– Bo wiem, że już wiesz. I znam twój plan.
– Mój plan? Jaki plan?
Uśmiechnął się do mnie chytrze.
– Daj spokój, Mick. To proste. Bronisz mnie w tej sprawie. Starasz się, dostajesz grubą forsę, wygrywasz, a ja wychodzę z sądu jako niewinny człowiek. Ale kiedy jest już po wszystkim i masz pieniądze na koncie, zwracasz się przeciwko mnie, bo nie jestem już twoim klientem. Rzucasz mnie glinom na pożarcie, żeby wyciągnąć z więzienia Jesusa Menendeza i odkupić własną winę.
Nie odpowiedziałem.
– Nie mogę do tego dopuścić – ciągnął cicho Roulet. – Teraz jestem twój na wieki, Mick. Zabijałem ludzi i wiesz, co ci jeszcze powiem? Jedną z tych osób była Martha Renteria. Dałem jej to, na co sobie zasłużyła, i jeżeli polecisz do glin albo wykorzystasz to przeciwko mnie, to twoja praktyka adwokacka niedługo się skończy.
Owszem, może uda ci się wskrzesić Jesusa. Ale to nie mnie oskarżą o naruszenie etyki. Zdaje się, że nazywają to regułą „owoców trującego drzewa”, a tym trującym drzewem będziesz ty, Mick.
Nadal milczałem. Pokiwałem tylko głową. Roulet świetnie to przemyślał. Zastanawiałem się, jak bardzo pomógł mu Cecil Dobbs.
Nie miałem wątpliwości, że ktoś dał mu dobre korepetycje z prawa.
Nachyliłem się nad nim i szepnąłem:
– Chodź za mną.
Wstałem i szybkim krokiem wyszedłem za barierkę, kierując się w stronę wyjścia z sali. Usłyszałem urzędnika wołającego za mną:
– Panie Haller? Zaraz zaczynamy. Sędzia…
– Za minutę wracam – powiedziałem, nie odwracając się i unosząc jeden palec.
Pchnąłem drzwi do słabo oświetlonego westybulu, który miał tłumić odgłosy z korytarza, by nie dochodziły do sali sądowej. Podwójne drzwi po drugiej stronie prowadziły na korytarz. Stanąłem z boku, czekając na Rouleta.
Kiedy tylko wszedł do ciasnego westybulu, złapałem go za klapy i pchnąłem na ścianę. Przycisnąłem go, trzymając dłonie na jego piersi.
– Kurwa, co ty wyrabiasz?
– Spokojnie, Mick. Po prostu pomyślałem, że powinniśmy sobie wyjaśnić…
– Skurwysynu. Zabiłeś Raula, a on dla ciebie pracował! Próbował ci pomóc!
Miałem ochotę zacisnąć mu ręce na szyi i udusić na miejscu.
– Tu akurat masz rację. Jestem skurwysynem. Ale co do reszty, bardzo się mylisz, Mick. Levin nie próbował mi pomóc. Próbował mnie pogrążyć i zapomniał o ostrożności. Dostał to, na co zasłużył.
Przypomniałem sobie ostatnią wiadomość od Levina. Mam dla Jesusa wypiskę z San Quentin. Mandat wolnego człowieka. Cokolwiek znalazł, odkrycie kosztowało go życie. A przed śmiercią nie zdążył mi przekazać tej informacji.
– Jak to zrobiłeś? Jeżeli już się przyznajesz, chcę wiedzieć, jak to zrobiłeś. Jak zmyliłeś GPS? Bransoletka pokazała, że nie byłeś nawet w pobliżu Glendale.
Uśmiechnął się z miną chłopczyka, który nikomu nie odda swojej zabawki.
– Powiedzmy, że to informacja zastrzeżona, i na tym poprzestańmy – Nigdy nie wiadomo, może jeszcze raz będę musiał odegrać numer w stylu Houdiniego.
Usłyszałem w jego głosie ton groźby, a w oczach dostrzegłem zło, które zauważył Raul Levin.
– Nie próbuj żadnych sztuczek, Mick – powiedział. – Jak się domyślasz, mam polisę ubezpieczeniową.
Przycisnąłem go mocniej, zbliżając twarz do jego twarzy.
– Posłuchaj, gnoju. Chcę dostać pistolet z powrotem. Myślisz, że masz mnie w garści? Gówno prawda. To ja mam cię w garści. Jeżeli nie dostanę broni, zapamiętasz ten tydzień do końca życia. Dotarło do ciebie?
Roulet złapał mnie za przeguby i wolno odsunął od siebie moje ręce. Zaczął poprawiać koszulę i krawat.
– Ośmielę się zaproponować porozumienie – odrzekł spokojnie.
– Po zakończeniu procesu wyjdę z sądu jako wolny człowiek. I będę cieszyć się wolnością, a w zamian za to broń nie wpadnie w żadne, nazwijmy to, niepowołane ręce.
Czyli w ręce Lankforda i Sobel.
– Naprawdę bardzo bym tego nie chciał, Mick. Wielu ludzi na tobie polega. Wielu klientów. Ale na pewno nie chciałbyś trafić tam gdzie oni.
