Выбрать главу

– Coooo???

– Tak. Trzeba wynająć jakiegoś młodego filozofa za pieniądze, żeby napisał im instrukcję, jak przemawiać do chłopów, i pomógł im nauczyć się na pamięć. To muszą być ładne słowa. A potem, jak już wszystkich przekonają w danej wsi, to taki oddział musi przecież pobrać zaopatrzenie dla siebie. I dla innych „równych” ludzi, którzy przecież biedę klepią gdzie indziej.

– Toż chłopi nie dadzą!

– I o to chodzi. – Zaan uśmiechnął się szeroko. – O to, mniej więcej, chodzi.

– I co potem? Jak już odmówią?

– Wtedy… wójta nabić na pal, spalić parę chałup, zgwałcić trochę dziewczyn, myślę, że żołnierze, a już na pewno kryminaliści, nie będą mieli nic przeciwko i… No, zabrać ziarno siłą.

Orion wybuchnął śmiechem.

– Myślę, że chłopi szybko zrozumieją, do czego prowadzi sprzyjanie tym specjalistom od równości wszystkich ludzi.

Książę uśmiechał się coraz szerzej. Zaan kontynuował:

– Zrabowane zaopatrzenie dostarczy się po cichu oddziałom Armii Zachód. To raz. Spacyfikujemy chłopskie bunty, nie mieszając się w to oficjalnie, to dwa. Nasze bojówki, które mogłyby coś zeznać, a także wrogie bojówki, które nam mieszają, zostaną rychło powywieszane przez chłopów na przydrożnych drzewach, albo zmasakrowane za pomocą wideł, ewentualnie otrute. I wszystko wróci do normy.

– Zresztą, prawdopodobnie to właśnie nas poproszą o zaprowadzenie porządku. – Książę rozmasował policzki. – Bardzo dobrze. Możesz zacząć przygotowania do tej akcji.

Zaan, odprawiony ruchem ręki, z najwyższym trudem włożył buty, już za drzwiami, na korytarzu. Dyszał ciężko po tym wysiłku, wsłuchując się w coraz mocniejsze rzężenie gdzieś wewnątrz własnych płuc. Nie mógł się wyprostować. Ruszył więc zgięty, opierając się o ścianę. Jego ciało składało się prawie wyłącznie z organów, które już nie działały poprawnie. Wszystko wysiadało. Poza jedną, jedyną rzeczą. Umysłem.

Ledwie dotarł do pomieszczenia za pałacowym prosektorium, gdzie czekali jego współpracownicy. Zyrion i Mika podnieśli głowy znad mapy, którą studiowali. Zaan, opierając się na ramieniu matematyka, usiadł na wielkim zydlu przy stole, usiłując nie stękać.

– Będę miał dla was zadanie, ale to później.

ROZDZIAŁ 9

Achaja ocknęła się w czymś miękkim. Było jej tak ciepło i przyjemnie, że postanowiła się nie budzić. Ale to raczej trudno sobie nakazać, więc po dłuższej chwili zmagań otworzyła oczy. Jak przez mgłę zobaczyła nad sobą twarz jakiejś dziewczyny. Ta krzyknęła, Achaja poczuła na ramieniu coś ciepłego.

– Medyk! Medyk! Panienka się ocknęła!

Gdzie ona jest? W swoim pałacu w Troy?

– Medyk! No, co jest, psie! Śpisz?! – Dziewczyna była co prawda tylko służącą. Ale za to pierwszą służącą księżniczki Arkach – mogła sobie pozwolić na to, żeby pogonić kota paru głupim mężczyznom. Nie wszystkim, niestety. Wraz z medykiem do pokoju wszedł Biafra. A jemu raczej niczego nie udawało się pogonić. On sam gonił i to dość skutecznie.

Achaja otworzyła szerzej oczy. Jakieś męskie ręce obmacywały ją dokładnie.

