Nikt nie ośmielił się odezwać.
– Czy jest w pobliżu jakiś nasz oficer, który potrafi jeszcze dowodzić? – ryknął cesarz.
Jeden ze strategów otworzył odruchowo usta, chcąc powiedzieć, że jest… Suhren… który właśnie dowodzi atakiem na Syrinx ze strony Armii Arkach, ale przypomniał sobie dowcipny napis „Tak kończą agenci Arkach/Troy (niepotrzebne skreślić)” i zamknął usta nie wydawszy żadnego dźwięku.
Cesarz podszedł do drugiego stołu. Zerknął na inną mapę. Tę zdobytą na złapanym do niewoli oficerze Troy.
– Trakt Cesarski będzie Główną Drogą Numer Jeden? – spytał sam siebie. – A ten pałac nazwą Zgromadzeniem Ludowym? – powoli studiował pięknie wykaligrafowane napisy wykonane przez wrogich kartografów. Ta mapa też była dużo warta. – Syrinx… Syrinx będzie nosić nazwę Miasta Przyjaźni? Bogowie! – odwrócił się nagle przodem do wszystkich, którzy struchleli. Stali wyprężeni na baczność.
– Co z Ciężkim Korpusem Szturmowym? – ryknął.
– Dostaliśmy straszne wciry – odezwała się Annamea stojąca pod ścianą.
Cesarz jakby dopiero ją zauważył. Spojrzał niezbyt przytomnie.
– Coś ty na siebie włożyła?
Pierwsza Nałożnica Cesarstwa rzeczywiście wyglądała jak istota z innego świata w tym swoim dahmeryjskim mundurze. Osmalona i okopcona, bo z Meredithem musieli się przedzierać przez płonącą dzielnicę.
Annamea zignorowała pytanie władcy.
– Grenadierzy Arkach wykończyli Korpus Szturmowy. Ta część, która została skierowana na Troy, odniosła duże sukcesy, ale… Troy okopało się na pozycjach obronnych wokół Bramy Pokutniczej i czeka, aż Arkach zdobędzie pałac, a potem wyrąbie korytarz do ich pozycji. – nałożnica podeszła do zdobycznej mapy. – O, tutaj – wskazała miejsce, które ciągle jeszcze nazywało się Złotym Zaułkiem. Już za kilka dni, a może wcześniej, miało nazywać się „Punktem Kontrolnym Rozgraniczenia Numer Jedenaście”.
– Skąd wiesz? – zapytał cesarz.
– Złapaliśmy łącznika z Troy. Taka jest umowa pomiędzy Zaanem i Biafrą. Wymyślił to Suhren. Troy ma wiązać w obronie wszystkie nasze siły defensywne, a Arkach ma się ruszać i zlikwidować centra dowodzenia. Jak wyrąbią korytarz, to Troy uderzy całą swą masą. Ich stać na uzupełnienia i w każdej chwili mogą wprowadzić do walki zupełnie świeże jednostki. A jakby tego nie było dość, to na… hm… „odsiecz” do Syrinx zmierza jakaś nowa formacja. Niewolnicy wydzielili ze swoich armii „Ochotnicze Siły Interwencyjne”. To zwykły korpus pacyfikacyjny w najlepszym znaczeniu tego słowa. Wojsko do dupy, dowodzone według regulaminów pisanych w ogromnej ilości przeróżnych krajów od gór aż do morza. Ale… dam sobie rękę uciąć, że pacyfikować potrafią jak nikt na świecie. No i… jest ich pięćdziesiąt tysięcy. Jak się połączą z siłami Troy lub Arkach to już po nas. Na razie nie mają co żreć, bo spalili wszystko stąd do Sonne. Ale to żadna pociecha. Zamierzają się nażreć w Syrinx. Będą tu szybko, bo głód ich pcha.
– A Mohr?
– Ten biedak za oknem – Annamea wskazała wiszącego setnika – miał rację. Mohr zamierza tylko wytrasować korytarz do Sonne i umożliwić ewakuację armii Bortara. Najemnicy woleliby już nie ginąć – wyjaśniła. – Tym bardziej, że nie wiadomo, co z żołdem po upadku Cesarstwa… Oni chcą już tylko pomóc kolegom spieprzać na Północ – Annamea westchnęła ciężko. – Jeśli się uda, wyrąbią swój korytarz, przeprowadzą ewakuację dwóch armii i… Bortar wraz z Mohrem wystawią swoje wojska na giełdzie najemników gdzieś daleko, w zimnych krajach.
– Toż nikt ich nie kupi, zdrajców!
– Normalnie nikt by ich nie kupił. Ale teraz… Po stratach, jakie poniosły w walce z nami Królestwa Północy, potrzebują żołnierzy. Tam przecież wieczne wojny między nimi. Kupią. I Mohra, i Bortara, i nawet Kye, jeśli uda mu się przebić na Wschód – nałożnica uśmiechnęła się smutno. – Czyż nie fajnie mieć u siebie na służbie swojego własnego pogromcę? – miała na myśli głównie Mohra, który rozsmarował armie Królestw Północy w niedawnej kampanii.
