– Nawet o tym wiesz?
– Lubię wiedzieć dużo. A ten chłopak, teraz gospodarz, szesnaście listów już wysłał do sztabu w twojej sprawie. – Biafra wyjął spod kurtki zwitek papierów i rzucił na łóżko. – Płacić musiał sporo w gminie, bo przecież on sam pisać nie umie. – Podniósł jeden z nich, złożony w pół papier zatłuszczony czyimiś palcami. „Pani dowódco wojska… Ja siem wstawiać chcem, za Achaję, dziewczynę. Z naszej wsi wzienta. Pani Dowódco wojska… – O, nawet dużą literą – zakpił z pisarza gminnego – ona całkiem młoda jeszcze. I ona dobra. Nie trza jej na zmarnowanie. My z żonom ofiarujemy, że jak nam się curka – uuuu… ale byki – urodzona zostanie, to my jom do wojska przeznaczym, za tom Achaję. Moja żona zdrowa. Dużo curek porodzić zamiaruje. Jak byście jom, tom Achaję, chociaż do tyłu dali, nie na bitkę, to my curke damy, jak będzie duża, do wojska! Niech odsłuży za tamtom co się należy. Proszę bardzo za niom. Kiela”
– Nie czytaj tego więcej! – warknęła Achaja.
Coś jej się zaszkliło pod powiekami.
– Oczywiście, moja droga. Prośba księżniczki dla mnie rozkazem. – Uśmiechnął się tym swoim wystudiowanym skrzywieniem warg wyrafinowanego intelektualisty. Wyjął inne listy spod kurtki. – Te są od twojego gospodarza. „Wy psiekrwie i krwiopijcy – uuuuu… ten sam pisarz gminny płodził, widzę – Wy pany w – słowo nieczytelne – jebane. Ja was na sund pozwę!!! Ja dał dwie dziewki do wojska zeszłego lata i wy jeszcze mnie zabrali Achaję? To wam tamtych mało? Parobczyce mnie ście zabrali, psubraty? Ja was na sund pozwę. Jest prawo! Jest na was kara! Jest sprawiedliwość jeszcze! Do końca życia pozwy na was pisać bede! We gminie gadajo, że wam mus na sund sie stawić, pani Dowódco armii arkah – Biafra aż syknął, widząc ortografię – a jak nie będziecie chcieli to was sołtys odwiedzi i stawić sie nakaże! Bo sund to sund a nie jest pośmiewisko na odpuście! Parobczyce, Achaję, dziewczynę, żeście mi zabrali! A prawo po mojej stronie! O! I tak i pisarz powiedział! O!”
– Przestań to czytać!
– Oczywiście. – Biafra rzucił nowe listy na kołdrę. – A tak nawiasem mówiąc… W przyszłym roku musimy skrócić front. Ta twoja wioska znajdzie się pod panowaniem Luan.
– Co?!
– Naprawdę musimy skrócić front. Nie stać nas na utrzymanie aż tak długiego odcinka. Obóz, w którym byłaś, wioska, to już Luan właściwie. Najpierw pofiglują sobie z nimi żołnierze. Na przykład z żoną tego twojego chłopaka. A potem przyjdą nadzorcy. Ciekawe, gdzie wtedy będą pisać listy ci dwaj, nadzwyczaj wymowni, panowie?
– Ty świnio!
– Wszyscy mówią, że jestem świnia. Ale to akurat, o skróceniu frontu to decyzja Twojej Starszej Siostry, Królowej. O rok zresztą spóźniona, ale mniejsza – westchnął. – Ten Kiela, czy jak mu, będzie miał pecha, jeśli zostanie w wiosce i dowie się, o czym ty już wiesz. Jak będzie miał szczęście, to ucieknie. Żeby zostać żebrakiem w którymś z miast. On, jego młoda żona, jego dziecko, które się dopiero urodzi. Żebracy, ale tylko przez jakiś rok, dwa, bo nasze miasta też padną niedługo. Potem niewolnicy. A tak nawiasem mówiąc, gdzie Luan kieruje dzieci niewolników? Wiesz coś o tym?
Achaja popatrzyła mu w oczy.
– Dopiero teraz wiem, co to jest wywiad – mruknęła. – Dziękuję za wyjaśnienie terminu!
– Proszę. – Znowu olśniewający uśmiech. Podrapał się w brodę tą swoją wypielęgnowaną ręką. – Ty jesteś wykształcona, doświadczona. Zawsze jakoś tam dasz sobie radę. Zwiewać do Dery? Czy przyjmą taką masę wysoko urodzonych? Przyjmą, przyjmą, każda z was bogata, inteligentna, zawsze się przyda. A chłopi ze wsi? A na szczęście nikt nie pytał o chłopów. Najpierw drogą na Syrinx, a potem… to już, co nadzorca rozkaże.
Achaja zagryzła wargi.
– Co chcesz, żebym zrobiła?
– Chcę, żebyś ze mną pracowała.
– W tym gównie? To znaczy… w tym Zaopatrzeniu i Rozpoznaniu?
– Mhm.
– Żeby cię szlag trafił!
– Powtarzano mi to wielokrotnie – uśmiechnął się. – Zawsze jednak z kiepskim skutkiem.
– A konkretnie?
