Выбрать главу

– Podwójny rygiel – mruknęła Achaja. – Klasyczny manewr pozornej ucieczki. Dałyście się na to zrobić?

Dziewczyna skinęła głową.

– Zabili dużo naszych. I te strzały, i ci, co uderzyli w nasze plecy, z waszej grupy. Musiałyśmy się dowiedzieć. Ale wyście już nie żyły. Nie mieliśmy żadnego żywego jeńca. To wtedy Starsi postanowili, żeby was ożywić – wy dwie byłyście najważniejsze. Ale to możliwe tylko jak kogoś się robi wojownikiem.

– Jak się robi? – spytała Arnne. – Jak można ożywić trupa?

– Tu jest magia Bogów. Tu jest sam… – wyraźnie brakowało jej słowa – sam matecznik. Magia Bogów! Można zmienić człowieka w kota. Nie do końca. Ale… Można przywrócić życie. Sprawić, żeby człowiek widział inaczej, czuł inaczej i się zmieniał.

– Naprawdę macie po dziewięć żyć?

– Chyba nie dałyście się na to nabrać? Cha, cha, cha… Dziewięć żyć? Czemu od razu nie piętnaście?!

Achaja zaklęła brzydko, ale tamta nie zrozumiała.

– My chyba inaczej rozumiemy śmierć niż wy – ciągnęła. – Wy chyba myślicie, że jak się człowiek nie rusza i nie oddycha, to już umarł. My nie. Jeszcze można go ożywić.

– Zamieniając w kota?

– To można tylko raz. Jak już jesteś naszym wojownikiem, drugi raz cię nie ożywią w ten sposób.

– A ta, co jej złamałam kark? Jak ożyła?

– Akurat, złamałaś. No pewnie, kości można szybko zrosnąć, cios w brzuch nie jest u nas niebezpieczny. Ona umarła według waszych pojęć. Gdybyś jej odcięła głowę, to byśmy jej nie uratowały. To jest tak. Cios mieczem w serce jest dla was śmiertelny. To śmierć. Dla nas nie. Nie, nie, zupełnie nie. Można uzdrowić. Ho! Uzdrowić i już, ale… jak poleżysz za długo i nikt ci nie będzie pomagał, to umrzesz jak każdy zwykły człowiek. O! Tak mówiąc masz bardzo dużo żyć, nie dziewięć, nie piętnaście, ale sto i więcej. Ale jak ci ktoś utnie głowę… To masz tylko jedno życie. Jak każdy. Każdy, każdy.

– Czyli jednak nie do końca kłamała ta, która mówiła, że mnie wbije na pal dziewięć razy?

– Na pal to ona mogłaby cię wbijać tyle razy, ile by chciała. Ona jest Starsza, Starsza. Mówiła: „dziewięć”, bo wiemy, że u was jest taki głupi przesąd, że kot ma dziewięć żyć. Nie było chyba czasu, żeby ci tłumaczyć, że mogłaby cię zabijać i sto razy. Sto razy, sto! Albo i – pokazała na palcach – tyle razy po sto. By bolało, ojej! Ojej!

Achaja jęknęła. Sto razy! Dobrze, że reszta świata nie ma takich możliwości. Oczami wyobraźni ujrzała trybunał, który orzeka w jakiejś sprawie: „Wysoki sąd skazuje winnego na trzydzieści śmierci przez powieszenie, do tego dwa razy łamanie kołem, dziesięciokrotne utopienie, sześć razy spalenie, a potem to już tylko czterysta lat ciężkich robót z wbiciem na pal co dziesięć dni ku rozrywce skazanego”. Pewnie nie byłoby już zbrodni.

– Jak można was… – Arnne zawahała się – jak można nas więc zabić?

– Jak każdego, jeśli jesteście poza Lasem. Jeśli w Lesie, i nie za daleko trzeba nieść trupa do Starszego, to: ucięcie głowy, tego nikt nie naprawi. Przecięcie ciała na pół. Nawet odrąbanie ręki czy nogi. Takie coś to tylko Starsza Starsza mogłaby pewnie naprawić.

