– Oddziaaaał! Za mnąąąąą…
– O, Bogowie! Nie tak głośno – przerwała jej Arnne. – Głowa mi pęknie.
– Kurwa! – Lanni była szybsza, albo po prostu była za daleko, żeby Harmeen zdołała zareagować.
– W konie! – warknęła Achaja, usiłując wycofać oddział sprzed wrogich oczu. Kawalerzystki o mało się nie posikały ze śmiechu. Radosne wycie i gwizdy goniły je jeszcze długo po tym, kiedy sama karczma znikła już za drzewami.
Nie udało się jednak utrzymać dużego tempa. Achaja zwolniła więc jeszcze bardziej.
– Mayfed, Zarrakh! Wy jesteście najbardziej rozsądne w tym plutonie. – Nachyliła się do koleżanek: – Czy możecie jechać po obu stronach tej czarownicy? Tuż obok. Jakby zaczynała spadać z siodła, to ją złapcie, co?
– Dobra.
– Nie ma sprawy.
– No. I pilnujcie jej, bo musimy naprawdę przyspieszyć.
Obie skinęły głowami. Achaja ruszyła ostrzej.
– Shha!
– Co, siostro?
– Sformuj jakąś szpicę, żeby przynajmniej jakiś przygodny generał nas nie obsobaczył, gdyby pech nam takiego zesłał.
– Się robi, mała.
Achaja powróciła na swoje miejsce w szyku, przy oficerach.
– Dotąd miałam wrażenie, że w wojsku obowiązuje regulamin – odezwała się Arnne. – Czy ze wszystkimi szeregowymi jest pani na „ty”, pani major?
Achaja rzuciła jej złe spojrzenie.
– Proszę zachować dla siebie uwagi w tej kwestii, proszę pani.
– Zachować, oczywiście, mogę. Jednak jeśli sierżant mówi do majora per „mała”, to mam prawo podejrzewać, że autorytet oficera tu nie istnieje. A to z kolei daje podstawę do przypuszczeń, że w razie czego nie będzie pani w stanie zapewnić mi prawidłowej ochrony.
Achaja stłumiła przekleństwo.
– Sierżant mówi do mnie per „mała”, bo sierżant jest ode mnie wyższa o pół głowy. Sierżant mówi do mnie też per „stara”, bo sierżant jest ode mnie młodsza o jakiś rok. I to wszystko, co mam do powiedzenia w tej sprawie, proszę pani.
– A który z szeregowych mówi do pani per „głupia”?
Harmeen z wrażenia o mało nie władowała się w przydrożne drzewo. Mayfed i Zarrakh zupełnie jawnie oparły dłonie na rękojeściach mieczy. Shha kilka kroków z przodu, za szpicą, wyjęła swoją kuszę i niby przypadkiem odchyliła ładującą dźwignię.
Bei oczywiście nie mogła, jadąc z tyłu, słyszeć rozmowy oficerów, ale widząc Mayfed i Zarrakh z rękami na rękojeściach mieczy i Shhę z kuszą, rozerwała szyk i podjechała bliżej, bawiąc się nożem. Za nią Chloe, Sharkhe i jeszcze kilka dziewczyn. Nie wyglądały na takie, które ulękną się czarów.
– Czyżbym nie mówiła właśnie, że tu regulamin nie istnieje? – mruknęła Arnne.
– Ale fajnie jest mieć siostrzyczki – uśmiechnęła się Achaja. – Nawet jak nazywają cię „mała”, „stara” czy „głupia”. – Uniosła się w strzemionach i odwróciła. – Zróbmy jakiś porządny szyk, dupki – mrugnęła do tyłu.
Dziewczyny wróciły na swoje miejsca. Harmeen uśmiechnęła się, odwracając głowę. Arnne załatwiła sobie jedno. Jeśli rzeczywiście miałaby spaść z siodła, Mayfed i Zarrakh na pewno jej nie chwycą, a potem będą się tłumaczyć, że naprawdę nie mogły.