Odsunąłem się o krok, powstrzymując się całą siłą woli, by nie skoczyć na niego z pięściami. Po chwili odrzekłem tonem nabrzmiałym od tłumionego gniewu i nienawiści:
– Przyrzekam ci, że jeżeli spróbujesz mnie udupić, nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Jasne?
Roulet zaczął się uśmiechać. Ale zanim zdążył odpowiedzieć, otworzyły się drzwi sali sądowej, zza których wyjrzał woźny, zastępca szeryfa Meehan.
– Sędzia już jest – oznajmił surowo. – Chce was widzieć. Natychmiast.
Spojrzałem na Rouleta.
– Pytałem, czy to jasne?
– Tak, Mick – odparł dobrotliwie. – Jasne jak słońce.
Odwróciłem się od niego i wszedłem na salę, krocząc w stronę bramki w barierce. Sędzia Constance Fullbright nie spuszczała ze mnie oczu.
– Miło, że postanowił nas pan jednak zaszczycić swoją obecnością, panie Haller.
Gdzie ja to już słyszałem?
– Przepraszam, wysoki sądzie – powiedziałem, wchodząc przez bramkę. – Musiałem omówić z klientem pilną sprawę.
– Narada z klientem może się odbywać w sali, przy stole obrony – odparła.
– Tak, wysoki sądzie.
– Wydaje mi się, że zaczynamy w niewłaściwy sposób, panie Haller. Kiedy mój asystent informuje, że rozprawa rozpocznie się za dwie minuty, spodziewam się, że wszyscy – w tym adwokaci oraz ich klienci – będą siedzieć na swoich miejscach.
– Proszę o wybaczenie, wysoki sądzie.
– To nie wystarczy, panie Haller. Przed zakończeniem dzisiejszej sesji stawi się pan z książeczką czekową u mojego asystenta. Nakładam na pana karę za obrazę sądu w wysokości pięciuset dolarów.
Nie pan rządzi na tej sali. To moje zadanie.
– Wysoki sądzie…
– Proszę wprowadzić przysięgłych – poleciła, uciszając moje protesty.
Woźny otworzył boczne drzwi i dwunastu przysięgłych plus dwóch zastępców zaczęło zajmować miejsca. Nachyliłem się nad uchem Rouleta, który właśnie usiadł, i szepnąłem:
– Jesteś mi winien pięćset dolarów.
Rozdział 28
Mowa wstępna Teda Mintona była modelowym przykładem prokuratorskiej nadgorliwości. Zamiast poinformować przysięgłych, jakie dowody zamierza im przedstawić i do czego mają prowadzić, starał się wytłumaczyć, jakie mają znaczenie. Próbował nakreślić ogólną sytuację, co prawie zawsze okazywało się błędem.
Obraz ogólnej sytuacji opiera się na wskazówkach i sugestiach. Nadaje faktom wagę podejrzeń. Każdy doświadczony prokurator, który występował co najmniej w kilkunastu procesach, radziłby nie przesadzać w wyjaśnianiu przysięgłym sprawy. Ława ma wydać wyrok skazujący, nie musi rozumieć.
– Ten człowiek jest drapieżnikiem – oświadczył Minton. – Louis Ross Roulet szóstego marca wieczorem tropił zdobycz. I gdyby nie podziwu godna determinacja tej kobiety w walce o własne życie, mielibyśmy dziś do czynienia z morderstwem.
Na samym początku zauważyłem, że Minton wyznaczył kronikarza. Tak nazywam członka ławy przysięgłych, który w trakcie całego procesu robi notatki. Mowa wstępna nie jest przedstawieniem dowodów i sędzia Fullbright pouczyła o tym przysięgłych, lecz kobieta siedząca na skraju pierwszego rzędu pisała od chwili, gdy Minton otworzył usta. To dobrze. Lubię kronikarzy, bo dokumentują zapowiedzi prawników, a pod koniec sprawdzają, czy wszystko, co zostało zapisane w kronice, usłyszeli na sali rozpraw.
Zerknąłem na listę przysięgłych sporządzoną w zeszłym tygodniu i zobaczyłem, że kronikarka nazywa się Linda Truluck i jest gospodynią domową z Reseda. Była jedną z zaledwie trzech kobiet zasiadających w ławie. Mintonowi bardzo zależało, by wśród przysięgłych znalazło się jak najmniej kobiet, ponieważ, jak przypuszczam, bał się, że kiedy w procesie wyjdzie na jaw fakt, iż Regina Campo świadczyła odpłatnie usługi seksualne, kobiety stracą współczucie i w konsekwencji zagłosują przeciw skazaniu. Sądziłem, że prokurator nie mylił się w swoich założeniach, dlatego z równym uporem starałem się włączyć w skład przysięgłych jak najwięcej kobiet. Każdy z nas wykorzystał przysługujący mu limit dwudziestu sprzeciwów i pewnie dlatego kompletowanie ławy trwało aż trzy dni. W końcu udało mi się wyznaczyć trzy kobiety i brakowało mi tylko jednego głosu, by zapobiec wydaniu wyroku skazującego.