Выбрать главу

Dziewczyna wróciła szybko. Miała w rękach pociętą sztychami mieczy, zakrwawioną kurtkę Achai. Narzuciła sobie na ramiona. Wyraźnie widać było srebrne odznaki pułku, dystynkcje majora i złoty wężyk księżniczki.

– Fajna, co?

– O, żesz ty… To moja.

– Teraz moja, koleżanko – roześmiała się dziewczyna. – To ja ci przebiłam płuco i zdarłam to z ciebie. Teraz moja!

Achaja i Arnne znów próbowały porozumieć się wzrokiem. Jakby dwa trupy spojrzały na siebie. Nie można było niczego wyczytać z twarzy.

– Coście z nami zrobili?

Dziewczyna ponownie się uśmiechnęła.

– Jak wam to wytłumaczyć? – Wzruszyła ramionami. – Jesteście pierwszym napastnikiem, który zadał nam takie straty. Starsi musieli się dowiedzieć, jak to zrobiłyście. Kim jesteście, ile waszych jeszcze przyjdzie, żeby nas zabijać, żeby palić las. No, ale obie już nie żyłyście. Ja ciebie zabiłam – wskazała na Achaję. – Bośmy się już zaczęły zakładać, komu się uda dosięgnąć takiej wojowniczki jak ty. – Rozłożyła ręce w geście uwielbienia. – Jaki honor! Cięłaś mieczem jakoś tak dziwnie. Były chwile, kiedy myślałyśmy, że widzisz po ciemku jak my, były chwile, kiedy sądziłyśmy, że nie widzisz niczego. To było dziwne. A tamtą – wskazała na Arnne – zabiła moja koleżanka. I dalej było dziwnie… dziwnie, dziwnie. Wyście zginęły, a tamci, co chcieli dostać się do was spoza lasu, zostali pobici, zaczęli uciekać, ale rozdzielili się w pewnym momencie i zawrócili, jakoś tak z dwóch stron.

– Podwójny rygiel – mruknęła Achaja. – Klasyczny manewr pozornej ucieczki. Dałyście się na to zrobić?

Dziewczyna skinęła głową.

– Zabili dużo naszych. I te strzały, i ci, co uderzyli w nasze plecy, z waszej grupy. Musiałyśmy się dowiedzieć. Ale wyście już nie żyły. Nie mieliśmy żadnego żywego jeńca. To wtedy Starsi postanowili, żeby was ożywić – wy dwie byłyście najważniejsze. Ale to możliwe tylko jak kogoś się robi wojownikiem.

– Jak się robi? – spytała Arnne. – Jak można ożywić trupa?

– Tu jest magia Bogów. Tu jest sam… – wyraźnie brakowało jej słowa – sam matecznik. Magia Bogów! Można zmienić człowieka w kota. Nie do końca. Ale… Można przywrócić życie. Sprawić, żeby człowiek widział inaczej, czuł inaczej i się zmieniał.

– Naprawdę macie po dziewięć żyć?

– Chyba nie dałyście się na to nabrać? Cha, cha, cha… Dziewięć żyć? Czemu od razu nie piętnaście?!

Achaja zaklęła brzydko, ale tamta nie zrozumiała.

– My chyba inaczej rozumiemy śmierć niż wy – ciągnęła. – Wy chyba myślicie, że jak się człowiek nie rusza i nie oddycha, to już umarł. My nie. Jeszcze można go ożywić.

– Zamieniając w kota?

– To można tylko raz. Jak już jesteś naszym wojownikiem, drugi raz cię nie ożywią w ten sposób.

– A ta, co jej złamałam kark? Jak ożyła?

– Akurat, złamałaś. No pewnie, kości można szybko zrosnąć, cios w brzuch nie jest u nas niebezpieczny. Ona umarła według waszych pojęć. Gdybyś jej odcięła głowę, to byśmy jej nie uratowały. To jest tak. Cios mieczem w serce jest dla was śmiertelny. To śmierć. Dla nas nie. Nie, nie, zupełnie nie. Można uzdrowić. Ho! Uzdrowić i już, ale… jak poleżysz za długo i nikt ci nie będzie pomagał, to umrzesz jak każdy zwykły człowiek. O! Tak mówiąc masz bardzo dużo żyć, nie dziewięć, nie piętnaście, ale sto i więcej. Ale jak ci ktoś utnie głowę… To masz tylko jedno życie. Jak każdy. Każdy, każdy.

– Czyli jednak nie do końca kłamała ta, która mówiła, że mnie wbije na pal dziewięć razy?

– Na pal to ona mogłaby cię wbijać tyle razy, ile by chciała. Ona jest Starsza, Starsza. Mówiła: „dziewięć”, bo wiemy, że u was jest taki głupi przesąd, że kot ma dziewięć żyć. Nie było chyba czasu, żeby ci tłumaczyć, że mogłaby cię zabijać i sto razy. Sto razy, sto! Albo i – pokazała na palcach – tyle razy po sto. By bolało, ojej! Ojej!

