Выбрать главу

– A który z szeregowych mówi do pani per „głupia”?

Harmeen z wrażenia o mało nie władowała się w przydrożne drzewo. Mayfed i Zarrakh zupełnie jawnie oparły dłonie na rękojeściach mieczy. Shha kilka kroków z przodu, za szpicą, wyjęła swoją kuszę i niby przypadkiem odchyliła ładującą dźwignię.

Bei oczywiście nie mogła, jadąc z tyłu, słyszeć rozmowy oficerów, ale widząc Mayfed i Zarrakh z rękami na rękojeściach mieczy i Shhę z kuszą, rozerwała szyk i podjechała bliżej, bawiąc się nożem. Za nią Chloe, Sharkhe i jeszcze kilka dziewczyn. Nie wyglądały na takie, które ulękną się czarów.

– Czyżbym nie mówiła właśnie, że tu regulamin nie istnieje? – mruknęła Arnne.

– Ale fajnie jest mieć siostrzyczki – uśmiechnęła się Achaja. – Nawet jak nazywają cię „mała”, „stara” czy „głupia”. – Uniosła się w strzemionach i odwróciła. – Zróbmy jakiś porządny szyk, dupki – mrugnęła do tyłu.

Dziewczyny wróciły na swoje miejsca. Harmeen uśmiechnęła się, odwracając głowę. Arnne załatwiła sobie jedno. Jeśli rzeczywiście miałaby spaść z siodła, Mayfed i Zarrakh na pewno jej nie chwycą, a potem będą się tłumaczyć, że naprawdę nie mogły.

Na szczęście dalsza podróż minęła bez kolejnych bezsensownych dyskusji. W górach nie mogły jechać zbyt szybko. Ale potem, na obniżającym się, pagórkowatym terenie przyspieszyły i udało się jakoś, jeszcze przed zmrokiem, dotrzeć do obozu warownego.

Warty przepuściły je bez większych problemów. Usłyszały jedynie cichą uwagę oficer operacyjnej:

– O, kurwa! Pluton zwiadu, księżniczka w stopniu majora i czarownica! No, to już po nas, koleżanki. Wymyślili jakieś makabryczne zadanie.

Nie wnikały, co tamte mają na myśli. Pułkownik piechoty przydzieliła im kwatery w namiotach i nieludzko zmęczone mogły nareszcie zsiąść z siodeł.

– Zapłaciłabym złotem za możliwość kąpieli – stęknęła Harmeen, przeciągając się.

– No – Lanni ziewnęła szeroko. – Kąpiel i spać! Marzenie.

– Widziałam coś jakby balię przy namiocie dowództwa – włączyła się czarownica. – Zapłaćmy komuś, żeby nagrzał wody i wniósł balię do namiotu.

– To jest wojsko, proszę pani – usiłowała ją zgasić Lanni. – Nie sądzę, żeby komukolwiek udało się zapłacić.

– Brednie. – Arnne zatrzymała dwie dziewczyny w tunikach piechoty i pełnym oporządzeniu. – Hej, wy tam! Skoczcie po wodę, zagrzejcie i…

– Jesteśmy wartownikami – powiedziała w miarę jeszcze spokojnie ta z naszywkami kaprala.

– No właśnie. To teraz skoczcie po wodę i…

– Nam nawet rozmawiać z nikim nie wolno. – Dziewczyny odwróciły się i, klnąc w duchu, ruszyły w dalszy obchód.

– Dobra – szepnęła Achaja. – Niech ona się dalej żołądkuje, a my skombinujmy jakieś wiadra, to się przynajmniej polejemy.

– Spokojnie. – Lanni mrugnęła do koleżanek. – Załatwię nam prawdziwą kąpiel. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Bo wiem jak. W przeciwieństwie do niej.

Harmeen roześmiała się cicho.

– Zwiad jest najlepszy w całej armii!

– Pewnie – mruknęła Achaja. – Rozśrodkowujemy się, dziewczyny, żeby nas nie wyśledziła. Zbiórka za trzy modlitwy przy balii.

– Rozkaz! – Lanni i Harmeen zasalutowały ukradkiem.

Rozeszły się nagle, każda w swoją stronę. Achaja poszła do wielkiego namiotu zajmowanego przez pluton. W wejściu o mało nie została stratowana przez malutką Sharkhe, która właśnie skądś wracała.

