Выбрать главу

– Ty pierwsza? – Podszedł do Achai.

Spojrzała na niego skonfundowana. Nie było to dla niej nic nowego, w przeciwieństwie do czarownicy, ale obcesowość propozycji nawet ją wytrąciła z równowagi.

– No, co? Przestaniesz się denerwować – powiedział z jakąś niesamowitą prostotą. – Będzie ci dobrze, smarkata. Będziesz bliższa – uśmiechnął się ciepło.

Achaja, spłoszona, spojrzała na Aiiiiiiiiiiii, ale tamta tylko skinęła zachęcająco głową.

– No, już – mruknęła dziewczyna przy ognisku. – Bo se inaczej zęby stępisz, zgrzytając w złości.

Chłopak pomógł jej wstać. Była naprawdę oszołomiona. A przecież… Czuła jego zapach, wiedziała, że jej pragnie, że jest trochę przestraszony. Trochę. W końcu była obca. Że chce jej pomóc, że ją lubi, że lubi widok jej ciała. Przełknęła ślinę.

– Gdzie pójdziemy?

– Achaja! – krzyknęła czarownica. – No, co ty?!

– Niby gdzie mamy iść? – spojrzał zdziwiony. Kiwnął głową w stronę posłania ze splecionych delikatnych gałązek tuż obok. Podszedł jeszcze bliżej, dotknął jej biodra. Drgnęła lekko. Nie. Nie pokaże mu, że się boi. Przylgnęła do niego, obejmując rękami ramiona. Wzięła głębszy oddech.

– Jak mam zniknąć te zęby?

– A po co znikać? – uśmiechnął się ciepło. – Będziesz więcej czuła.

Pocałował ją delikatnie w usta. I jeszcze raz. I znowu. Było jej miło i tak jakoś bezpiecznie. Nawet nie wiedziała, kiedy otworzyła usta, i jego ciepły, ruchliwy język zmusił ją do zarzucenia mu rąk na szyję. A potem… Dotykania jego ciała. Coraz śmielszego, coraz bardziej nerwowego. Jego dłoń zacisnęła się na nasadzie jej ogona i zaczęła go delikatnie ugniatać. Następnie zaczęła ślizgać się po jej plecach, szyi, piersiach. Nie przestawał całować. Nagle oderwał się od niej. Zaczął całować włosy, oczy, ramiona. Kiedy zaczął ssać jej sutki, syknęła cicho. Przytrzymała rękoma jego głowę, żeby trwało to jak najdłużej.

– Achaja! – Arnne patrzyła przerażona. – Co ty robisz?

Drżała. Nie mogła wziąć głębszego oddechu. Te wszystkie miejsca, gdzie niewiele czuła dzięki torturom Mistrza Anai, teraz były wyleczone. Czuła. Nie mogła chyba już czuć więcej. Wydawało jej się, że ma gorączkę. Chłopak klęknął. Objął ją mocno w pasie i zaczął całować jej brzuch. Wnętrze jej ud i znowu brzuch. Kiedy zaczął gładzić delikatnie jej pośladki, zanurzyła ręce w jego włosach i z całych sił przycisnęła jego twarz do łona. Oczekiwanie na jego usta było torturą. A on jedynie ocierał się o nią policzkiem. Jednostajnie i leniwie. Kiedy już straciła nadzieję, że coś się jeszcze wydarzy, poczuła w sobie jego język. Poczuła, że słabnie. Poczuła, że mdleje. Chłopiec przytrzymał ją i delikatnie położył na ziemi.

– Chyba nie zrobisz tego przy nich wszystkich?

Nie zrozumiał. Arnne zamknęła oczy. Zasłoniła sobie głowę rękami. Aiiiiiiiiiiii razem z koleżanką patrzyły, obie zaciekawione.

– Wstydzę się.

Znowu zaczął ją całować. Całą. Pocałunek przy pocałunku. To wszystko, co „popsuł” jej Mistrz Anai, teraz było „naprawione”. Czuła. Czuła wszystko. Całował jej nogi, przesunął wargami po udzie, znowu poczuła jego język gdzieś we wnętrzu. Dokładnie we wnętrzu. W środku. Nie mogła przełknąć śliny, zupełnie jakby cała wilgoć jej ciała spłynęła na dół. Kiedy dotknął ud, natychmiast rozchyliła je, podciągnęła go w górę i wolnym, rytmicznym ruchem zaczęła unosić pośladki, dotykając łonem jego brzucha coraz niżej i niżej. Wreszcie uniosła nogi, żeby mu pomóc, a także żeby pomóc sobie. Położyła nogi na ramionach chłopca i wtedy poczuła że ociera się o nią.