– Kto rozlał kleik? – rozdarł się Biafra.

– Ja, panie. – Służąca stanęła odważnie do pojedynku. Była wszak pierwszą służącą. Miała prawo walczyć o swoje miejsce przy panience. – Ocknęła się, i ja…

– Już myślałem, że smok ogniem zionął. Oblałaś jej całe ramię.

– Przecież wycieram, panie. Ja…

– Ja i tylko ja – zakpił. – To już był jeden filozof powiedział, wieki temu. Dobra, won!

– Ależ panie! Ja…

– Won – uciął Biafra.

Purpurowa z wściekłości dziewczyna wyszła, pomstując w duchu. Biafra przyczepił się więc do mężczyzny:

– No, długo tam jeszcze? Uciekaj mi, ale już.

– Panie! Ona się dopiero ocknęła, trzeba zbadać, trzeba…

– Słuchaj, pacanie. Od chorób i ran, no owszem, parę osób umarło na świecie – wyjaśniał cierpliwie. – Ale od pomocy udzielanej przez medyków umiera każdy, za kogo byście się nie wzięli. Więc zrób mi uprzejmość i wynieś się natychmiast.

– Ją trzeba karmić, panie.

– Precz.

Biafra przysiadł na brzegu łóżka, nie patrząc na umykającego medyka. Wziął z podręcznego stolika resztkę kleiku, nabrał go wielką łyżką i wsadził dziewczynie do ust.

– Dobre?

Nie mogła odpowiedzieć, bo usta miała pełne ohydnej, klejącej się mazi. Usiłowała mu pokazać oczami, że nie chce więcej.

– Cieszę się, że ci smakuje – mruknął i władował jej następną porcję.

Jęknęła cicho. Przecież tego się nie da przełknąć! Jak mu powiedzieć, żeby dał wódki? Ty oprawco, ty… klęła w myślach z kompletnie zaklejonymi ustami. Ty zboczeńcu! Co ty mi robisz? Może umrę przez ciebie!

Wpakował jej następną porcję. Postanowiła nie myśleć o nim niczego złego. Może czytał w myślach, świnia, i będzie się mścił? Zadusi ją tą ohydną kaszką.

– Rozumiesz, co do ciebie mówię? – spytał z pewnym zaciekawieniem.

Skwapliwie, energicznymi ruchami głowy pokazała, że tak. Może chce spytać, czy ma dość tego świństwa? Może przestanie ją dusić tym klejem. Sprawcie, Bogowie, żeby tak było.

– Mam dla ciebie dwie wiadomości. Dobrą i złą. Którą chcesz najpierw?

Zdobyła się na nadludzki wysiłek. Jeśli tylko dobra wiadomość oznacza, że skończyła się kaszka, to warto było się poświęcić. Przełknęła!

– Dobrą – szepnęła.

– Świetnie, podobasz mi się. – Zakneblował ją następną porcją kleiku. – Dobra jest taka, że tylko lewa ręka wysiadła ci tak naprawdę. Już nie chwycisz niczego w lewą dłoń. Możesz ruszać łokciem, ale nic poza tym. Nie tak źle. Będziesz musiała prawą dłonią ćwiczyć swoje lewe palce i nadgarstek. Będzie bolało jak szlag na początku, ale medyk mówi, że musisz, bo inaczej coś tam się stanie z mięśniami i będzie brzydko wyglądać. No, to – nowa porcja kaszki – najważniejsze przekazałem. Jedna ręka ci w zupełności wystarczy.

O, Bogowie! A jak brzmi ta zła wiadomość? Że ma przy łóżku jeszcze dwa wiadra tej makabrycznej mazi? Tego nie przeżyje. To niemożliwe! Świat nie może być aż tak okrutny! Zawzięła się w sobie i przełknęła to, co miała w ustach.

