– I nie boisz się, że on cię za to… – Suhren wykonał ruch palcem na wysokości szyi.
– Przecież mówiłem, że to nie dureń. Jak Zakon uderzy, to my z zakonnymi będziemy negocjować, za ile obronimy Zaana i na jakich warunkach. To my będziemy języczkiem u wagi. A jak się ułożymy, osobno, z Zakonem… To już nasza sprawa. Jak się ułożymy, osobno, z cesarzem, to już nasza sprawa. Ważne, by Zaan czuł do nas tylko wdzięczność.
– Dobre – mruknął Suhren. – Podoba mi się.
– Oczywiście nie możemy go sprzedać za bezdurno – sam wskazał swoją szyję. – Jakieś gwarancje musimy dla niego uzyskać. Ale… będziemy mieć czym handlować, prawda? Dużo towaru na sprzedaż będzie w naszych rękach, co? Mając Mohra wiszącego nad Zaanem i własną armię blokującą Zakon, to będziemy wiele rzeczy mogli przeprowadzić… Można się wtedy korzyć, można sprzedawać, możemy nawet kupczyć wdziękami naszej księżniczki.
Achaja przełknęła ostrygę, która blokowała jej gardło.
– Ty się uspokój, Biafra! Dobrze?
– To tylko dowcip, kotku – sparował. – Ale przyznasz, że mariaż z tobą jakiegoś władnego wielmoży to będzie najlepszy kawał polityki, jaki zrobimy. Oczywiście za Mistrza Zakonu nie wyjdziesz, bo on w celibacie musi żyć. Ale, na przykład, za księcia Oriona?
– Toż on ma żonę! – skłamała (wiedziała, że Wielki Książę jest samotny, ale chciała wkurzyć Biafrę, który mógł o tym nie wiedzieć).
– Nie bądź naiwna – nie wkurzył się w najmniejszym stopniu. – Albo się książę z nią rozwiedzie, albo się ją otruje. W rękach Oriona teraz, przynajmniej oficjalnie, cała Armia Zachodu Królestwa Troy. Ciebie się zrobi głównodowodzącą Armii Arkach. Takie małżeństwo sprawi, że, zamiast z silnym Luan, Zakon będzie się musiał liczyć z trzema równorzędnymi państwami: Troy, Luan i Arkach! Cha, cha, cha… Będą się musieli układać, gnoje. Zaan będzie musiał łyknąć tę żabę w zamian za gwarancję, a Zakon będzie musiał dać gwarancję, bo familia Orion i Achaja będzie najpotężniejszym związkiem małżeńskim na świecie – zwrócił się do dziewczyny. – Przecież ty jesteś z Troy. Taki układ to nawet Rada Królewska będzie musiała, choć z bólem, przełknąć. I to będzie koniec Rady. Orion może nie geniusz, ale wiem, że rozsądny człowiek. Za trzy lata będzie Królem Troy. Ty za parę lat będziesz Królową Arkach. Obecni władcy tych państw – starzy oboje i chorzy. Nie pociągną długo.
– Podoba mi się to – powtarzał Suhren cicho. – Podoba mi się to!
– No! Ty z Orionem – uśmiechnął się do Achai – będziecie sobie gruchać jak gołąbki. Będziecie sobie śmietankę wprost z ust spijać. Bo wasze interesy strategiczne będą takie same. A między waszym pożyciem małżeńskim będzie Luan, z cesarzem, który, chcąc nie chcąc, będzie się musiał układać, i Zakon, wściekły, ale rozsądny, mam nadzieję…
– Nie mam najmniejszej ochoty wychodzić za tego starego repa!
– Weź mnie nie wkurzaj! Przecież do konsumpcji związku dojdzie wyłącznie oficjalnie! W waszych łóżkach w dwóch różnych krajach znajdzie się jedynie podstawiona szlachta, żeby kapłani mogli stwierdzić dokonanie związku. To polityka, a nie instrukcja dupczenia starucha z młodą królewną. Zresztą w samym Troy, z tym co masz na twarzy nigdy nie będziesz się mogła pokazać, bo nam Oriona wykończą drwinami.
– Podoba mi się – mruczał Suhren. – Orion i Achaja, najpotężniejsze małżeństwo świata… a do scysji małżeńskich dojść nie może, bo pomiędzy nimi wrogie Luan, a za morzem wrogi Zakon. Jak się jeden z wrogów ruszy, to Chorzy Ludzie rozstrzelają go złotem przeznaczonym na armie interwencyjne małżonków, bo im tylko szlak przez Wielki Las w głowie… Kurde, szlag! To jest władza nad światem na jakieś dziesięć lat.
– A potem? – mruknęła Achaja wściekła jak osa.