– Śnisz! – zawyrokował cesarz. – Troy i Arkach nie pozwolą na to.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– To już polityka… Coś, co nie jest na mój babski rozum. Jednak… na mój babski rozum to Troy i Arkach będą miały tutaj zbyt wiele kłopotu z „ochotniczymi armiami niewolników”, które zresztą sobie same na kark włożyły, by myśleć o sprawach Północy. Nie mówiąc już o drobnym fakcie, że same wystawiły Królestwa Północy do wiatru w trakcie kampanii, więc… zgoda między nimi nie zapanuje raczej w dającym się przewidzieć okresie.
Cesarz potrząsnął głową.
– Mów – rozkazał. – Mów, coś tam wymyśliła z tym czarownikiem. A raczej… co on ci powiedział.
– Służę – Annamea nachyliła się nad zdobyczną mapą z obcymi nazwami. – Jeśli Mohrowi uda się wyrąbać korytarz do kolegów z armii Bortara pod Sonne, to Luan podzieli się na trzy pasy. Północ w rękach najemników, bo przecież muszą się drogo sprzedać, a więc w pewnym sensie w naszych rękach, nawet po upadku Cesarstwa. Dwie armie Mohra i Bortara ustanowią pewnie jakiś rząd tymczasowy, a jak dołączy do nich Kye, to może nawet pochwycą jakieś książątko, najlepiej nieletnie, i utworzą Królestwo. Środkowy Zachód i Środkowy Wschód będą pustoszone przez armie niewolników, aż zabraknie żarcia. Co będzie potem, trudno przewidzieć. Najlepsze prowincje na wybrzeżu będą w żelaznych łapskach Arkach i Troy. Tu wszystko odbędzie się kulturalnie. Żadnych bezsensownych mordów i pacyfikacji. Oni są rzeczowi. Oni już podzielili strefy wpływów, określili linie rozgraniczenia swoich armii. Każdy wziął, co mu się należało. Nic więcej, bo ani Troy nie rzuci się na Arkach, ani Arkach na Troy. Zbyt są osłabieni kampanią. Zbyt wiele pieniędzy mają do stracenia. Żeby zachować pokój, ktoś zabije Królową Arkach, ktoś otruje Króla Troy. Ponieważ najlepszym rozwiązaniem będzie teraz małżeństwo Wielkiego Księcia Oriona z Księżniczką Achają. To zagwarantuje pokój i ogromne zyski na najbliższe dziesięć lat. A potem… to już w rękach Bogów – nałożnica przymknęła oczy. – Małżeństwo Achaja i Orion pogrzebie Luan. Będą musieli. Będą musieli to zrobić… Będą mieli armie niewolnicze na karku, będą mieli Chorych Ludzi na Zachodzie, będą mieli Symm na Wschodzie, które aż zatchnie się nienawiścią, że nie uczestniczy w podziale łupów. Będą musieli się zjednoczyć, żeby przetrwać. A potem to będzie najpotężniejsze małżeństwo na świecie! Chciane czy niechciane… ślub będzie, a uczta weselna zakończy istnienie Luan na zawsze.
– A Zakon?
– A o Zakonie to już mi pan czarownik nic nie powiedział.
– Właśnie! – cesarz uczepił się tej myśli. – Zakon! Przecież oni nie pozwolą na małżeństwo Achai z Orionem. Toż Luan ostoją Zakonu, jego ramieniem i gwarantem potęgi! Zakon przyśle swoje wojska.
– Zakon przyśle swoje wojska, panie – odezwał się milczący dotąd Meredith. – Tylko po to, żeby rozbić ślub między Achają i Orionem. Poprą tego, kto będzie górą, bo sprawy zaszły już za daleko. Oni nie chcą „tylko” ślubu. Obojętnie – Arkach czy Troy… wszystko jedno. Byle tylko nie Arkach i Troy razem, w jednej łożnicy. Tylko to jest ważne. Byle tylko Orion nie sprokurował dziecka Achai. Ponieważ to dziecko będzie na tyle silne, żeby rozbić Zakon w trzy modlitwy. I tylko o to im chodzi – czarownik wzruszył ramionami. – Naprawdę nikt nie przywiązuje wagi, czy Orion zrobi to osobiście, czy też „posiłkując się” wynajętym szlachcicem. Jeśli Achaja okaże się brzemienna, będzie można zacząć odliczać czas do zagłady Zakonu. To będzie koniec władzy Bogów na świecie. To jedno, malutkie, nawet niepoczęte jeszcze dziecko… będzie panem znanego nam świata! I tylko tego boi się Zakon.