– Niech pani się odwróci, proszę. – Zdmuchnęła lampkę.
Achaja w kompletnych ciemnościach odwróciła się posłusznie twarzą do ściany. Słyszała szelest tkanin, odgłosy szarpania, potem skrzyp łóżka. Kiedy położyła się z powrotem na wznak, tamta była już zakryta kołdrą po nos.
– Ile masz lat? – spytała.
– Dziewiętnaście i pół.
„I pół”. Jak dziecko akcentowała połówki.
– A pani?
– Coś koło tego. Może pół mniej, a może nie. Nie wiem.
– Jak można tego nie wiedzieć?
– Straciłam rachubę.
– Przecież wystarczy porównać rok urodzenia z dzisiejszą datą.
– Nie chcę wiedzieć, jaki mamy rok. Nic mnie to nie obchodzi.
Zapadła cisza. Arnne jednak nie zamierzała zasypiać. Coś nurtowało jej umysł.
– A… skąd pani ma ten tatuaż? – spytała nieśmiało.
– Byłam kur… o przepraszam. Byłam prostytutką. Chociaż dość krótko, prawdę mówiąc.
Znowu cisza.
– A pani spała już kiedyś z mężczyzną?
Przedłużająca się cisza. Potem ciche, cichutkie, prawie na granicy słyszalności:
– Nie.
Achaja przewróciła oczami. Właściwie trochę zazdrościła tamtej jej nad wyraz higienicznego sposobu życia.
– Czy… proszę wybaczyć śmiałość… czy pani jest naprawdę goła pod kołdrą? – szepnęła czarownica.
– Może pani sama sprawdzić. – Achaja z trudem opanowała śmiech. Biafra powinien ją wysłać na dziesięć dni do wojska, zanim zlecił jej tajną misję. – Spałam już z dziewczyną, jeśli o to pani chodzi.
– Proszę tak nie mówić!
– Jeśli pani woli mojego sierżanta…
– Proszę natychmiast przestać!
– Dobranoc. – Achaja przewróciła się na bok i nakryła kołdrą razem z głową.
Nie było jej jednak dane zasnąć. Może w jakieś pół modlitwy później czarownica zaczęła ryczeć.
– Tu się coś rusza! Ratunku!
Shha o mało nie wywaliła z zawiasów drzwi nagłym kopnięciem. Mierzyła z kuszy w okno, stojąc na rozkraczonych nogach. Lanni i Harmeen musiały się zderzyć głowami. Obie, półgołe, trzymały się za obolałe czoła, kiedy w kilka oddechów później stanęły w drzwiach z obnażonymi mieczami. Mayfed o mało nie stratowała ich wszystkich, biegnąc z dołu z pochodnią.
– Kurwa, gdzie? Skąd zaatakowali?!
– Pewnie szczur – mruknęła Achaja.
– O, żesz ty! Jaja se robicie? – warknęła Shha. – O mało nie odpaliłam z tego urządzenia! – Potrząsnęła kuszą.
– Ratunku! – wrzeszczała czarownica.
– Proszę pani – zaczęła Lanni, zwracając się do Arnne, ale Harmeen chwyciła ją za ramię wzruszając ramionami. Była doświadczona, bo eskortowała ją od samej południowej granicy.
– Chodź – szepnęła do porucznik. – Mam jeszcze kilka łyków w bukłaku.
– Zróbcie coś z tym szczurem!
– Niby co? – warknęła Mayfed.
– Ty, słuchaj – zdenerwowała się Shha. – Jak następnym razem krzykniesz, to pamiętaj… mam w rękach napiętą kuszę! Ty się hamuj, zanim odpalę gdzie nie trzeba!
Zamknęła drzwi z głośnym trzaskiem.
– No… co… coo… co za chamstwo! Niech pani zareaguje jakoś!
– Proszę pani! – Achaja również zdenerwowała się naprawdę. – One mają za sobą kilka prawdziwych bitew. Jeśli ktoś krzyczy, że coś się rusza, to one mają na myśli wroga, który chce je zabić. I niech pani więcej nie krzyczy. Bo ta za drzwiami naprawdę następnym razem strzeli.
– Ale szczur…
– Nie zje nas. Dobranoc.
– Pobudka, dziewczyny! Pobudka, pani oficer! – Chloe oparła kuszę na ramieniu i ściągnęła kołdrę z Achai.
Ta przecierała oczy sprawną ręką.
– Cześć – ziewnęła.
– Cześć, koleżanko. Wstawaj, małpeczko, pomogę ci się ubrać.