– A potem… – rozmarzył się Suhren. – Dziecko z waszego związku wyda się za cesarza… Tfu! – poprawił się. – Cesarza się zniknie, jeśli wasze dziecko będzie chłopcem i „mianuje” cesarzową. Chłopak za nią wyjdzie i zastopuje Chorych Ludzi, którzy będą sięgać po władzę nad światem. Jeśli będzie dziewczynka, można ją wydać nawet za obecnego cesarza. Chorych Ludzi sekujemy z ważniejszych rynków w pięć, sześć lat, a potem… Trzeba będzie spalić Wielki Las i uderzyć na nich połączonymi siłami trzech mocarstw.
– Podoba mi się – sparodiował Suhrena Biafra.
– Jesteście idioci! Macie brudne robaki w głowie! – warknęła Achaja. – Jeden pacan chce wydać paroletnie, spłodzone w zastępstwie dziecko za starego cesarza, a drugi chce wyrolować Troy! Jesteście durniami!!!
– Troy nam może… – zaczął Biafra, ale Achaja nie dała mu dokończyć.
– Troy to teraz Zaan. Nie doceniasz go, kochanie ty moje, pogromco cesarza, niedoszły swacie, zwycięski dowódco w wojnie z Chorymi Ludźmi, pogromco Zakonu… ale wszystko to dopiero w przyszłości!
– Achaja – Biafra lekko wydął wargi. – To jest polityka, a nie dowodzenie zwiadem. Nie mieszaj się w decyzje strategiczne.
– O kurde! Polityk się odezwał – wzruszyła ramionami. – Z was dwóch tylko ja znam Zaana. I wierzcie mi… On was dwóch utopi w łyżce wody.
– Kotku – Biafra zdenerwował się naprawdę. – Wiem o tobie wszystko. Ja…
– Wszystko? Naprawdę?
– Myślisz, że nie? – znowu wydął wargi. – A chcesz wiedzieć, która z dziewczyn z twojego własnego plutonu na ciebie donosi? Chcesz wiedzieć? Co?
– Ty świnio – prychnęła. – Nie chcę wiedzieć! – jednym wielkim haustem opróżniła wielki kielich wina. Po chwili uspokoiła się jednak. – A ty chcesz wiedzieć, kto cię zabije, jak skrewisz z Zaanem?
– Kto? – Biafra dał się złapać w pierwszej chwili. – Blefujesz!
– Gówno blefuję! – otworzyła swoją torbę i wyjęła z niej zwój zapisanego maczkiem papieru. – Proszę. Spotkanie zwykłych kupców w jakiejś zapadłej gospodzie w Luan. Część „kupców” to Biuro Handlowe, a druga część to zaopatrzenie i rozpoznanie. Rozmawiano o współpracy, rozgraniczeniu naszych oddziałów po tym, jak dojdzie do spotkania. Dyskusja zakończyła się zdaniem jednego z agentów z Troy. „Jakby Biafrę poniosło… wiecie co robić?” – zacytowała z pamięci.
– Kto to był? Kto z naszych ludzi?…
– Nie wiem. W gospodzie byli agenci z Drugiego Wydziału Imperialnego Sztabu Luan. Oni zapisali rozmowę. Ja mam kopię od naszych źródeł z otoczenia cesarza.
– Kto to był? – powtórzył Biafra.
– Skąd, kurwa, mam mieć choć blade pojęcie? Luańczycy nie rozpoznają naszych agentów po twarzach. Teoretycznie powinnam wiedzieć, kogo wysłano na spotkanie z Troy, ale ktoś, kurwa, spalił papiery. A parę osób, które mogłyby coś zeznać, wysłano na pierwszą bitwę pod Yarra. Już ich nie ma, kotku.
– Kto ich wysłał na bitwę?
Uśmiechnęła się.
– Ty – podniosła kielich i wypiła jego zdrowie. – Twój podpis widniał pod rozkazem. A kto ci podsunął papier? Nie mam pojęcia.
Biafra skinął na gospodarza.
– Masz wódkę?
– Nie mam, jasny panie…
Biafra podał mu małe naczyńko.
– Weź ten proszek i rozpuść w winie. Na jednej nodze.
– Tak, jasny panie!
Biafra powoli rozmasowywał sobie twarz. Był taki przystojny, taki cholernie przystojny – pomyślała Achaja. I jakiś starzec, jakiś brzydal, cham i parweniusz potrafił go zmusić do realizacji własnych planów. Jaki świat jest niesprawiedliwy. Biafra, ta śliczna świnia nie mogła się przeciwstawić staremu wieprzowi. Bum, bum, bum… Wiedziała, co teraz powie. Wiedziała, jakie słowa padną. Kochała go, teraz tak naprawdę zdała sobie z tego sprawę z całą siłą, ale nie mogła nic zrobić, by powstrzymać te zabójcze dla Armii Arkach zdania.