Achaja jęknęła. Sto razy! Dobrze, że reszta świata nie ma takich możliwości. Oczami wyobraźni ujrzała trybunał, który orzeka w jakiejś sprawie: „Wysoki sąd skazuje winnego na trzydzieści śmierci przez powieszenie, do tego dwa razy łamanie kołem, dziesięciokrotne utopienie, sześć razy spalenie, a potem to już tylko czterysta lat ciężkich robót z wbiciem na pal co dziesięć dni ku rozrywce skazanego”. Pewnie nie byłoby już zbrodni.

– Jak można was… – Arnne zawahała się – jak można nas więc zabić?

– Jak każdego, jeśli jesteście poza Lasem. Jeśli w Lesie, i nie za daleko trzeba nieść trupa do Starszego, to: ucięcie głowy, tego nikt nie naprawi. Przecięcie ciała na pół. Nawet odrąbanie ręki czy nogi. Takie coś to tylko Starsza Starsza mogłaby pewnie naprawić.

– A jak naprawiłyście moją rękę? – Achaja podniosła lewą dłoń i poruszyła palcami.

Aiiiiiiiiiiii roześmiała się.

– To nawet ja bym ci naprawiła, mimo że nie jestem Starszą. Sama mogłabyś to zrobić, jakbyś się dostatecznie skupiła. Sama, sama!

– A moje blizny? Jak zniknęły?

– Skórę naprawić łatwo. Uh! – klasnęła w dłonie. – O, tak szybko.

– Żeby was. Nie mogłybyście mi usunąć też tej z tyłka?

– No toż ona nie z bitwy. Ktoś ci specjalnie zrobił, nie? Nie, nie? Żebyś piękna była. Piękna, piękna.

Arnne potrząsnęła głową zrezygnowana.

– Co z nami będzie? – spytała.

– Jak to, co? – Aiiiiiiiiiiii spojrzała wyraźnie zdziwiona. – Obie jesteście już nasze. Będziecie z nami żyły, będziemy razem walczyły. Uuuuu! Ja chcę, żeby ta Ach… Ach… Achiiiija czy jak, nauczyła mnie tak robić mieczem. I chcę, żeby mi zrobiła taki sam tatuaż. Musi, musi. Tatuaż koniecznie. Tak!

– Zastanów się jeszcze – mruknęła Achaja kpiąco.

– Nie, nie. Chcę. Dam ci za to mój łuk, co? Pokażę ci, jaki jest fajny. Sama robiłam, dwa lata. Dam ci, co?

– Weź przestań. Uspokój się.

– Nie, nie. Dam ci jeszcze trzydzieści strzał, co? Też sama robiłam. Co? Dam czterdzieści!

Achaja zatrzymała się i spojrzała tamtej w oczy.

– Na całe szczęście nie umiem tatuować. A poza tym strzelam z łuku, mówiąc delikatnie, jak dupa wołowa.

W malutkiej grocie, przy ognisku, siedzieli dziewczyna i chłopak. Oboje nadzy jak wszyscy inni. Arnne westchnęła ciężko i zagryzła wargi. Najpierw nie chciała wejść, a kiedy Aiiiiiiiiiiii i Achaja wepchnęły ją siłą, zasłoniła się rękami. Wściekła jak osa, usiadła gdzieś z boku, podciągając kolana pod brodę i oplatając ramionami.

– Co z nią? – spytała dziewczyna przy ognisku. – Chora?

– Nie przejmuj się – uśmiechnęła się Achaja. – Macie coś do jedzenia?

Tamta skinęła głową, ale Aiiiiiiiiiiii nie dała jej dojść do słowa.

– Widzisz, jaką mam kurtkę? – wrzasnęła do koleżanki.

– Przestań. Chwalisz się tym do znudzenia.

– Ale tobie jeszcze nie mówiłam. To jej. – Chwyciła Achaję za włosy i potrząsnęła lekko. – Zdobyłam se. Widzisz, jakie ma tu fajne. – Dotknęła końcami palców srebrnych dystynkcji majora. – Widzisz?

– Żeście ją chyba na rożen nadziewały, wojowniczki – mruknął chłopak. – Pocięta i pokrwawiona jak zając w połowie jedzenia.

– Widać, jak trudno było zdobyć! – krzyknęła Aiiiiiiiiiiii. – Żeby mi nikt tego nie śmiał myć ani zszywać. I ja ją zdobyłam. – Palnęła Achaję w ucho i to dość mocno. – Spróbuj się z nią, jak myślisz, że było łatwo.

– Teraz? Jak już jest wojowniczką? Ty ją oprawiałaś, jak jeszcze była człowiekiem.