Выбрать главу

– Nie. Luan jest zdrowe jak młody dzik w lesie. Pojedynczy pies nie może się z nim mierzyć. Ale tych psów jest więcej. A czy sfora psów boi się dzika? – Uśmiechnął się zimno. – Odpowiedź brzmi: Zupełnie się nie boi.

– Gdzie znajdziesz tę sforę? Królestwa Północy? Każde z nich mniejsze niż Syrinx sama w sobie. A może liczysz na Troy? Przeliczysz się.

– A jeżeli się nie przeliczę?

– Coś ci poselstwo nagadało? O wspólnej akcji, tak? Nie ufałabym żadnemu słowu księcia Siriusa! Po pierwsze Sirius jest nikim! Ale nawet jeśli mówił w imieniu Rady Królewskiej, to wspólna akcja będzie wyglądała tak: uderza Arkach, uderzają Królestwa Północy, uderza Troy. Szybki marsz z trzech stron i efekt będzie następujący: Arkach zatrzymane w prowincji Negger Bank, Królestwa Północy zatrzymane na ich własnej granicy, Troy zdobywa ze cztery nowe porty. Wojna na wyczerpanie. Troy się cofa, oddając dwa porty. Z Luan walczą Królestwa Północy i Arkach, ale zapewniam cię, że nie będzie to długa walka, bo Troy ograniczy się wyłącznie do dłubania we własnych zębach.

– No i niby po co im to? Jeśli Luan nas zwycięży, będzie jeszcze większe i silniejsze. Troy wtedy stanie samotnie naprzeciw najpotężniejszego przeciwnika na świecie. Nie drażni się dzika kijkiem. Można się na niego rzucić, ale tylko po to, by zabić.

– I Troy się rzuci… Już widzę. Już widzę, jak się rzuca. Żeby tylko sandałów nie pogubili w biegu. Słuchaj, nie wierz Siriusowi!

– Zostawmy na chwilę Siriusa na boku i powróćmy do rozmowy o wywiadzie. Szpiegowano od zarania ludzkości i pewnie do jej końca będzie się to robić. Ale pierwszą zorganizowaną służbę powołał Luan. To Drugi Wydział Imperialnego Sztabu. Kolosalne pieniądze, straszliwa tradycja donosicielstwa, jedna skoncentrowana wojskowa służba wywiadowcza – ta sama do spraw wewnętrznych i zewnętrznych. Majstersztyk. Drugiej takiej nie ma na świecie, no może poza Zakonem, ale to zupełnie co innego. Troy z kolei nigdy nie dowierzała swoim wojskowym i armia nie ma żadnego wywiadu. Jest za to parę służb cywilnych.

– Myślisz o Królewskich Donosicielach?

– Nie. Oni się zajmują samym Troy, tylko wewnątrz. To po prostu oko, ucho, a także ręka ze sztyletem Rady Królewskiej. To nie jest wywiad; jeśli już można wymyślić jakieś słowo na ich określenie, to raczej… kontrwywiad. Cha, cha… ale mi się ładne słowo stworzyło. Muszę zapisać.

– Dyplomacja? – podsunęła.

– Owszem. Twój ojciec, Wielki Książę Archentar, odpowiedzialny za dyplomację Troy, powiedziałby ci wiele na temat metod zdobywania informacji i ludzi, którzy to robią.

– Trochę wiem – uśmiechnęła się.

– Trochę wiesz, więcej nie wiesz, wybacz. Ale Archentar, znowu wybacz, za bardzo dba o siebie i swój honor, żeby to była dobra służba. No, niemniej trzeba się z nią liczyć. Trochę lepsza jest Służba Skarbu.

– Co?

– Ludzie, którzy mają u was pieczę nad skarbem królestwa, też zbierają informacje. – Uśmiechnął się. – Nie wiesz? I tak to wygląda. Król z radą nie ufają wielkim rodom, wielkie rody nie ufają sobie wzajemnie, nikt nie ufa armii. Służby są więc rozproszone, niedofinansowane, żrące się wzajemnie. Były koncepcje, żeby to wszystko połączyć, uzbroić w dużo złota i oddać jednej osobie pod komendę, ale upadły, bo niby komu? Komu można dać taki bicz boży do ręki, nie tracąc w perspektywie własnej głowy? Dlatego Troy…

– Jest słabsze od innych w tym względzie?

