Выбрать главу

Ponieważ komisja ma się zajmować faktami, nie fantazjami ani czczymi wymysłami, nie będziemy formułować dalszych wniosków, ograniczając się do zadania kilku pytań: jakiego zagrożenia z naszej strony spodziewał się nieprzyjaciel? Kto mógł na tyle szybko przyjść z odsieczą na masakrowany odcinek? Konnica? Czy oni wyobrażają sobie, że kawaleria mogłaby atakować po omacku, w gęstym dymie, w nocy? Czy przypuszczają, że zastawiamy na nich pułapki? Ale jeśli tak, to dlaczego w ogóle prowadzą te dziwne akcje pacyfikacyjne? Czego więc się boją?

Nie odpowiemy na te pytania. Wydaje się jednak, że oni za wszelką cenę nie chcą nam pokazać… jak wyglądają. A czy to może nam nasunąć jakiś pomysł?”

Achaja potrząsnęła głową, odkładając papier. Była pod wrażeniem nieprawdopodobnej wręcz fachowości ludzi, którzy sporządzili ten raport. Z dwóch króciutkich zeznań, z paru wizji lokalnych ktoś wyciągnął takie wnioski, jakby był osobiście świadkiem wydarzeń. Symulacja ataku, żeby się dowiedzieć, co zawiodło. Pierwszy raz słyszała o czymś takim. Badanie, co potrafi czarownik, a czego nie potrafi, mając zawiązane oczy. Przeszukanie Bogowie wiedzą jak wielkiego terenu, stopa za stopą, w poszukiwaniu jednej strzały! Stwierdzenie, że z kuchni ginie sól? Ktoś nawet wykoncypował, że kratą została przyszpilona kobieta, której przebiło piersi, ponieważ w przypadku mężczyzny wszystkie kołki trafiające w klatkę piersiową powinny być zakrwawione na tę samą głębokość… Wiedziała, że wywiad to gnoje i sukinsyny, ale… teraz wiedziała również, że wywiad to wyjątkowo inteligentne gnoje i sukinsyny.

„Założenia taktyczno-strategiczne.

Najpewniejszą metodą walki z mieszkańcami Lasu są jak dotąd sukcesywne wypalenia. Należy je bezwzględnie kontynuować w coraz bardziej zmasowanej formie. Taktyka mieszkańców lasu wskazuje, że nie są w stanie podjąć przeciwko nam żadnej zorganizowanej akcji na większą skalę. To raczej błazeńskie, śmieszne odwety, a nie operacja o charakterze militarnym, w naszym rozumieniu tego słowa. Wypalania, choć skuteczne, są dość długotrwałe (wilgotność), proponujemy więc dokonywać ich w całym pasie granicznym przy pomocy dużych oddziałów, osłanianych wielkimi związkami kawalerii w drugiej linii i wspartych jednostkami uniwersalnymi (w rodzaju dywizji górskich)…”

Achaja przerwała czytanie i wsunęła z powrotem papiery do teczki, ponieważ ktoś zapukał energicznie. Nie mogła sobie poradzić jedną ręką, grzebała się jeszcze, kiedy drzwi otworzyły się, przepuszczając wysoką, dość ładną nawet dziewczynę w długiej, jasnej sukience. Shha za jej plecami zrobiła minę w rodzaju: „Kurde, lepiej chodu!” i przeciągnęła sobie palcem po szyi.

– Dzień dobry. – Dziewczyna dygnęła, unosząc dół sukni.

Achaja wybałuszyła oczy. Tamta była jej rówieśnicą, miała co najmniej osiemnaście, może dziewiętnaście lat i dygała jak małe dziecko.

– Jestem Arnne – przedstawiła się. – Jestem czarownicą.

– Witaj. – Achaja wreszcie uporała się ze swoimi papierami.

– Czy mogłaby pani przyjąć bardziej skromną pozycję? – wypaliła czarownica, wskazując wzrokiem jej nogi, jedną na ścianie, jedną podciągniętą pod siebie. – Nie chcę być wulgarna, ale takiego bezwstydu jeszcze nie widziałam.

Shha zagryzła wargi i zrezygnowana domknęła drzwi.

– Nie ma w tym nic wulgarnego. – Achaja, zdziwiona, usiadła skromnie na łóżku, przyciskając kolano do kolana. – Jesteśmy tu same dziewczyny.

– I proszę obciągnąć na sobie spódniczkę, proszę pani! – Arnne podeszła do swojego łóżka, krzywiąc się na widok nieporządnie ułożonej pościeli. – Tylko mężczyźni mogli wymyślić tak krótkie spódniczki dla kobiet!