– Chcę – szepnęła. – Teraz.

Wtedy wszedł w nią gwałtownie. Stali się jednym ciałem. Nie mogła otworzyć oczu. Przestała odczuwać wstyd. Jedynym uczuciem, jakie ją ogarnęło, była nieporównywalna z niczym błogość, przerodzona po chwili w lęk, że stanie się coś, co przerwie to, co się z nią dzieje. Wtedy zaczęła jęczeć. Zaczęła zatapiać się w tym, co ich łączy. Krzyknęła dokładnie w tej samej chwili co chłopak.

Dopiero po dłuższej chwili otworzyła leniwie oczy. Teraz zaczęła słyszeć, co działo się wokół niej. Dwie chichoczące dziewczyny przy ogniu, które bez jakiegokolwiek zażenowania komentowały to, co widzą, nawet wymieniały fachowe uwagi. Struchlałą Arnne oplecioną własnymi rękami, która mruczała coś do siebie przerażona.

Tak bardzo chciała się czymś przykryć. Mięśniami łydek i ud czuła jego młode, poruszające się rytmicznie i gwałtownie ciało. Rękami obejmowała jego głowę. Zacisnęła zęby, musiała. Drżała lekko, czuła, że wszystko, tam w środku, napina się coraz bardziej. O, mamo. Niech on nie kończy przy nich. Niech one tego nie widzą. Poczuła jak… jakby posłanie poruszyło się pod nią. Zacisnęła oczy aż do bólu. Niech on nie kończy przy nich. Niech nie robi tego na ich oczach!

– Au! – Poczuła pierwsze uderzenie. Poczuła łzy na policzkach i rumieniec, który palił jej twarz. – Mmmmmmmm… – Usiłowała zaciskać szczęki. To nie była grzeczność z jej strony. Przytulała się do niego całą siłą swych rąk i nóg.

– Leż jeszcze… Jeszcze trochę… – prosiła. – Leż jeszcze.

Pocałował ją leciutko.

– Jeszcze trochę, leż, proszę – szepnęła.

O, mamo… Jak on wstanie teraz? Przy wszystkich?… Rozluźniła nogi. Zsunął się z niej delikatnie. Skuliła się na posłaniu, ale to nic nie dawało. Usiadła, zsuwając nogi jak Arnne i obejmując się rękami. Chłopak siedział tuż obok, wyraźnie zadowolony. Policzki paliły ją tak, że tatuaż musiał się już pewnie zrobić czarny. Nie mogła podnieść wzroku.

Aiiiiiiiiiiii podeszła do niej i usiadła tuż obok.

– Gdzie… Gdzie mogę się umyć? – szepnęła.

– Tu obok jest malutkie jeziorko. Ale posiedź jeszcze z nami. – Aiiiiiiiiiiii podała jej małą czystą szmatkę. – Posiedź jeszcze.

Odczekała chwilkę, potem, objęła Achaję ramieniem.

– I co? Troszkę lepiej?

Achaja położyła głowę na jej ramieniu. Nie miała ochoty niczego mówić. Chłopak przykucnął nad ogniskiem. Zerknął kilka razy na dziewczyny, potem uśmiechnął się wrednie. Tak wrednie, jak to tylko potrafią mężczyźni.

– To teraz. Ta druga.

– Nie! – jęknęła Arnne. – Proszę! Nie! Ja… Ja jestem dziewicą! Proszę!

Chłopak podszedł do niej. Delikatnie dotknął jej głowy. Czarownica szarpnęła się mocno.

– Nie! Proszę, nie. Achaja, zrób coś! Ja nie chcę!

– Uspokój się – szepnęła Achaja. – To nie bitwa trzech kompanii otoczonych w lesie.

– Ale ja nie chcę! No, powiedz mu, że ja nie chcę!

Chłopak dotknął tyłka Arnne, a ta podskoczyła, wierzgając nogami. Upadła na plecy. Nie wykorzystał tego, choć mógł. Uśmiechnął się. Obie dziewczyny z lasu roześmiały się głośno.

– Achaja! Ratuj!

Achaja opuściła oczy. Aiiiiiiiiiiii jednak uderzyła ją łokciem w bok.

– Patrz teraz.

– Nie, nie, nie! – krzyczała czarownica. – Powiedz mu, że go zamienię w mrówkę!

– Akurat.

Chłopak położył się obok Arnne. Objął ją delikatnie. Czarownica wierzgnęła jak stary muł. Ale chłopak też był silny.

Achaja znowu opuściła oczy. Dziewczyny z lasu przeciwnie. Jak zwykle zaczęły chichotać i komentować. Widać nie było tu żadnych tabu.

Dłuższy czas potem myły się w malutkim jeziorku, raczej stawie zagubionym wśród drzew. Właściwie to myła się Achaja, pływała, nurkowała w niesamowicie zimnej wodzie. Arnne stała jakieś piętnaście kroków dalej.

– Kurczę! Jak mam do ciebie dojść? – krzyknęła w desperacji.

– Rób małe kroczki.

– Ale, kurczę, jak? Przecież… – Nie mogła powiedzieć tego, co chciała. Jej policzki płonęły dużo bardziej niż u koleżanki przedtem.

– No, przyjdź tu. Masz przecież szmatkę.

– Ale… No, przecież zrobić krok to…

– Rób małe kroki, z nogą przy nodze. – Achaja zanurkowała znowu. Wypłynęła po chwili tuż przy brzegu. – No. Rusz się.

– Ale nie mogę. – Arnne nie wiedziała jak to powiedzieć. Peszyła się coraz bardziej.

– Dobra. Zapomnij o wszystkim i chodź tu.

– Odwróć się, proszę.

Achaja zanurkowała znowu. Odpłynęła na sam środek stawu. Wynurzyła się, prychając głośno, dokładnie w momencie, kiedy czarownica kucała nad brzegiem.

– Ty świnio.

– Daj mi spokój. – Achaja położyła się na plecach, pozwalając, żeby niosła ją woda. Nie czuła tego dawno. Nie czuła od czasów Troy łączności ze wszystkim, co ją otaczało, jakiegoś dziwnego, wewnętrznego zadowolenia z prostego faktu, że żyje. Nie znaczy to, że była szczęśliwa. Przypomniała sobie Lanni, która kąpała się w podobnym leśnym jeziorku, zanim to wszystko zaczęło się na dobre.

Podpłynęła do czarownicy, chwyciła ją i wciągnęła do wody. Przez chwilę kotłowały się walcząc. Potem Arnne, jak już poczuła, że nie ma gruntu pod nogami, zaczęła płynąć. Nieźle nawet. A właściwie lepiej niż Achaja. Prychała niezadowolona.

– Nie chcę, żeby mnie dotykała goła dziewczyna.

– Że cię wciągnęłam do wody? Daj sobie na wstrzymanie.

– Już ja wiem, co się dzieje w naszej armii – syknęła Arnne. – Słyszałam, co wy tam wyrabiacie, dziewczyny. Widziałam, jak na ciebie patrzyła ta twoja sierżant. I nikt mi nie wmówi, że to normalne.

– Ty mi, kurwa, nie przypominaj sierżant.

– Bo co?

– Bo ci, psiamać, oczy wybiję!

Arnne odpłynęła na tyle, na ile mogła. Staw nie był zbyt duży.

– Kochasz ją?

– Szlag! – Achaja podpłynęła do brzegu. Oparła ramiona na trawie. – Kurde. Nie kocham jej jak dziewczyna chłopaka. Przeszłyśmy razem trochę. W pewnym momencie czujesz jednak, że jak nie masz siostry, to strasznie ciężko. Ona nie jest jakoś tam szczególnie inteligentna. Ale jest najlepszym człowiekiem, jakiego spotkałam. Jest mi strasznie bliska. Chociaż za skarby nie pogadam z nią o wyższej filozofii, nie będę roztrząsać spraw bytu, a nawet nie porozmawiam tak jak z tobą chociażby. Ale to… No, dobra. Kocham ją! Jak siostra siostrę! Nie mam nikogo bliższego.