– Zrób, co możesz. Szlachectwem nagrodzę, jak ci się uda!
– Zrobię co w mojej mocy, Wasza Wysokość. – Medyk ukląkł, jeszcze niżej skłaniając głowę. – Ale jej życie w rękach Bogów teraz. Ja niczego nie zaniedbam. Niczego nie pominę. Ale jej życie w rękach Bogów.
Księżniczki otaczające władczynię patrzyły przerażone, jak medyk rozbiera Achaję. Wszystkie zobaczyły niewolnicze piętno na jej pośladku.
– Muszę ją nagrodzić, jeśli przeżyje – powiedziała Królowa. – Jeśli ktoś odznaczy się jak ona. Honor Królestwa uratuje. Powinnam ją księżniczką uczynić.
– Pani! – Jedna z księżniczek przypadła do nóg władczyni. – Toż to prostytutka i niewolnica!
– Pani! – pochyliła się w ukłonie druga. – Jak będą mówić o honorze Arkach, jeśli księżniczką zostanie… – Zawahała się. – Ja już nie mówię, że niewolnica, która może nas zdradzić. Co będzie, jeśli księżniczką zostanie ladacznica?! Co powiedzą inni władcy? Że w Arkach prostytutki są księżniczkami?
Królowa zawahała się, ale tylko przez chwilę.
– Wolę prostytutkę, która mi całą dywizję uratowała, swoim życiem płacąc, niż księżniczkę, która mi tę dywizję straciła.
– Będzie jak rozkażesz, pani – powiedziała trzecia. – Ale czy godzi się wystawiać honor Arkach na śmieszność? Co powie król Dery, jeśli jego poselstwo przyjmie prostytutka w barwach książęcych i suknię zadrze, żeby się przypodobać? Czy to się godzi, pani?
– A godzi się całą dywizję na śmierć wystawić tylko dlatego, że się ktoś schlał, miał tytuł i był za głupi, żeby knowania nieprzyjaciół rozeznać?
– To się nie godzi, pani – odparła ta na kolanach. – Ale to była księżniczka, o honor walczyła.
– Czyj? – krzyknęła Królowa. – Całą dywizję mogli rozsiec! To głupie, małe dziecko, które tu leży, i Biafra, który jedyny ma głowę na karku, uratowali razem trzy tysiące ludzi! Gdyby nie oni, mielibyśmy tu trzy tysiące trupów! Co ja bym powiedziała ich rodzinom? Że co? Że bitwa była? Musiałabym się zabić albo abdykować!
– Pani, ja…
– Milcz! Oznajmiam wszystkim, że jeśli dziewczyna przeżyje, będzie księżniczką Arkach i być może po raz pierwszy w dziejach ten tytuł zabrzmi dumnie.
Królowa, wściekła, nagle odwróciła się i odeszła szybko. Biafra czekał już jednak w pobliżu.
– Pani?
– Ach, to ty – Zatrzymała się. – Dziękuję ci, Biafra.
– Za cóż, pani?
– Słuchaj… Jesteś ostatnim gnojem, jesteś taką swołoczą, że ziemia nie powinna cię nosić! Ale za to, że uratowałeś te moje biedne dziewczyny… Za to Bogowie może odpuszczą ci choć część świństw, jakie uczyniłeś.
Biafra uśmiechnął się i przestąpił z nogi na nogę.
– Pani, Bogowie Bogami. Ja rozumiem, darowanie, te sprawy. Ale ja konkretnej nagrody wyglądam.
Królowa żachnęła się tylko.
– Czego chcesz? Książęcego tytułu? Tyś mężczyzna przecież, księżniczką nie zostaniesz nigdy.
– E… Wszystkie wakujące tytuły książęce prostytutki teraz biorą, jak słyszałem. Ja, jak rzekliście, mężczyzna, tyłka nikomu nie nadstawię, więc to nie dla mnie.
Coś łączyło Królową i Biafrę. Coś bardzo silnego. On był chyba naprawdę jej strasznie potrzebny. Ktokolwiek inny, kto powiedziałby te słowa w obecności władczyni, zostałby skrócony o głowę, zanim mógłby zorientować się, co zaszło.
– Czego chcesz? – warknęła.
– Jej – powiedział Biafra rzeczowo, wskazując na Achaję leżącą w namiocie medyka. – Na własność!
– Toż ona ledwie żywa! – żachnęła się Królowa. – Zaraz… Co ty chcesz z nią robić, świntuchu?
– Chcę ją mieć na własność – powtórzył. – Do wyłącznego rozporządzania.
– Co tobie? U nas niewolnictwa nie ma.