– Aaaa…

Wykorzystując, że otworzyła usta, wpakował jej następną, olbrzymią łyżkę. Nie mogła się bronić. Nie mogła nic zrobić. Czym zawiniła, że przy jej łóżku posadzili kata?

– A ta zła wiadomość? – domyślił się. – No, niestety. Zostałaś księżniczką Królestwa Arkach, biedactwo. Twoja Starsza Siostra, odtąd, Jej Wysokość Królowa Arkach – wpakował jej na siłę kolejną łyżkę kaszki, trochę rozlewając po policzku – ona ci to zrobiła. Nie wiem, za co cię tak nie lubi. Może podpadłaś na przeglądzie wojsk? Ale żeby aż tak? – Wzruszył ramionami. – Nie każdego niesubordynowanego żołnierza karze się od razu tytułem księżniczki. Najwyższy wymiar kary przewidziany tylko dla tych, co podpadli szczególnie.

Przełknęła.

– Co…

Niestety. Mówiąc głoskę „o” musiała otworzyć usta szerzej, a on to wykorzystał.

– No i wiesz. Masz na twarzy, co masz, awansowali cię nagle. Wszystkie pozostałe księżniczki będą cię odtąd nienawidzić jak psa. Gnębić, nastawać na twoje dość wątłe, chwilowo, życie. Ale wiesz, Arkach to prowincja świata, u nas nie takie metody jak choćby w Troy. – Machnął ręką. – Ot, jakaś księżniczka wrzuci ci kamień przez okno, licząc, że dostaniesz w łeb. Druga podstawi ci nogę na oficjalnym przyjęciu. Jest cień szansy, że jakoś przeżyjesz.

Musiała przełknąć.

– Ja…

Błąd. Głoska „a” też wymagała otwarcia ust, które wykorzystał natychmiast. Czy da się powiedzieć: „Nie chcę więcej tej kaszki” bez samogłosek? Może przez zęby? Żeby mogła tak ruszyć nogą albo ręką. Albo dobra! Nie będzie już przełykać. Przecież nie będzie wlewał do pełnych ust! Nie będzie przełykać!

Chwycił ją za nos i przytrzymał. Zaczęła się dusić. Przełknęła.

– Ile to jest dwa razy cztery?

– O…

Chciała powiedzieć, że osiem, ale on wykorzystał już pierwsze „o”, uniemożliwiając jej powiedzenie czegokolwiek więcej. Wycieńczona chora nie miała żadnych szans! Jak poradzić sobie z oprawcą? Znowu zatkał jej nos. Przełknęła.

– Hej! A może ty już nie chcesz więcej tej kaszki?

– Ta…

Wykorzystał „a”. To koniec. Miała znowu pełne usta tego klejącego się świństwa. W sytuacji, w której się znalazła, on był silniejszy i bardziej sprytny. Wrednie wykorzystywał to, że była słaba i otępiała. Jak mu pokazać samymi oczami, że go zabije, jak tylko choć trochę wyzdrowieje? Rozerwie go zębami na strzępy. Potnie go na paski! Albo nie. Każe mu zjeść całą kaszkę!

Przełknęła. Odstawił talerz na stolik.

– Ile masz lat?

Nie da się zrobić. Zacisnęła usta. Niedoczekanie.

– Osiemnaście, tak?

Skinęła głową. Parsknął śmiechem.

– Nie bój się. Jesteś odważną dziewczyną?

Zaprzeczyła.

– Służyłaś jako kapral?

Skinęła głową.

– Jak masz na imię?

– Achaja.

Błąd. Sięgnął po łyżkę i zdążył na ostatnie „a” w jej imieniu. Mogła się pilnować! Cały czas chciał, żeby tylko otworzyła usta. Co za świnia! Wykorzystywał, że była skołowana i słaba.

– No, dobra. Kończymy z tym świństwem. Ostatnia łyżka!

Zaprzeczyła ruchem głowy.

– No, nie wygłupiaj się. Jak osłabniesz, Królowa mnie zabije.