– Wprost przeciwnie. Nie udało się scalić tamtych? Nie ma sprawy. Powstała nowa cywilna służba, zapewniam cię, wzorowo finansowana i kierowana, tworzona przez lata w ukryciu, a ostatnio ktoś nagle tchnął w nią życie. I to jakie.

– Co to jest? – Była autentycznie zdziwiona.

– Biuro Handlowe.

– Bogowie! Co za nazwy? Zaopatrzenie i Rozpoznanie, Drugi Wydział, Służba Skarbu, Dyplomacja i Biuro Handlowe. Czy nikt z was nie mógłby się nazwać wprost: „Szajka szpiegów”, „Mordercy i Sukinsyny”, „Wielkie gówno i spółka”, czy coś w tym stylu? Po co wam eufemizmy?

– Królewscy Donosiciele nie używają eufemizmów i budzą strach samą swoją nazwą. A wywiadu nie może się nikt bać. Wywiad jest straszny, owszem, ale nie może budzić strachu, a to zasadnicza różnica. Nazwy zresztą, to tylko jeden ze sposobów, żeby ukryć wydatki przed tymi, którzy chcieliby w nie zerkać. Ot i cała tajemnica. Ukryć forsę i nie pokazać nikomu, na co się ją wydaje. Dlatego my określamy przejezdność dróg i zajmujemy się zaopatrzeniem – naprawdę spore pieniądze można przy okazji poupychać po różnych sakiewkach różnych osób, w różnych krajach – a Biuro Handlowe prowadzi jakieś durnowate interesy kupieckie na całym świecie. I żaden Drugi Wydział Imperialnego Sztabu nie sprawdzi, gdzie wędruje większość sum, tak jak my nie sprawdzimy ich, bo przez ten wydział przepływają pieniądze na wyposażenie armii Luan – ile i na co odprowadzają bokiem? Nikt nie stwierdzi.

– A jak ma się do tego książę Sirius? I to, co zaproponował w imieniu Troy?

– Książę niczego nie zaproponował. Rozmawiałem z Zaanem.

– Z Zaanem? Tym ochroniarzem księcia?

– On ochroniarz?

– A kto?

– Szef Biura Handlowego Królestwa Troy.

Spojrzała na niego zdziwiona.

– I uwierzyłeś mu? Że ma być wspólna akcja?

– Nie będzie żadnej wspólnej akcji. To w ogóle nie ten etap rozmów. Zaan zasugerował tylko, że gdyby, przykładowo mówiąc, Arkach chciało wystawić armię ofensywną, której na razie nie ma, to Troy chętnie pokryłoby część wydatków.

– O nie! Już widzę, jak Troy płaci na cudzą armię! Już widzę! Chyba nie jesteś naiwny?

– Otóż jestem naiwny. Kalkuluję tak: będą pieniądze, będzie ofensywna armia, nie będzie pieniędzy, nie będzie i armii. To rzeczywiście straszna naiwność, prawda?

– Oni chcą Arkach w coś wpuścić! Chcą was wystawić!

– Po pierwsze: po co? Nic na tym nie zyskają. Po drugie: Troy ma nóż na gardle.

– Z powodu Luan? Śmieszne, walczymy z nimi od setek lat.

– Luan to teraz poboczny problem. Dla nich. A dla nas nie. My też mamy nóż na gardle, ale z zupełnie innych powodów. To nam upada handel. Przez nasz kraj nie wiedzie żaden ważniejszy szlak handlowy, nie mamy spławnych rzek, nie mamy dostępu do morza, nie mamy niczego do zaproponowania, czego nie mieliby inni. I nie mogąc obniżać cen, jeszcze żyjemy. Płacimy horrendalne sumy tylko za to, że ktoś nam spuszcza towar rzeką do portu. Jak to wliczyć w cenę? Jak sprawić, żeby ktoś jeszcze chciał kupować te nasze gówna? Handel umiera, Luan wygrywa, rok w rok posuwając się bardziej do przodu, i co dalej? Wiesz, co to jest Kupiecki Szlak? To jest droga, która była przez nas ostatnio używana jakieś osiemnaście lat temu. Nie wierz w te wszystkie bzdury, którymi karmi się wojsko. To już ostatnie pasmo gór, które nas dzieli od luańskiej armii. Jeśli posuną się jeszcze trochę, wylezą na pagórkowatą równinę wokół stolicy i po nas. Tam ich nie powstrzymamy. Czy wyobrażasz sobie tę twoją górską dywizję, jak staje w szczerym polu naprzeciw odpowiednika ciężkiej dywizji piechoty Luan? A do tego ich kawaleria? A do tego czterokrotna przewaga liczebna. To będzie rzeź! To będzie koniec Arkach w przeciągu roku!

– Biafra. Ja nie wiem, co ty chcesz zrobić, ale to jest piękny kraj. Tu jest wolność. Tu jest…

– Nie mamy pieniędzy na dalsze utrzymywanie wolności. Przykro mi.

– Toż ludzie staną w obronie swoich domów! Sądzisz, że nie będą chcieli walczyć za takie królestwo?

– Grabiami i widłami?

On wiedział, że armię trzeba po staremu wyszkolić i wyposażyć w broń. Ale jeśli ona uważała, że chłopskie kupy z grabiami powstrzymają Luan, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby pochodziła trochę od wsi do wsi i przekonywała kmiotów, że pod cesarską władzą będzie gorzej. Może ktoś jej uwierzy. Ale póki co, wolność. Arkach naprawdę nie stać było na utrzymanie większej armii. Arkach właściwie nie było stać nawet na tę, którą miało. Biafra sprzeniewierzył na wydatki swojej służby fundusze na odprawę przyszłych roczników żołnierzy. Za dwa lata, kiedy większy rocznik opuści szeregi wojska – dziewczyny będą zdychać z głodu, bez pracy i bez tej nawet odrobiny grosza, którą dostawali weterani. Jego pewnie wbiją na pal. Ale na szczęście dwa lata to już nie był problem. Luan po zajęciu Arkach na pewno go zatrudni, choćby po to, by wykorzystać jego agentów, na przykład tych ulokowanych w Troy. Będzie więc sobie żył w luksusowym więzieniu w Syrinx, jeśli przedtem nie wybierze innej przyszłości. A co będzie z koleżankami Achai z plutonu? Porucznik Lanni, praktycznie goła, z kneblem w ustach będzie podawać do stołu jakiemuś palantowi w Luan. Sierżant Shha przy budowie cesarskiej drogi. Po roku pozostanie z niej wspomnienie. Szeregowa Bei w burdelu. Szeregowa Chloe (bo ruda, a oni lubią rude) w haremie. Szeregowa Mayfed w kopalni, zacznie pluć krwią po jakichś czterdziestu dniach. Szeregowa Zarrakh przeznaczona na ofiarę w świątyni; najpierw przeleci ją ze trzydziestu żałobników, potem, łaskawie, rozetną jej brzuch i będą wróżyć z wnętrzności? No… Mogą mieć oczywiście szczęście i zginąć w bitwie. Mogą też mieć pecha i trafić jako zaprzęg do kieratów nawadniających luańskie pola, podobno tam można przeżyć i dwadzieścia lat, chodząc w kółko dzień po dniu. „Sierżancie, szybciej ciągnij, bo mi kark pęknie!” „Tak jest, pani porucznik.” Spojrzał na Achaję, ale ona, mimo że nie powiedział ani słowa, zdawała się myśleć o tym samym.

– Żeby daleko nie szukać. Pewnie jesteś ciekawa, jak poszło twojemu chłopcu w tej wiosce, gdzie mieszkałaś przez rok? Zgodnie z twoim poleceniem sakiewkę dostał, ożenił się z młodą, ładną dziewczyną, kupił ziemię. Teraz on gospodarz, kłaniają mu się we wsi. Raz na dziesięć dni idzie z żoną do świątyni, szmat drogi, oboje dziękują Bogom i proszą o łaskę oraz zachowanie życia dla ciebie, biednej Achajki, którą wojsko wzięło, ale która ich uczyniła ludźmi, z biedy podźwignęła. I zawsze, raz na dziesięć dni ofiarę składają za twoje szczęście. I żeby cię w bitwie nie ubili.