Выбрать главу

Była o całe niebo lepszym oficerem. Po pierwsze, uczyli ją najlepsi strategowie w Troy. Po drugie, dowodziła już wojskiem w prawdziwej bitwie. Niejednej. Po trzecie, dysponowała lepszą bronią. Było jeszcze „po czwarte”: Achaja nie miała tego, co ludzie potocznie nazywają „nerwami”. Nie mogła „stracić nerwów”, nie mogła się „zdenerwować”, bo… po prostu, nie posiadała tego czegoś.

Annamea przeciwnie. Patrzyła rozszerzonymi oczami na sytuację na placu. Odruchowo złożyła podręcznik. Przełknęła ślinę.

– No to mają nas na rożnie – mruknął dowódca gwardii. – Teraz już tylko opiec, przyprawić i podać na talerzach.

Nałożnica zaklęła cicho. Było to bardzo łagodne przekleństwo. Znała oczywiście i inne, ale lata wychowania w pałacu powstrzymały ją od użycia czegoś, co było wbrew etykiecie, jeśli nie była akurat w szoku. Przełknęła ślinę jeszcze raz i wyszła przed linię swoich żołnierzy.

– Hej tyyyy! – krzyknęła, idąc na środek placu. – Chodź no tutaj!

– No nie ma sprawy! – odpowiedziała Achaja. Wyciągnęła swój miecz i wybiegła szybko. – Chcesz się zmierzyć?

– Nie.

– Tak po prawdzie… to ci się nie dziwię.

Dwie dziewczyny stanęły naprzeciw siebie, mierząc się wzrokiem. Obydwie ze swoimi stopniami namalowanymi na twarzy. Achaja w krótkiej, skórzanej spódniczce, kurtce ze złotymi odznakami pułku i baretkami, w czarnych okularach osłaniających oczy. Annamea w plisowanej spódniczce Dahmerii, w półpancerzu włożonym na gołe ciało.

– Ale jesteś ładna, małpo – wyrwało się Achai.

– A ty masz „ładny” tatuaż na buzi.

– W kronikach napiszą, że zabiła cię kurwa.

– Wbrew pozorom reprezentujemy pokrewne zawody. Jestem nałożnicą.

Achaja drgnęła zaskoczona. Podniosła okulary na czoło, żeby lepiej widzieć. Widok jej smolistoczarnych oczu sprawił, że Annamea z kolei drgnęła ze strachu.

– Pokażę ci coś, głupia cipo – Achaja odwróciła się plecami. Zadarła spódniczkę, pokazując niewolnicze piętno na tyłku. – Byłam waszym śmieciem, małpo – powróciła do poprzedniej pozycji. – I teraz podaj mi choć jeden powód, dla którego nie powinnam cię zabić.

Annamea uśmiechnęła się smutno. Potem wzruszyła ramionami i również odwróciła się plecami, zadzierając kieckę.

– Popatrz sobie na mój tyłek – miała tam bliznę w kształcie cesarskiej lilii, taką samą jak Achaja, tylko trochę mniejszą i lepiej wykonaną. – Ja też byłam śmieciem. Tyle tylko, że dotarłam na sam szczyt służalczej kariery. Jestem Pierwszą Niewolnicą Imperium.

Odwróciła się z powrotem.

– No co? Zamierzasz mnie teraz zabić… siostro?

Achaja zaklęła brzydko.

– To spadaj… siostro. Załatwię tylko twoje wojsko. Ty… – nie wiedziała jak to powiedzieć. – Ty możesz sobie iść.

– Nie.

– No to mamy problem, co? Po raz kolejny okażę się świnią – zakpiła Achaja.

– Świnią to ty nie jesteś – mruknęła niechętnie Annamea. – Nawet nie jesteś jakąś tam szczególnie wredną suką.

– Taaaa? – Achaja końcem miecza odchyliła okładkę książki, którą tamta trzymała w ręce. Zerknęła zaciekawiona. – „Podręcznik taktyki”? – zachichotała. – Co jest? Macie aż takie problemy kadrowe?

– Odejdź na pozycje sprzed ataku. My się wycofamy do pałacu.

Achaja ryknęła śmiechem.

– Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałabym to zrobić – powtórzyła.

– Bo tak chcę – warknęła Annamea. – Jestem Pierwszą Nałożnicą Cesarstwa i mam na imię Annamea. A w moim imieniu najważniejsza jest litera „P”.

Achaja zsunęła okulary aż na sam czubek głowy. Trudno ją podejrzewać, żeby nie wiedziała, iż imię „Annamea” pozbawione jest litery „P”. A jednak… Ryknęła chwilę później.