– Nie zrozumieliście mnie, pani. Ona księżniczka, nie moja niewolnica. Chcę ją mieć w służbach zaopatrzenia i rozpoznania.
– Toż jako księżniczka będzie tobą rządzić! Takie jej prawo.
– Poradzę sobie. – Uśmiechnął się lekko. – Naprawdę sobie z nią poradzę. Niech mną rządzi, jeśli tak trzeba. Ma być u mnie. Zrób ją, pani, majorem wojsk zaopatrzenia i rozpoznania, wyżej i tak nie podskoczy z kaprala, nawet jako księżniczka, tylko ty to możesz sprawić. Ja będę nad nią miał władzę służbową jako generał, ona nade mną administracyjną, jako księżniczka. Zupełnie mi to wystarczy.
– Dobra. Masz ją – mruknęła. – Nie zrób jej krzywdy, świnio!
– Nie wygląda na taką, co sobie da zrobić krzywdę – uśmiechnął się zimno. – Nawet Virion nie za bardzo potrafił to sprawić.
ROZDZIAŁ 8
Grubo ponad rok przygotowań, intryg i topienia pieniędzy w różnych przedsięwzięciach zaczęły nareszcie przynosić efekty. Wielki Książę Tau został związany wojną na wschodzie – Symm zaatakowało, ale tym razem wsparte siłami swojego niedawnego wroga, księstwa Linnoy. Armia Wschód została więc spacyfikowana. Wielki Książę Dahren zaniemógł nagle. Wydawałoby się, że nie można otruć Wielkiego Księcia, wszak wszystkie jego potrawy były wielokrotnie próbowane przez wielu ludzi, zanim dotarły to tych najważniejszych ust. Ale… Czasem te mniej ważne usta zamykają się nagle bez powodu, a te ważne otwierają bez potrzeby. Tytuł i wielkoksiążęcą władzę odziedziczyła po ojcu kilkunastoletnia Nauzea (bez sprzeciwów zresztą, bo była wsławiona swoją nieugiętą postawą podczas zarazy), a jej nadwornym doradcą został Zyrion. Cholernie drogo to kosztowało, ale pal piorun. Po roku zaczęło się opłacać.
Rada Królewska wierzgała jak nieudolnie podkuwany ogier. Królewscy Donosiciele byli jednak spenetrowani przez Mikę na tyle głęboko, że Rada mogła sobie wierzgać. Wiedziała mniej więcej tyle, ile powiedziało jej jedyne źródło informacji, czyli tyle, ile Mika zdołał wypocić w swoich lipnych raportach.
Zakon odzyskał swoich informatorów. Tyle tylko, że dzięki Zaanowi Biuro Handlowe wiedziało, kto jest kim i o czym donosi. Mika musiał stworzyć specjalny wydział pisania donosów, który kształtował przesyłaną informację, cyzelował, właściwie to nawet pieścił, przemieniał w poezję, wykuwał prawdziwą maestrię skurwysyństwa.
Sytuacja jednak wcale nie była dobra. Zmontowanie większego spisku, który obejmowałby choćby trzy wielkie rody, nie udawało się i pozostawała jedynie opcja brutalna: frontalny atak na wszystkich, czyli popełnienie samobójstwa. Jeśli jednak nic się nie uda zrobić, to szansa na to, że Sirius przeżyje kolejny rok, była żadna.
Zaan zaaferowany, kaszlący jak zwykle, z czymś, co blokowało mu płuca i rzęziło w nich okrutnie, wszedł do osobistej komnaty Wielkiego Księcia.
– Wielki Panie. – Pochylił się w ukłonie, czując, jak reumatyzm dosłownie rozrywa mu stawy.
– Zdejmij sandały – mruknął Orion.
Sam chodził boso po wielkiej mapie rozłożonej na podłodze. Była tak duża, że słudzy musieli jej krawędzie zawinąć na ściany.
– Jesteśmy w kropce, człowieku w czarnym płaszczu.
– Wielki…
– Czekaj – powstrzymał go książę. – Armia Zachód nie może uderzyć. Tuż za pasem swojego działania ma coś w rodzaju powstania. A nie możemy wysłać tam oddziałów pacyfikacyjnych, bo to zadanie Armii Domowej. Ale Armia Domowa nie istnieje właściwie. Ktoś to bardzo sprytnie wymyślił – Książę powstrzymał go znowu ruchem ręki. – Kraj spustoszony zarazą, głównie jej ekonomicznymi skutkami, rozsypka urzędów i instytucji publicznych, a teraz jeszcze to. Mają nas w ręku.
– Co się stało? – odważył się zapytać Zaan.