Na szczęście dalsza podróż minęła bez kolejnych bezsensownych dyskusji. W górach nie mogły jechać zbyt szybko. Ale potem, na obniżającym się, pagórkowatym terenie przyspieszyły i udało się jakoś, jeszcze przed zmrokiem, dotrzeć do obozu warownego.
Warty przepuściły je bez większych problemów. Usłyszały jedynie cichą uwagę oficer operacyjnej:
– O, kurwa! Pluton zwiadu, księżniczka w stopniu majora i czarownica! No, to już po nas, koleżanki. Wymyślili jakieś makabryczne zadanie.
Nie wnikały, co tamte mają na myśli. Pułkownik piechoty przydzieliła im kwatery w namiotach i nieludzko zmęczone mogły nareszcie zsiąść z siodeł.
– Zapłaciłabym złotem za możliwość kąpieli – stęknęła Harmeen, przeciągając się.
– No – Lanni ziewnęła szeroko. – Kąpiel i spać! Marzenie.
– Widziałam coś jakby balię przy namiocie dowództwa – włączyła się czarownica. – Zapłaćmy komuś, żeby nagrzał wody i wniósł balię do namiotu.
– To jest wojsko, proszę pani – usiłowała ją zgasić Lanni. – Nie sądzę, żeby komukolwiek udało się zapłacić.
– Brednie. – Arnne zatrzymała dwie dziewczyny w tunikach piechoty i pełnym oporządzeniu. – Hej, wy tam! Skoczcie po wodę, zagrzejcie i…
– Jesteśmy wartownikami – powiedziała w miarę jeszcze spokojnie ta z naszywkami kaprala.
– No właśnie. To teraz skoczcie po wodę i…
– Nam nawet rozmawiać z nikim nie wolno. – Dziewczyny odwróciły się i, klnąc w duchu, ruszyły w dalszy obchód.
– Dobra – szepnęła Achaja. – Niech ona się dalej żołądkuje, a my skombinujmy jakieś wiadra, to się przynajmniej polejemy.
– Spokojnie. – Lanni mrugnęła do koleżanek. – Załatwię nam prawdziwą kąpiel. – Uśmiechnęła się złośliwie. – Bo wiem jak. W przeciwieństwie do niej.
Harmeen roześmiała się cicho.
– Zwiad jest najlepszy w całej armii!
– Pewnie – mruknęła Achaja. – Rozśrodkowujemy się, dziewczyny, żeby nas nie wyśledziła. Zbiórka za trzy modlitwy przy balii.
– Rozkaz! – Lanni i Harmeen zasalutowały ukradkiem.
Rozeszły się nagle, każda w swoją stronę. Achaja poszła do wielkiego namiotu zajmowanego przez pluton. W wejściu o mało nie została stratowana przez malutką Sharkhe, która właśnie skądś wracała.
– O, kurde! – krzyknęła. – Spotkałam dwie dziewczyny z mojego miasteczka! Z tej samej ulicy! Szlag. Zawsze ze mnie kpiły, że jestem taka niska. Poszły do woja rok przede mną. Tak się chwaliły, że mi buty spadały. A teraz podeszłam do nich w tym swoim ślicznym mundurze zwiadu. Żołnierz elitarnej jednostki! Z odznaką pułku z prawdziwego srebra. I z trzema baretkami za kampanie, w których brałam udział. Z rozetą za służbę w górskiej dywizji. Aaaaaaaaaach!!! A one w tych zwykłych płóciennych tunikach. Trzeci rok tu kwitną wśród pagórków.
Dziewczyny zaczęły się śmiać.
– Macie jakąś wódkę? Napiłabym się z nimi.
Znalazł się spory bukłak. Achaja przejęła go szybko.
– Co? Pić nie wolno?
– Wolno. Ale lepiej dobijmy naszą kochaną piechotę.
Wyjaśniła swój plan.