Achaja westchnęła ciężko.

– Przy dłuższych ciężko byłoby dosiąść konia – mruknęła.

– W całym pomieszczeniu śmierdzi alkoholem! – zaatakowała czarownica. Nachyliła się nad stołem, sprawdzając naczynia. – Bogowie! Pani sama wypiła to wszystko?

– Przepraszam. Ale dla ciebie jeszcze zostało. Jakby było mało, to Shha wezwie gospodarza.

– Po pierwsze, nie jesteśmy na ty! – Oczy czarownicy miotały gromy. – Po drugie, nie tykam tego świństwa! I bardzo proszę, żeby pani, przynajmniej w mojej obecności, nie doprowadzała się do tego stanu!

– Do jakiego?… – Achai wydawało się, że jest zupełnie trzeźwa. Wypiła raptem ze trzy małe kubki.

– Jest pani… – Arnne szukała w głowie odpowiedniego słowa -…upita do nieprzytomności!

– O, kurwa – wyrwało się Achai.

– I proszę nie kląć wulgarnie w mojej obecności!

– Toż to wojsko, nie szkółka świątynna. Jeśli się pani wydaje, że w bitwie można…

– Na szczęście nie ma tu żadnej bitwy – przerwała jej Arnne. – Widzę tu tylko księżniczkę i czarownicę. Miałam nadzieję, że obie należymy do kręgu ludzi kulturalnych.

Drzwi otworzyły się z trzaskiem.

– Jakby co, to ja tu stoję z kuszą, siostrzyczko. Pamiętaj!

Shha zaklęła bezgłośnie i powróciła na posterunek, domykając drzwi.

– A co to było za chamstwo? – Arnne, krzywiąc się z obrzydzenia, zajęła miejsce na swoim łóżku.

– Ty, słuchaj – syknęła Achaja. – To jest moja siostra! Jeszcze raz coś powiesz o niej nie tak, to…

– Wiem, wiem. – Czarownica wydęła pogardliwie wargi. – Pani zaszlachtowała Viriona i kilkuset jego ludzi. Wspaniałe rzeźnickie osiągnięcie. Ale musimy jakoś spędzić razem tę noc, więc proszę, zachowujmy się jak ludzie kulturalni. Możemy przynajmniej udawać, prawda?

Achaja zrezygnowana machnęła ręką. Wzięła ze stołu i rzuciła jej ostatnie jabłko.

– Zechce się pani posilić przed spoczynkiem?

Czarownica chwyciła je, krzywiąc się odruchowo. Musiała być jednak głodna. Ze swej małej torby wyjęła jedwabną szmatkę i zaczęła wycierać dokładnie owoc. Potem w jej ręce pojawiła się lniana szmatka i zabieg został wykonany od początku. Wyjęła mały nożyk i zaczęła obierać skórkę. Odkroiła malutki kawałek i włożyła sobie do ust. Nagle, zupełnie irracjonalnie, Achai zrobiło się jej żal. Ona miała… swoją własną chorobę. Ale Achaja chyba zamieniłaby swój porąbany umysł na również porąbany tamtej dziewczyny. Może z tamtym, mimo wszystko, było łatwiej żyć? Choć trochę?

– Smakuje pani?

Arnne skinęła lekko głową. Jej wzrok ani trochę nie wyzbył się podejrzliwości.

– Czy udamy się teraz na spoczynek? – zakpiła leciutko Achaja.

Nowe skinienie, nowy kęs jabłka, tak mały, że można byłoby karmić tym niemowlę.

– Aaaaa… jak się rozbierzemy razem? – Achaja prowokowała teraz specjalnie.

Kawałek jabłka musiał być jednak za duży. Wyraźnie utkwił w gardle czarownicy. Wybałuszyła oczy.

– Zzzz… zgaśmy światło i…

– O, Bogowie! – zakpiła Achaja, tym razem wyraźnie. – I co? Obie do goła naraz?

– Proszę przestać!

Achaja westchnęła i choć z jej strony był to nieprawdopodobny wręcz wyczyn z powodu jednej czynnej ręki, ukryła się pod kołdrą, z wielkim trudem zdjęła kurtkę, opaskę, potem spódniczkę i buty. Arnne była odwrócona plecami, ale jadła to swoje jabłko. Była kompletnie popieprzona. Biafra jak zwykle miał rację. Musiała być naprawdę dobra w swoim fachu, choć taka młoda. To się czuło.

Obserwowała spod oka, jak tamta kończy jeść, a trwało to długo. Potem wyjmuje z tej swojej torby nocną koszulę i ukrywa ją wstydliwie pod kołdrą.