Выбрать главу

– Tak? To ty się zmień, a ona nie. Zobaczysz, jaki da ci wpiernicz. Flaki z ciebie wypruje. – Palnęła Achaję w kość policzkową. – Jesteś głupi jak wiewiórka! Głupi, głupi.

– Czy mogłabym prosić, żebyście nie dyskutowali więcej o mnie? – Achaja rozcierała ucho i policzek. – Dacie coś do zjedzenia?

Dziewczyna podała im dwa duże kawałki suszonego mięsa.

– Czy mogłabym prosić o jabłko? – szepnęła Arnne, obracając w dłoni swoją porcję. Nie widziała czegoś takiego pewnie nigdy w życiu. Szczególnie teraz, kiedy węch miała wyczulony do granic możliwości, nie mogła się zdobyć, żeby włożyć do ust coś tak śmierdzącego.

– Co?

– Jabłko. Proszę.

– Czego ona chce? – spytała dziewczyna przy ognisku. – Jajko?

– Jabłko. Proszę was bardzo.

– Co?

– Nie przejmujcie się nią – mruknęła Achaja.

Wbiła zęby w swoją porcję, a potem wyjęła z dużym trudem.

– Słuchaj, Aiiiiiiiiiiii… Jak się robi te kły?

– Chcij.

– Co?

– Musisz chcieć. No, chcij. – Aiiiiiiiiiiii strzeliła ją dłonią w policzek. – No. Nie myśl. Chcij. Nie myśl w ogóle. – Uderzyła w twarz z drugiej strony. – No.

Achaja poczuła lekkie zaćmienie. Boleśnie ugryzła się w język. Miała już kły, pazury i ogon. Westchnęła ciężko, oszołomiona. Ale gryzienie, a właściwie rozszarpywanie porcji poszło jej dużo łatwiej. Mięso było nawet dość smaczne, pod warunkiem, że konsekwentnie oddychało się przez usta, lekceważąc nos, który wysyłał sygnały do reszty organizmu, że trzeba natychmiast wymiotować.

– Czym ty się tak denerwujesz, smarkata? – spytał wyraźnie zaciekawiony chłopak.

– Kurde, skąd wiesz?

Wskazał na koniec jej ogona, który drgał lekko. Roześmiała się z pewnym trudem, powstrzymując torsje. Krótki miał rację. To zapach. Zapach był winien wszystkim obrzydzeniom. I słusznie pozbawił ją tego zmysłu w obozie niewolników. Teraz jednak czuła, że nigdy w życiu nie zjadłaby już żadnego robaka. Odrzucało ją od mięsa, nawet świeżego, na samą myśl o jego zapachu. Chciała jabłko, tak jak czarownica, ale po pierwsze, była naprawdę głodna, a po drugie, w przeciwieństwie do Arnne, wiedziała, że trzeba zaspokajać potrzeby ciała tym, co jest pod ręką. Wtedy ciało nie zawiedzie. Inaczej sam sobie będziesz winien.

– Wiesz – uśmiechnęła się do chłopaka – po raz pierwszy w moim życiu ktoś mnie wskrzesił, zamienił w zwierzaka i powiedział, że do końca życia będę mieszkać w tym lesie, żrąc to świństwo. A poza tym, wszystko w porządku. Naprawdę nie wiem, czym się denerwuję.

– Słusznie, koleżanko – poparła ją niespodziewanie Arnne. – Ktoś im musiał to nareszcie powiedzieć.

Achaja spojrzała na czarownicę.

– Cieszę się, że przynajmniej jesteśmy już na „ty”! – dobiła ją. – I że nie muszę już dygać na pani widok.

– One naprawdę są wściekłe – zdziwił się szczerze chłopak. – Ciekawe dlaczego?

Aiiiiiiiiiiii włożyła palec do nosa i dłubała nim zawzięcie dłuższą chwilę.

– Potrzebują mężczyzny – zawyrokowała. – Pomożesz im?

– Pewnie. – Chłopak wstał lekko. – Której najpierw?

Arnne pisnęła cienko, przerażona do granic możliwości. O mało nie wybiła sobie zębów kolanami, usiłując się zasłonić.

– Nie! Nie! Proszę.

Chłopak patrzył zdziwiony. Aiiiiiiiiiiii i koleżanka przy ogniu również.

– Ty pierwsza? – Podszedł do Achai.

Spojrzała na niego skonfundowana. Nie było to dla niej nic nowego, w przeciwieństwie do czarownicy, ale obcesowość propozycji nawet ją wytrąciła z równowagi.

– No, co? Przestaniesz się denerwować – powiedział z jakąś niesamowitą prostotą. – Będzie ci dobrze, smarkata. Będziesz bliższa – uśmiechnął się ciepło.

Achaja, spłoszona, spojrzała na Aiiiiiiiiiiii, ale tamta tylko skinęła zachęcająco głową.

– No, już – mruknęła dziewczyna przy ognisku. – Bo se inaczej zęby stępisz, zgrzytając w złości.

