– „Sweet 'N Low” – powiedziałem. – Moja była żona zawsze lubiła słodycze, byle nie tuczące.
Odwróciła się.
– Przestań, Haller.
Powiedziała to jednak z uśmiechem.
– Cholera, Haller, przestań – uzupełniłem. – Tak też mawiała moja była żona. Bardzo często.
– Co tu robisz? Nie powinieneś siedzieć na szóstym i czyhać na dobry moment, żeby odłączyć Mintonowi komputer?
– Nie mam się czego obawiać. Powinnaś tam wpaść i sama zobaczyć. Stara szkoła kontra nowa szkoła, odwieczna bitwa.
– Nie sądzę. To ten sam garnitur, który miałeś wczoraj?
– Tak, przynosi mi szczęście. Ale skąd wiesz, w co byłem wczoraj ubrany?
– Och, zajrzałam do sali Fullterier na parę minut. Byłeś zbyt zajęty przesłuchiwaniem swojego klienta, żeby mnie zauważyć.
Ucieszyłem się w duchu, że zwróciła uwagę na mój garnitur. To musiało coś znaczyć.
– Dzisiaj rano też mogłabyś zajrzeć.
– Dzisiaj nie mogę. Mam za dużo pracy.
– Co robisz?
– Przejmuję morderstwo od Andy'ego Seville'a. Odchodzi i zaczyna prywatną praktykę i wczoraj podzielili jego sprawy. Mnie dostała się ta lepsza.
– To miło. Czy oskarżony nie potrzebuje przypadkiem adwokata?
– Nie ma mowy, Haller. Nie zamierzam stracić przez ciebie już żadnej sprawy.
– Żartowałem. Mam co robić.
Zamknęła gorący kubek przykrywką i podniosła, trzymając go przez kilka serwetek.
– Ja też. Chciałabym ci życzyć powodzenia, ale nie mogę.
– Tak, wiem. Lojalność wobec firmy. Tylko pociesz Mintona, kiedy wróci do was na tarczy.
– Postaram się.
Wyszła z bufetu, a ja usiadłem przy pustym stoliku. Miałem jeszcze piętnaście minut do rozpoczęcia rozprawy. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do swojej drugiej byłej żony.
– Lorna, to ja. Corliss wchodzi do gry. Jesteś gotowa?
– Jestem.
– Dobrze, tylko się upewniam. Zadzwonię do ciebie.
– Powodzenia, Mickey.
– Dzięki. Przyda się. Czekaj na następny telefon.
Rozłączyłem się i chciałem już wstać, gdy ujrzałem detektywa Howarda Kurlena, który zmierzał w moją stronę, mijając slalomem stoliki. