– Orion za stary na takie sztuczki – cesarz najwyraźniej czepiał się choćby mglistych nadziei. – Ktoś go w Troy wyroluje.
– Panie – Meredith zgiął się w ukłonie. – Przecież znasz sekrety pałacowe tysiąc razy lepiej ode mnie. Wielki Książę Orion jest nominalnie głównodowodzącym Armii Zachód Troy. Jeśli on okaże się za stary albo „ktoś go wyroluje” w Troy, to… ma przecież dwie córki. Dojdzie do małżeństwa nawet dziewczyny z dziewczyną, choćby się mieli śmiać z tego na innych dworach, ale… to będzie „śmiech przerażenia”. Maghrea w zastępstwie ojca wyjdzie za Achaję, a podstawiona szlachta zrobi resztę. Dziecko będzie! Choćby nawet Achaja była bezpłodna. Znasz przecież etykietę lepiej niż ja, panie. Dziecko będzie, choćby miały zająć się tym całe tabuny podstawionej szlachty po obu stronach. A to dziecko… będzie Biczem Bożym na władzę Zakonu nad światem! To będzie absolutny koniec znanej nam cywilizacji. To dziecko będzie kresem naszego istnienia.
Cesarz potrząsnął głową i znowu podszedł do zdobytej na wrogach mapy. Pochylił się nad kolorową płachtą, studiując napisy w rodzaju: „Ogrody Rolnicze – dawniej: Centralny Park Cesarski”. Albo: „Miejsce wyładunku zaopatrzenia, dawniej: Główny Imperialny Port Rzeczny”. Czy też: „Zaplecze gospodarcze prefektury – uwaga dla oficerów zaopatrzeniowych: w razie zgubienia drogi nie pytać o zaplecze gospodarcze, bo nikt z miejscowych nie będzie znał tego określenia, ludność Miasta Przyjaźni może jeszcze przez jakiś czas reagować na nazwę»Serce Syrinx«„.
– Ludność może jeszcze przez jakiś czas reagować na nazwę „Serce Syrinx”… – szepnął cesarz. – Bogowie…
Odwrócił się do swoich oficerów.
– Czy mamy jeszcze jakieś odwody?
– Tak panie! – wyrwał się jeden ze strategów. – Uzbroiliśmy ludność z ubogich dzielnic. Gwardia rekrutuje przymusowo mężczyzn i wyposaża w uzbrojenie marynarki wojennej.
– Marynarki wojennej? Tutaj?
– Tak panie, bo… tylko marynarka ma jeszcze nienaruszone magazyny – strateg opuścił głowę. – Ja, panie, mogę udać się do Mohra i sprowadzić go tutaj.
– Ja pójdę do Bortara z rozkazem Waszej Cesarskiej Mości – krzyknął inny. – Przyjdzie tutaj, bo mu każę!
– A mnie proszę oddelegować do Kye. Na pewno odnajdę drogę.
– A ja mogę pertraktować z Królestwami Północy, tylko dajcie, panie, glejt na opuszczenie stolicy.
– Ja muszę skontrolować oddziały murowe. Jeśli dasz, panie, prawo przejścia…
– Ja pojadę do króla Troy. Wszak nie waży się niszczyć Syrinx, jeśli tylko wytłumaczę mu…
– A ja pozostanę przy tobie, panie – powiedziała nagle Annamea, ucinając jak nożem krzyk oficerów usiłujących wydostać się z matni. W zapadłej nagle ciszy dodała cicho. – Ostatnia wierna. Zawsze wierna.
Zapadła cisza była tak idealna, że po dłuższej chwili do uszu obecnych dotarły, ledwie słyszalne, niesione wiatrem komendy dla oddziałów szturmowych Arkach.
– Ja też zostanę przy tobie, panie – odezwał się milczący dotąd Naczelny Wróżbita Cesarstwa.
– Ja też nigdzie się nie ruszam.
Wszyscy odwrócili głowy. Pod ścianą, tuż przy drzwiach, stał Nolaan. Trzęsąc się w gorączce, średnio przytomny, ale stał. Oficerom zrobiło się wstyd.
– Panie! Wybaczcie moje wcześniejsze zachowanie – powiedział strateg, który spowodował całe zamieszanie. – Ja również jestem na wasze rozkazy.
– Panie… Proszę mnie ściąć albo wyznaczyć na dowodzenie najbardziej zagrożonym odcinkiem – dodał drugi, klękając.
Meredith przygryzł wargi. Antyk odchodził jednak bez strachu – pomyślał. To właśnie teraz. Tu właśnie rozgrywał się los cywilizacji. Bogowie… jaka będzie teraz?
– Panie… zasłonię cię własnym ciałem – kolejny oficer klękał przed cesarzem.
Cesarz jednak nie zwracał na to uwagi. Nie przeczuwał nawet, że jego epoka odchodziła w niepamięć.
– Co powinienem teraz zrobić? – spytał.
– Musisz się udać do jednej z wież oporowych, panie – szepnął Nolaan z wyraźnym wysiłkiem. – To ostatnia chwila, panie. Arkach szturmuje mury pałacu i będą tu za kilka modlitw.
– Jak to… mury pałacu? – zdziwił się cesarz. – Tam są przecież najlepsze, doborowe jednostki.
– Tam są jedynie jednostki pomocnicze – szepnął Nolaan. – Które właśnie pierzchają w panice, więc chodźmy do wieży oporowej póki czas.
– Panie… Mam na podorędziu oddział ciężkiej jazdy – zaproponował jeden z oficerów. – Jeśli zgodzisz się dosiąść konia, panie, możemy jeszcze wyrwać się z Syrinx.
– Skieruj swoją jazdę na Arkach – powiedział Nolaan. – A my chodźmy do wieży oporowej. I to szybko.
– Dobrze… – cesarz rozmasował skronie. Ręce drżały mu wyraźnie. – Do Bramy Powietrznej – zakomenderował cichym głosem.
Część oficerów ruszyła przodem, reszta otoczyła swojego cesarza zwartym kordonem. Meredith uznał, że najwyższy czas odłączyć się od zbyt niebezpiecznego orszaku. Nie zamierzał spędzić reszty życia w wieży oporowej po tym, co pokazała mu Annamea.
Sama nałożnica jednak również nie zamierzała skierować się do Bramy Powietrznej.
– Panie! – krzyknęła tak głośno, że można było mieć wątpliwości, czy cesarz zachował jeszcze zdolność słyszenia czegokolwiek. – Mam swój korpus dahmeryjski piętro niżej. Pozwól zostać i walczyć!
Cesarz spojrzał na nią, jakby nie słyszał słów.
– Pozwalam – szepnął. Wyraźnie trzęsły mu się ręce.
– Ostatnia wierna! Zawsze wierna!
Annamea skrzyżowała ramiona nad głową. Znak niewolników: „Będę służył”. Znak dahmeryjskich najemników: „Dopiero jak utną mi te ręce, skończę służbę”.
Co za parodia. Niewolnicy i najlepsi najemnicy świata posługiwali się tym samym znakiem.
Meredith, nie czekając na oddalenie się cesarza ze służbą, ukrył się szybko w bocznej komnacie wykorzystywanej do przyrządzania posiłków. Schował się za kotarą oddzielającą podręczną kuchnię od pokoju służby.
Niezbyt długo był sam. Przez szczelinę w kotarze zauważył po chwili Naczelnego Wróżbitę Cesarstwa, który usiłował się ukryć za skrzynią z naczyniami. Kilka chwil potem dołączyła do nich Annamea z dragherem w dłoni. Wpadła dokładnie na wróżbitę. Odrzuciła dragher i wyszarpnęła nóż zza opaski na udzie. Wróżbiarz jednak miał już w dłoni sztylet. Przypadli do siebie.
– Ty gnoju!
– Ty suko!
– Hee… A dlaczego nie jesteś z cesarzem?
Wróżbita aż kipiał nienawiścią.
– Jestem setnikiem Armii Troy, suko! – warknął. – I zaraz moi ludzie tu będą, ladacznico.
– O żesz ty… – syknęła Annamea. – Jestem pułkownikiem Armii Arkach, świnio! A ponieważ jesteś niższy stopniem, masz słuchać moich rozkazów, „sojuszniku”!
– Eeee… Zalewasz… Armia Troy będzie tu za parę modlitw.
– Nie zalewam, małpo. Armia Arkach będzie tu szybciej!
– Ty czekaj… nie pierdzialnij mnie tym nożem, sojuszniku.
– A ty weź ten sztylet, panie setniku.
– No dobra, pani pułkownik… Obydwoje robimy dwa kroki w tył i pokój między nami, jak to już nasi dowódcy wcześniej ustalili.
– Dobra.
Obydwoje ostrożnie zrobili krok w tył.
– Annamea, nie wygłupiaj się – warknął wróżbiarz. – Nie macaj drugiego noża!
– A ty wyjmij łapsko spod szat!
– No dobra… wyjmę… Jeszcze krok w tył i… pozostajemy w przyjaźni.
– No… – Annamea przygryzła wargę. – Kurde, masz szczęście, panie setniku. Piętro niżej jest oddział dahmeryjski i jakbym tylko gwizdnęła…
– Ty też szczęśliwa, pani pułkownik. Mam oddział szturmowy poselstwa Troy. Prawie trzystu ludzi ubezpieczenia przebranych za służbę.