Sharkhe, śmiejąc się, poszła przodem. Achaja i Shha odczekały chwilę, potem ruszyły jej śladem. Odnalazły ją pod jakimś namiotem siedzącą z koleżankami.
– Achaja – zawołała i mrugnęła tak, żeby tamte nie widziały.
– Co?
Obie piechociarki zerwały się i stanęły na baczność.
– Masz coś do picia?
– Pewnie. – Rzuciła jej bukłak.
Shha wyjęła z torby kawałek wędzonego mięsa zawinięty w szmatę.
– Chcesz mieć czymś zagryźć? – Podała jej zawiniątko. – Picie bez zakąski to potem zgaga.
– Dzięki.
– No – wtrąciła się Achaja – i uważaj na wszystko wokół. Bo wiesz… Tej piechocie to nie można ufać.
Obie dziewczyny z piechoty o mało nie skamieniały z szoku. Ich koleżanka ze zwiadu była… na „ty” ze swoją księżniczką w stopniu majora! A sierżant sam dawał jej zakąskę?! To niemożliwe. To niemożliwe. To niemożliwe. To tylko sen. Maślanym wzrokiem odprowadzały odchodzące major i sierżant, a Sharkhe rosła tak, że była już prawie normalnego wzrostu.
– Pani major – Shha klepnęła siostrę w tyłek, kiedy znalazły się poza zasięgiem wzroku tamtych – twój pluton cię kocha.
– Zwiad jest najlepszą formacją w tej armii.
– Najlepszą na świecie!
– Nawet nie wiesz, jak bardzo masz rację. Nic nie mów, chodź ze mną, to się wykąpiesz w prawdziwej gorącej wodzie.
– Nie!?
– Tak!
– Słuchaj, my w takim razie naprawdę jesteśmy najlepsze na świecie.
– Masz – Achaja rozłożyła ręce. – A na dodatek powiem Harmeen, żeby skombinowała gorącą kolację.
– O, kurde! Niech Bogom będą dzięki za to, że jestem w zwiadzie.
– Ty Bogów lepiej nie wzywaj. – Dobrze zapamiętała naukę Mistrza Anai, Krótkiego, Hekkego, Viriona i innych. – Bo jak przyjdą naprawdę, to cię zaraz załatwią, nie wiesz, co to za banda.
Shha wzruszyła ramionami i znowu strzeliła siostrze klapsa.
– Ty się tak nie przejmuj, mała – roześmiała się. – Jak mówią: nie łam się, bo cię życie szybciej złamie.
– Słuszna racja, siostrzyczko.
Przy balii już napełnionej ciepłą wodą czekała na nie porucznik zwiadu, tak zakurzona, że ledwie mogły rozpoznać rysy twarzy.
– Pani major Achaja, księżniczka moja?
– To ja.
– Mam dla pani pisma i rozkazy. – Podała jej skórzaną teczkę.
– Od kogo?
– Nie wiem. – Porucznik wzruszyła ramionami. – Ze stolicy jadę, zmieniając konie – Nie mogła się oprzeć, żeby nie zerknąć na olbrzymią, pełną balię. – Przepraszam, ale… Nie zostawiłybyście mi, panie, trochę wody?
– Wskakuj z nami. Zmieścimy się.
– Nie mogę. – Dziewczyna zmrużyła zmęczone oczy. – Muszę przekazać rozkazy dowództwu obozu. Ale dzięki.
– Nie bój się. Zostawimy coś.
– Dziękuję, pani major! – Dziewczyna zasalutowała sprężyście.
Harmeen siedziała już w środku.
– Chodźcie, dziewczyny. Szybko stygnie.
Lanni rozbierała się błyskawicznie. Achaja i Shha poszły w jej ślady. Wszystkie wskoczyły do ogromnej balii tak szybko, jak tylko mogły.
– Kurde, dawno nie było mi tak dobrze – mruknęła Lanni.
– Szlag. Ta teczka – Achaja wskazała na dokumenty i rozkazy, które dopiero co otrzymała – może tak leżeć na ziemi?