– A jak naprawiłyście moją rękę? – Achaja podniosła lewą dłoń i poruszyła palcami.

Aiiiiiiiiiiii roześmiała się.

– To nawet ja bym ci naprawiła, mimo że nie jestem Starszą. Sama mogłabyś to zrobić, jakbyś się dostatecznie skupiła. Sama, sama!

– A moje blizny? Jak zniknęły?

– Skórę naprawić łatwo. Uh! – klasnęła w dłonie. – O, tak szybko.

– Żeby was. Nie mogłybyście mi usunąć też tej z tyłka?

– No toż ona nie z bitwy. Ktoś ci specjalnie zrobił, nie? Nie, nie? Żebyś piękna była. Piękna, piękna.

Arnne potrząsnęła głową zrezygnowana.

– Co z nami będzie? – spytała.

– Jak to, co? – Aiiiiiiiiiiii spojrzała wyraźnie zdziwiona. – Obie jesteście już nasze. Będziecie z nami żyły, będziemy razem walczyły. Uuuuu! Ja chcę, żeby ta Ach… Ach… Achiiiija czy jak, nauczyła mnie tak robić mieczem. I chcę, żeby mi zrobiła taki sam tatuaż. Musi, musi. Tatuaż koniecznie. Tak!

– Zastanów się jeszcze – mruknęła Achaja kpiąco.

– Nie, nie. Chcę. Dam ci za to mój łuk, co? Pokażę ci, jaki jest fajny. Sama robiłam, dwa lata. Dam ci, co?

– Weź przestań. Uspokój się.

– Nie, nie. Dam ci jeszcze trzydzieści strzał, co? Też sama robiłam. Co? Dam czterdzieści!

Achaja zatrzymała się i spojrzała tamtej w oczy.

– Na całe szczęście nie umiem tatuować. A poza tym strzelam z łuku, mówiąc delikatnie, jak dupa wołowa.

W malutkiej grocie, przy ognisku, siedzieli dziewczyna i chłopak. Oboje nadzy jak wszyscy inni. Arnne westchnęła ciężko i zagryzła wargi. Najpierw nie chciała wejść, a kiedy Aiiiiiiiiiiii i Achaja wepchnęły ją siłą, zasłoniła się rękami. Wściekła jak osa, usiadła gdzieś z boku, podciągając kolana pod brodę i oplatając ramionami.

– Co z nią? – spytała dziewczyna przy ognisku. – Chora?

– Nie przejmuj się – uśmiechnęła się Achaja. – Macie coś do jedzenia?

Tamta skinęła głową, ale Aiiiiiiiiiiii nie dała jej dojść do słowa.

– Widzisz, jaką mam kurtkę? – wrzasnęła do koleżanki.

– Przestań. Chwalisz się tym do znudzenia.

– Ale tobie jeszcze nie mówiłam. To jej. – Chwyciła Achaję za włosy i potrząsnęła lekko. – Zdobyłam se. Widzisz, jakie ma tu fajne. – Dotknęła końcami palców srebrnych dystynkcji majora. – Widzisz?

– Żeście ją chyba na rożen nadziewały, wojowniczki – mruknął chłopak. – Pocięta i pokrwawiona jak zając w połowie jedzenia.

– Widać, jak trudno było zdobyć! – krzyknęła Aiiiiiiiiiiii. – Żeby mi nikt tego nie śmiał myć ani zszywać. I ja ją zdobyłam. – Palnęła Achaję w ucho i to dość mocno. – Spróbuj się z nią, jak myślisz, że było łatwo.

– Teraz? Jak już jest wojowniczką? Ty ją oprawiałaś, jak jeszcze była człowiekiem.

– Tak? To ty się zmień, a ona nie. Zobaczysz, jaki da ci wpiernicz. Flaki z ciebie wypruje. – Palnęła Achaję w kość policzkową. – Jesteś głupi jak wiewiórka! Głupi, głupi.