– Harmeeen, wojsko w tył! Lokuj oddziały na pozycjach wyjściowych!

– No co ty??? Lalka! Odbiło ci?

– Lanni! Szlag, grupuj wojsko w ryglowany wachlarz i w tył!

– Lalka… Dobrze się czujesz?

– Wykonać!!!

Achaja zaczęła się wycofywać, patrząc, by któryś z Dahmeryjczyków nie wpakował jej strzały z kuszy.

– Zazdroszę ci, że… – szepnęła Annamea – że twoje wojsko nazywa cię „Lalka”.

– Dotrzymaj umowy – mruknęła Achaja. – Nie chcę widzieć tych twoich Dahmeryjczyków na ulicach.

Annamea odwróciła się i ruszyła w stronę swoich oddziałów. Zignorowała ciche uwagi żołnierzy typu „Kurde! Wyciągnęła nas aż z takiego gówna! Ja cię pieprzę. Jest czarownicą, czy co?”. Zignorowała salutującego jej w niemym podziwie dowódcę gwardii. Podeszła do Mereditha.

– Ona… – wskazała ręką za siebie. – Ona… pracowała przy budowie drogi. Wiesz gdzie?

Czarownik zaprzeczył ruchem głowy.

– Kto ją tak skrzywdził?

Meredith ze zdziwieniem zauważył ślady łez na twarzy nałożnicy. I niby co miał powiedzieć? Że Luan? Że Troy?

– Mistrz Anai – wybrał najbardziej bezpieczną odpowiedź.

– Pieprzysz – Annamea potrząsnęła głową, by pozbyć się łez, które mogły rozmyć jej stopień namalowany na twarzy. – Kurde. Byłam sierotą, porwali mnie, jak miałam kilka lat, potem harem… nie miałam nikogo. Nigdy w życiu. Nikogo. I teraz… Bogowie… spotkałam swoją rodzoną siostrę – pociągnęła nosem. – Może… może mogłabym się z nią zaprzyjaźnić? W innych czasach, w innym miejscu. Bogowie… Moja rodzona siostra! Tak bardzo bym chciała mieć kogoś takiego.

– Ty też jesteś z Troy? – dał się złapać Meredith.

– Nie.

Annamea zdołała się już otrząsnąć.

– Oddział w tył zwrot i marsz do pałacu! – zakomenderowała.

– Ależ pani… – natychmiast doskoczył dowódca gwardii. – To wbrew rozkazom! Ja muszę zaprotestować.

Najbliżej stojący Dahmeryjczyk podniósł lekko swój dragher.

– Tylko spróbuj tknąć mojego oficera, gnojku – szepnął. – Tylko spróbuj choć źle na nią spojrzeć.

Czarne ostrze draghera zalśniło lekko na krawędzi odbijając zagubiony promień światła. Reszta oddziału również patrzyła w tę stronę. Jedno, jedyne oficerskie życie mogło ulecieć ku niebiosom w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem.

ROZDZIAŁ 10

W cesarskiej sali pałacu Syrinx było tylko kilkunastu oficerów. Wszyscy skupieni nad mapami i stosami raportów.

– Gdzie jest Mohr? – gorączkował się cesarz.

– Nie mamy żadnych doniesień – powiedział Tepp.

– Pytam, gdzie jest Mohr?

– Panie, Mohr przebija się przez teren wokół jezior Kua – zaraportował jakiś setnik.

– Czemu tak długo?

Setnik był głupi. Albo niezbyt dokładnie zrozumiał sytuację, swoją własną.

– Mohr nie odciąży Syrinx. Jego jedynym celem jest chyba połączenie się z Bortarem i umożliwienie odwrotu jego armii spod Sonne.

– Psiamać – szepnął cesarz. – Powieście go!

Wezwani żołnierze sprawnie założyli pętlę na szyję pechowego setnika. Przywiązali koniec sznura do ramy okiennej i zepchnęli go w dół, przedtem jednak ozdabiając pospiesznie wykonaną tablicą. Ktoś w ostatniej chwili wykazał się poczuciem humoru. Napis na tablicy brzmiał: „Tak kończą agenci Arkach/Troy (niepotrzebne skreślić)”.

– Gdzie jest Kye? – zapytał cesarz.

– Ugrzązł pod Dien Phua – odezwał się Tepp. – Wiem od moich kurierów. Kazałem mu przedostać się do Syrinx najkrótszą drogą.

Cesarz zrzucił ze stołu piękną mapę, której wykonanie kosztowało więcej niż kilka wiosek. Mapa rozdarła się w dwóch miejscach.

– Gdzie jest Mohr? – powtórzył. – Kiedy przybędzie Mohr, pytam???