Chłopak pomógł jej wstać. Była naprawdę oszołomiona. A przecież… Czuła jego zapach, wiedziała, że jej pragnie, że jest trochę przestraszony. Trochę. W końcu była obca. Że chce jej pomóc, że ją lubi, że lubi widok jej ciała. Przełknęła ślinę.

– Gdzie pójdziemy?

– Achaja! – krzyknęła czarownica. – No, co ty?!

– Niby gdzie mamy iść? – spojrzał zdziwiony. Kiwnął głową w stronę posłania ze splecionych delikatnych gałązek tuż obok. Podszedł jeszcze bliżej, dotknął jej biodra. Drgnęła lekko. Nie. Nie pokaże mu, że się boi. Przylgnęła do niego, obejmując rękami ramiona. Wzięła głębszy oddech.

– Jak mam zniknąć te zęby?

– A po co znikać? – uśmiechnął się ciepło. – Będziesz więcej czuła.

Pocałował ją delikatnie w usta. I jeszcze raz. I znowu. Było jej miło i tak jakoś bezpiecznie. Nawet nie wiedziała, kiedy otworzyła usta, i jego ciepły, ruchliwy język zmusił ją do zarzucenia mu rąk na szyję. A potem… Dotykania jego ciała. Coraz śmielszego, coraz bardziej nerwowego. Jego dłoń zacisnęła się na nasadzie jej ogona i zaczęła go delikatnie ugniatać. Następnie zaczęła ślizgać się po jej plecach, szyi, piersiach. Nie przestawał całować. Nagle oderwał się od niej. Zaczął całować włosy, oczy, ramiona. Kiedy zaczął ssać jej sutki, syknęła cicho. Przytrzymała rękoma jego głowę, żeby trwało to jak najdłużej.

– Achaja! – Arnne patrzyła przerażona. – Co ty robisz?

Drżała. Nie mogła wziąć głębszego oddechu. Te wszystkie miejsca, gdzie niewiele czuła dzięki torturom Mistrza Anai, teraz były wyleczone. Czuła. Nie mogła chyba już czuć więcej. Wydawało jej się, że ma gorączkę. Chłopak klęknął. Objął ją mocno w pasie i zaczął całować jej brzuch. Wnętrze jej ud i znowu brzuch. Kiedy zaczął gładzić delikatnie jej pośladki, zanurzyła ręce w jego włosach i z całych sił przycisnęła jego twarz do łona. Oczekiwanie na jego usta było torturą. A on jedynie ocierał się o nią policzkiem. Jednostajnie i leniwie. Kiedy już straciła nadzieję, że coś się jeszcze wydarzy, poczuła w sobie jego język. Poczuła, że słabnie. Poczuła, że mdleje. Chłopiec przytrzymał ją i delikatnie położył na ziemi.

– Chyba nie zrobisz tego przy nich wszystkich?

Nie zrozumiał. Arnne zamknęła oczy. Zasłoniła sobie głowę rękami. Aiiiiiiiiiiii razem z koleżanką patrzyły, obie zaciekawione.

– Wstydzę się.

Znowu zaczął ją całować. Całą. Pocałunek przy pocałunku. To wszystko, co „popsuł” jej Mistrz Anai, teraz było „naprawione”. Czuła. Czuła wszystko. Całował jej nogi, przesunął wargami po udzie, znowu poczuła jego język gdzieś we wnętrzu. Dokładnie we wnętrzu. W środku. Nie mogła przełknąć śliny, zupełnie jakby cała wilgoć jej ciała spłynęła na dół. Kiedy dotknął ud, natychmiast rozchyliła je, podciągnęła go w górę i wolnym, rytmicznym ruchem zaczęła unosić pośladki, dotykając łonem jego brzucha coraz niżej i niżej. Wreszcie uniosła nogi, żeby mu pomóc, a także żeby pomóc sobie. Położyła nogi na ramionach chłopca i wtedy poczuła że ociera się o nią.

– Chcę – szepnęła. – Teraz.

Wtedy wszedł w nią gwałtownie. Stali się jednym ciałem. Nie mogła otworzyć oczu. Przestała odczuwać wstyd. Jedynym uczuciem, jakie ją ogarnęło, była nieporównywalna z niczym błogość, przerodzona po chwili w lęk, że stanie się coś, co przerwie to, co się z nią dzieje. Wtedy zaczęła jęczeć. Zaczęła zatapiać się w tym, co ich łączy. Krzyknęła dokładnie w tej samej chwili co chłopak.

Dopiero po dłuższej chwili otworzyła leniwie oczy. Teraz zaczęła słyszeć, co działo się wokół niej. Dwie chichoczące dziewczyny przy ogniu, które bez jakiegokolwiek zażenowania komentowały to, co widzą, nawet wymieniały fachowe uwagi. Struchlałą Arnne oplecioną własnymi rękami, która mruczała coś do siebie przerażona.