– Czy mogłabym prosić, żebyście nie dyskutowali więcej o mnie? – Achaja rozcierała ucho i policzek. – Dacie coś do zjedzenia?

Dziewczyna podała im dwa duże kawałki suszonego mięsa.

– Czy mogłabym prosić o jabłko? – szepnęła Arnne, obracając w dłoni swoją porcję. Nie widziała czegoś takiego pewnie nigdy w życiu. Szczególnie teraz, kiedy węch miała wyczulony do granic możliwości, nie mogła się zdobyć, żeby włożyć do ust coś tak śmierdzącego.

– Co?

– Jabłko. Proszę.

– Czego ona chce? – spytała dziewczyna przy ognisku. – Jajko?

– Jabłko. Proszę was bardzo.

– Co?

– Nie przejmujcie się nią – mruknęła Achaja.

Wbiła zęby w swoją porcję, a potem wyjęła z dużym trudem.

– Słuchaj, Aiiiiiiiiiiii… Jak się robi te kły?

– Chcij.

– Co?

– Musisz chcieć. No, chcij. – Aiiiiiiiiiiii strzeliła ją dłonią w policzek. – No. Nie myśl. Chcij. Nie myśl w ogóle. – Uderzyła w twarz z drugiej strony. – No.

Achaja poczuła lekkie zaćmienie. Boleśnie ugryzła się w język. Miała już kły, pazury i ogon. Westchnęła ciężko, oszołomiona. Ale gryzienie, a właściwie rozszarpywanie porcji poszło jej dużo łatwiej. Mięso było nawet dość smaczne, pod warunkiem, że konsekwentnie oddychało się przez usta, lekceważąc nos, który wysyłał sygnały do reszty organizmu, że trzeba natychmiast wymiotować.

– Czym ty się tak denerwujesz, smarkata? – spytał wyraźnie zaciekawiony chłopak.

– Kurde, skąd wiesz?

Wskazał na koniec jej ogona, który drgał lekko. Roześmiała się z pewnym trudem, powstrzymując torsje. Krótki miał rację. To zapach. Zapach był winien wszystkim obrzydzeniom. I słusznie pozbawił ją tego zmysłu w obozie niewolników. Teraz jednak czuła, że nigdy w życiu nie zjadłaby już żadnego robaka. Odrzucało ją od mięsa, nawet świeżego, na samą myśl o jego zapachu. Chciała jabłko, tak jak czarownica, ale po pierwsze, była naprawdę głodna, a po drugie, w przeciwieństwie do Arnne, wiedziała, że trzeba zaspokajać potrzeby ciała tym, co jest pod ręką. Wtedy ciało nie zawiedzie. Inaczej sam sobie będziesz winien.

– Wiesz – uśmiechnęła się do chłopaka – po raz pierwszy w moim życiu ktoś mnie wskrzesił, zamienił w zwierzaka i powiedział, że do końca życia będę mieszkać w tym lesie, żrąc to świństwo. A poza tym, wszystko w porządku. Naprawdę nie wiem, czym się denerwuję.

– Słusznie, koleżanko – poparła ją niespodziewanie Arnne. – Ktoś im musiał to nareszcie powiedzieć.

Achaja spojrzała na czarownicę.

– Cieszę się, że przynajmniej jesteśmy już na „ty”! – dobiła ją. – I że nie muszę już dygać na pani widok.

– One naprawdę są wściekłe – zdziwił się szczerze chłopak. – Ciekawe dlaczego?

Aiiiiiiiiiiii włożyła palec do nosa i dłubała nim zawzięcie dłuższą chwilę.

– Potrzebują mężczyzny – zawyrokowała. – Pomożesz im?

– Pewnie. – Chłopak wstał lekko. – Której najpierw?

Arnne pisnęła cienko, przerażona do granic możliwości. O mało nie wybiła sobie zębów kolanami, usiłując się zasłonić.

– Nie! Nie! Proszę.

Chłopak patrzył zdziwiony. Aiiiiiiiiiiii i koleżanka przy ogniu również.