się! Gwardyjka naprawdę to doceniła i uśmiechnęła się szeroko. Posłała Achai pocałunek samymi ustami. I to ją choć trochę uspokoiło.
– Hej, dziewczyny! – wrzasnęła do całej dywizji. – Coście takie smutne?! Teraz damy im wpierdol!
Ktoś z tyłu roześmiał się. Pozostałe dziewczyny odwracały głowy, nie chcąc widzieć. Achaja weszła w wyznaczony krąg. Szermierz Viriona przyglądał jej się z pewnym zdziwieniem.
– Ty, coś taka wesoła? – spytał nawet.
– Taka się urodziłam. – Wzruszyła ramionami. – No i wiesz, ustalmy na początku, żebyśmy to mieli potem z głowy.
– Co ustalmy?
– No co mi dasz, jak wygram?
– He! – prychnął ubawiony. – Weź se co chcesz!
Wyszarpnął miecz, ale ona była szybsza. Doskoczyła błyskawicznie i wydłubała mu oczy. Hekke powinien być z niej dumny, słysząc ryk bólu przeciwnika! Po co walczyć? Przecież sam tak mówił. Trzeba tylko wygrać. Nie spiesząc się, wyjęła swój nóż i dobiła go.
– Biorę twój miecz – powiedziała do nieruchomego ciała. – A tak nawiasem mówiąc… Jeśli nasze wojsko wynosi nasze trupy, to kto wynosi wasze?
Gwardyjki na szczęście załapały. Żadna się nie ruszyła. Nawet nie drgnęła. Dwóch szermierzy Viriona musiało odciągnąć ciało. A Achaja miała czas, żeby sobie wyważyć miecz w dłoni. Dywizja zaskoczona milczała, nie wierząc własnym oczom.
Następny jej przeciwnik był bardzo młody. Sam jednak jego widok mógł napawać przerażeniem. Skoczył do kręgu jednym susem, wyćwiczony jak szlag! Duża blizna na prawym policzku, obcięte kiedyś ucho. Mistrz. Ruszył na Achaję składając się do co najmniej trzech różnych ciosów po drodze. „Czy to jest cesarski balet w Syrinx? – spytał Hekke w jej głowie. – A on zaraz gotów tu zatańczyć, do wszystkich Bogów razem wziętych! Uderzy z góry – dodał w jej wnętrzu. – Liczy, że nie jesteś tak silna jak on, pacan jeden”.
Ujęła miecz całą dłonią, nie trzema palcami, jak ją uczył. Chce iść na siłę, kretyn? Nie ma sprawy.
Uderzył z góry. Dzięki, Hekke! Nadstawiła własną klingę. Łomotnęło tak, że jego miecz pękł w połowie, w ruchu nie mógł dobrać odpowiedniego kąta uderzenia, Achaja nieruchomo, miała czas, mogła patrzeć spokojnie i odpowiednio ustawić dłoń. Jej ledwie ręka drgnęła. A on? Bez miecza i ze zwichniętym nadgarstkiem. Co mógł zrobić, kiedy doskoczyła do niego, neutralizując własnym mieczem jego sztylet i przykładając nóż do szyi?!
– Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!! – wrzasnęła dywizja, widząc walące się ciało.
Następny przeciwnik wyskoczył jeszcze szybciej, nie chcąc jej dać czasu na odpoczynek. Oni naprawdę nie wiedzieli, co to jest łupanie litej skały przez kilka lat jako niewolnik. Ten był dużo bardziej groźny. Starszy, chudy, sprawny. Podszedł delikatnie na palcach. Patrzył niby gdzieś w bok, ale nie dała się zwieść. Ujęła miecz trzema palcami. Potem uskoczyła lekko, kiedy uderzył. Z grupy Viriona rozległ się czyjś syk. Dopiero teraz zorientowali się, że była szermierzem! Dotąd myśleli, że to bezczelność, siła i szczęście zapewniły jej dwa dotychczasowe zwycięstwa. Mniejsza z tym. Zakrok. Na razie bez żadnego skurczu! Odskok. Świsnął mieczem o jakąś dłoń od jej ramienia, ale nie wychylił się, spryciarz. Ciął lekko, niby po co walić z całej siły, skoro miała na sobie tylko skórzaną kurtkę. Ale to by znaczyło, że on ma na sobie kolczugę. E… Niby po co? Chyba że nie taki znów wielki z niego mistrz? No tak, skąd Virion mógł zebrać aż czterdziestu wielkich w krótkim czasie? No, to zobaczymy. Zakrok, do przodu, odskok. Nawet nie ruszyła mieczem, a on już świsnął swoim. Nie jesteś za dobry, stary. Już po tobie! Co ten Virion, sprawdza przeciwnika, wysyłając najpierw najgorszych, czy chce ją zmęczyć? No dobra, rozluźniła się, jak on taki cwany, to sobie odpocznie w trakcie walki. Cofnęła się kilka kroków.
– Boisz się, suko? – warknął tamten.
– Och tak, tak, tak, panie – zakpiła i ryknęła śmiechem. – Szczam po nogach!
Mrugnęła do Viriona, który stał poza kręgiem i obserwował ją uważnie. Widziała, jak zaklął.
Ten chudy zaczął ją gonić, a ona unikała go drobnymi zwodami. On się męczył, ona nie. Odpoczywała. Żadnych skurczów, to w ogóle nie ten poziom. To nie był przeciwnik dla niej. Mógłby pewnie bez trudu zabić prostego żołnierza czy nawet oficera. Ale ją? Tylko we śnie! Albo w marzeniach.
– Co? – krzyknął wreszcie. – Walcz ze mną, tchórzu!
– Ależ proszę uprzejmie. Jak sobie życzysz.
Doskoczyła i zabiła go jednym precyzyjnym ciosem.
Dywizja zaczęła wyć! Wyć! Dało się rozróżnić zasadniczo dwa okrzyki: „Achaja, Achaja” – mniej liczne, bo mało kto znał ją z imienia, i „Zabij ich, zabij ich wszystkich, siostro!”
„Zabij ich wszystkich”. Cha, cha… Ona sama nie miała złudzeń.
– Lanni? – krzyknęła, ale nie wiedziała, czy ktokolwiek ją słyszy w tym zgiełku. – Piszesz ten list? Pospiesz się!
Podeszła do słupa z flagą, znajdującego się na obrzeżu koła do walki. Oparła o niego głowę. „Rozluźnij kark, kiedy dłuższa robota przed tobą” – mówił Hekke. Jaka dłuższa, Hekke?, odpowiedziała w myślach, zaraz mnie załatwią! „Jeśli tak zaczynasz myśleć, to rzeczywiście już po tobie!” Mam zabić czterdziestu mistrzów? „Już tylko trzydziestu siedmiu, mała.”