– O, kurde! – krzyknęła. – Spotkałam dwie dziewczyny z mojego miasteczka! Z tej samej ulicy! Szlag. Zawsze ze mnie kpiły, że jestem taka niska. Poszły do woja rok przede mną. Tak się chwaliły, że mi buty spadały. A teraz podeszłam do nich w tym swoim ślicznym mundurze zwiadu. Żołnierz elitarnej jednostki! Z odznaką pułku z prawdziwego srebra. I z trzema baretkami za kampanie, w których brałam udział. Z rozetą za służbę w górskiej dywizji. Aaaaaaaaaach!!! A one w tych zwykłych płóciennych tunikach. Trzeci rok tu kwitną wśród pagórków.

Dziewczyny zaczęły się śmiać.

– Macie jakąś wódkę? Napiłabym się z nimi.

Znalazł się spory bukłak. Achaja przejęła go szybko.

– Co? Pić nie wolno?

– Wolno. Ale lepiej dobijmy naszą kochaną piechotę.

Wyjaśniła swój plan.

Sharkhe, śmiejąc się, poszła przodem. Achaja i Shha odczekały chwilę, potem ruszyły jej śladem. Odnalazły ją pod jakimś namiotem siedzącą z koleżankami.

– Achaja – zawołała i mrugnęła tak, żeby tamte nie widziały.

– Co?

Obie piechociarki zerwały się i stanęły na baczność.

– Masz coś do picia?

– Pewnie. – Rzuciła jej bukłak.

Shha wyjęła z torby kawałek wędzonego mięsa zawinięty w szmatę.

– Chcesz mieć czymś zagryźć? – Podała jej zawiniątko. – Picie bez zakąski to potem zgaga.

– Dzięki.

– No – wtrąciła się Achaja – i uważaj na wszystko wokół. Bo wiesz… Tej piechocie to nie można ufać.

Obie dziewczyny z piechoty o mało nie skamieniały z szoku. Ich koleżanka ze zwiadu była… na „ty” ze swoją księżniczką w stopniu majora! A sierżant sam dawał jej zakąskę?! To niemożliwe. To niemożliwe. To niemożliwe. To tylko sen. Maślanym wzrokiem odprowadzały odchodzące major i sierżant, a Sharkhe rosła tak, że była już prawie normalnego wzrostu.

– Pani major – Shha klepnęła siostrę w tyłek, kiedy znalazły się poza zasięgiem wzroku tamtych – twój pluton cię kocha.

– Zwiad jest najlepszą formacją w tej armii.

– Najlepszą na świecie!

– Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację. Nic nie mów, chodź ze mną, to się wykąpiesz w prawdziwej gorącej wodzie.

– Nie!?

– Tak!

– Słuchaj, my w takim razie naprawdę jesteśmy najlepsze na świecie.

– Masz – Achaja rozłożyła ręce. – A na dodatek powiem Harmeen, żeby skombinowała gorącą kolację.

– O, kurde! Niech Bogom będą dzięki za to, że jestem w zwiadzie.

– Ty Bogów lepiej nie wzywaj. – Dobrze zapamiętała naukę Mistrza Anai, Krótkiego, Hekkego, Viriona i innych. – Bo jak przyjdą naprawdę, to cię zaraz załatwią, nie wiesz, co to za banda.

Shha wzruszyła ramionami i znowu strzeliła siostrze klapsa.

– Ty się tak nie przejmuj, mała – roześmiała się. – Jak mówią: nie łam się, bo cię życie szybciej złamie.

– Słuszna racja, siostrzyczko.

Przy balii już napełnionej ciepłą wodą czekała na nie porucznik zwiadu, tak zakurzona, że ledwie mogły rozpoznać rysy twarzy.

– Pani major Achaja, księżniczka moja?

– To ja.

– Mam dla pani pisma i rozkazy. – Podała jej skórzaną teczkę.

– Od kogo?

– Nie wiem. – Porucznik wzruszyła ramionami. – Ze stolicy jadę, zmieniając konie – Nie mogła się oprzeć, żeby nie zerknąć na olbrzymią, pełną balię. – Przepraszam, ale… Nie zostawiłybyście mi, panie, trochę wody?

– Wskakuj z nami. Zmieścimy się.

– Nie mogę. – Dziewczyna zmrużyła zmęczone oczy. – Muszę przekazać rozkazy dowództwu obozu. Ale dzięki.

– Nie bój się. Zostawimy coś.

– Dziękuję, pani major! – Dziewczyna zasalutowała sprężyście.

Harmeen siedziała już w środku.

– Chodźcie, dziewczyny. Szybko stygnie.

Lanni rozbierała się błyskawicznie. Achaja i Shha poszły w jej ślady. Wszystkie wskoczyły do ogromnej balii tak szybko, jak tylko mogły.

– Kurde, dawno nie było mi tak dobrze – mruknęła Lanni.