– Proszę stąd natychmiast wyjść! – krzyknęła ledwie obudzona Arnne. – Co pani wyprawia?!
Chloe spojrzała szczerze zdziwiona.
– O co jej, kurwa, chodzi?
– Ja sobie wypraszam! – zawyła czarownica. – Proszę stąd natychmiast wyjść!
Chloe patrzyła ogłupiała. Miała ostatnią, poranną wartę i przez moment wydawało jej się, że śni. Achaja machnęła ręką.
– Ja sobie wypraszam! Proszę stąd natychmiast wyjść, albo poskarżę się generałowi!
Chloe, skonfundowana, wzruszyła ramionami i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Achaja, wściekła, nagle wyskoczyła z łóżka. Chwyciła swój mundur i zarzuciła sobie na ramię. Wzięła do ręki buty i teczkę, zębami chwyciła pas z mieczem. Złośliwie pokręciła tamtej przed twarzą gołym tyłkiem, bo była naprawdę zła.
– Co pani wyrabia? – Arnne zasłoniła sobie oczy dłońmi.
Achaja chciała coś odpowiedzieć, ale z pasem w ustach mogła nie zostać zrozumiana. Potrząsnęła tylko głową i wyszła do Chloe, kopiąc w drzwi bosą stopą.
– Pomożesz mi? – wymamrotała.
– Pewnie. – Dziewczyna odrzuciła z twarzy rude warkoczyki i wyjęła koleżance pas z ust. Pomogła jej się szybko ubrać. Potem zbliżyła usta wprost do ucha Achai. – Co jej odpierdoliło? – szepnęła.
– Wiesz… całe życie w pałacu, w odcięciu od ludzi. Chyba kiedyś też taka byłam.
– E… Ty? Ty jesteś normalna, a nie popierdolona.
– Ludzie się zmieniają. – Achaja mrugnęła do Chloe. – Chodź, może zdążymy coś zjeść.
Zeszły na dół. Harmeen i Lanni siedziały już skupione nad misą z czymś ciepłym. Mógł to być gulasz, ale zapach wskazywał, że w środku mogły też pływać resztki różnych posiłków z ostatnich dziesięciu dni.
– Co, Achajka? – uśmiechnęła się Lanni. – Atakowały was jakieś mrówki, chrząszcze, pajączki czy zabójcze ćmy? Bo my z panią kapitan czuwałyśmy nad waszym bezpieczeństwem całą noc.
– Słyszałam, słyszałam. Jakiś płyn przelewał się u was nieustannie.
Harmeen roześmiała się głośno.
– Nie ma tak dobrego słuchu, jak mówiłaś. – Zerknęła na Lanni.
Achaja też się roześmiała.
– Powtórzę za swoją koleżanką: „Co to za wojsko, żeby kapitan z porucznikiem?”.
– Słyszała! – Harmeen potrząsnęła głową.
– Mówiłam – dodała Lanni. – W nocy się nie da strzelić palcami w odległości stu kroków, żeby nie słyszała.
– Ale szczur was zaatakował. Dlaczego nie wezwałaś całego plutonu?
– Słuchaj – Lanni machnęła ręką. – Mayfed tylko groziła, że go zje. A ona jedna jedyna z nas wszystkich – wskazała na Achaję – naprawdę zjadłaby szczura.
– E… zalewacie, poruczniku.
– W życiu! Widziałam, jak zjadła oślizłego robala!
Harmeen spojrzała na major.
– Poważnie?
– Mhm. – Achaja schyliła się, szukając pod stołem.
Po chwili znalazła sporego karalucha. Wrzuciła go sobie na łyżkę z gulaszem i podniosła do ust.
– Ty! Przestań! – Harmeen chwyciła ją za rękę w ostatniej chwili i zmusiła do wyrzucenia zawartości na podłogę. – Jeszcze nie skończyłam jeść! – Pokręciła głową z niedowierzaniem. – Naprawdę byś to zrobiła. Bogowie! Naprawdę.
– Pewnie.
Kapitan roześmiała się znowu.
– Ot, wyrafinowane oficerskie zabawy. To mi się najbardziej podoba w wojsku.
– Myślisz o karaluchu czy o Lanni? – odpaliła Achaja.
Ryknęły śmiechem. Spoważniały jednak, kiedy na schodach ukazała się Arnne, w zapiętej pod szyję sukni.
– Drogie panie! – syknęła. – Czy to wypada, żeby oficerowie ryczeli tak, że aż gospodę roznosi?
Oniemiały wszystkie. Czarownica podeszła do stołu.
– A w ogóle to… dzień dobry paniom.