– Konkretnie co? Jako księżniczka masz nade mną władzę administracyjną w służbach. Jako major podlegasz mi w szarży. Trzymamy się za łby oboje. Królowa dała mi ciebie w prezencie. Dziwiąc się zresztą niepomiernie. Bo co to za prezent: księżniczka, która nade mną władzę częściowo mieć będzie. A ja jej powiedziałem, że sobie poradzę. Bo wiesz. Ja bardzo lubię rozmawiać z ludźmi inteligentnymi. Takiemu to raz coś wyklarować wystarczy, raz listy pokazać, raz sprawę naświetlić… i już twój. I już robi, co się mu powie. – Kpił okrutnie, ale miał rację. – Bo najgorzej to z chamem rozmawiać. Takiemu to można i dziesięć razy powtórzyć, a potem i tak do roboty trzeba batem pędzić. A z tobą? Nawet się wina napić nie zdążyłem. Mądra jesteś dziewczynka. Tobie raz powiedzieć w zupełności wystarczy.
– I na co ci ten sarkazm? – wściekła się nagle. – Powiesz wreszcie, kogo mam zabić, czy będziesz czekał, aż wyzdrowieję?
– Nie mówiłem? Mądremu raz powiedzieć, wytłumaczyć powoli i już będzie zbrodnie popełniał. Nie to co cham, którego najpierw w mordę trzeba bić, potem głodzić, potem śmiercią zagrozić. Inteligentny człowiek zbrodnię popełni z przekonania. Toż to nie wsiok. Dać mu w mordę, to wtedy się zatnie i zbrodni żadnej gotów nie popełnić. Ale po prośbie? „Kogo zabić?” – spyta od razu. „Więcej niż jednego? Wioskę? Całe miasto?”
– Przestań kpić.
– Dlaczego? Kiedy ja tak strasznie lubię. Uwielbiam, jak rozsądni ludzie najpierw mnie świnią nazwą, skurwysynem – i będą mieli rację! no bo przecież to nie ich światły poziom, nie im się w gównie grzebać – ale po chwili rozmowy, kiedy się okaże, że trzeba jakoś obronić koleżanki, tatusiów i mamusie, które się same obronić nie zdołają, to wtedy… gotowi są do wszelkich świństw. W gównie się grzebiemy, ale cel mamy szczytny. My już nie zwykłe świnie, ale świnie ze świetlanym celem.
– Przestań. Jesteś, wybacz, śmieszny.
– Lubię się pastwić – kontynuował niezrażony. – Otóż w imię świetlanych celów zabito więcej osób niż dla grabieży. A ja w związku z tym chcę ci coś wyjaśnić. – Patrzył na nią badawczo. – Tobie się być może wydaje, że ja ciebie potrzebuję do szlachetnych pojedynków. Ty kontra Nolaan, na przykład. Straszliwe ryzyko, ale może kraj uratowany? Nie. Uwierz mi, nie zabija się winnych, bo tych naprawdę winnych nigdy dosięgnąć nie możemy. To nie jest tak, że pewnego dnia ci powiem: „Oto pan, który własnoręcznie zabił sto niemowląt, dwieście rodzin doprowadził do głodu, trzysta miast osobiście spalił, a na śniadanie zwykł jadać niewinne dziewice”! Nie ma tak dobrze. Jeśli nawet jest taki facet, to jest… poza naszym zasięgiem. Bo on dobrze wie, co go może spotkać. I potrafi się obronić. To może być tak: „Musimy załatwić tę biedną dziewczynę, która właśnie rodzi. Ona niczemu niewinna, ale tak wyszło, że jej mąż, też sam w sobie niewinny, musi wiedzieć, że propozycja, którą mu złożyliśmy, jest poważna”. I co wtedy? Dalej masz ochotę babrać się w gównie dla obrony koleżanek, tatusiów i mamuś?
– Musi być z wami naprawdę źle, skoro potrzebujecie szermierza natchnionego do zabicia matki w połogu.
Uśmiechnął się.
– Ja ci tylko chcę powiedzieć, że to nie jest tak, że cel piękny ci pomoże w czymkolwiek. Jeśli nam się uda, to również zginą koleżanki, mamusie i tatusiowie… tyle że nie nasi. Tamci. Równie zresztą niczemu niewinni.
– No, dobra – przerwała mu – a mógłbyś teraz już poważnie powiedzieć, o co chodzi? Nie napawając się przy tym własnym gnojstwem?
Roześmiał się głośno.
– Naprawdę jesteś dość trzeźwa – mruknął. – A wydawało mi się, że kobiety nie potrafią trzeźwo myśleć.
– To dlatego, że tylko co druga przeszła przez to co ja. – Machnęła zdrową ręką. – Czego ode mnie chcesz?
Biafra podszedł do okna i spojrzał na wierzchołki drzew w malutkim parku poniżej. Była kobietą, wyszkoloną do walki w kajdanach. Mogłaby więc walczyć, mając na sobie książęcą, balową suknię. Przyzwyczajona do robienia małych kroków, suknia jej nie skrępuje. Wyobrażał sobie wspaniałe przyjęcie, dyplomaci, posłowie, szpiedzy. Ktoś kogoś umiejętnie prowokuje, pojedynek, ale prowokator mdleje nagle, w obronie jego honoru staje piękne dziewczę, śmiech na sali… Chwilę później dziewczę zarzyna właściwą osobę, nie zadyszawszy się nawet, i już nikt się nie śmieje. Piękne. Ale to tylko teoretyczna możliwość. Po pierwsze, dziewczyna jest znaczna z powodu tatuażu, nie można jej przebrać za kogoś innego – po drugie, jest zbyt sławna, bo przeżyła walkę z Virionem. Na każdym przyjęciu, które zaszczyciłaby swą obecnością, nikt nie da się sprowokować, nikt pewnie nawet nic nie zje ani się nie odezwie, bo każdy będzie myślał, że to właśnie jego przyszła ukatrupić. Miał wrażenie, że po jej wejściu na salę atmosfera stałaby się grobowa, a każdy z gości będzie myślał tylko o tym, jakby czmychnąć i to tak, żeby pod żadnym pozorem nie można było tego poczytać za obrazę księżniczki.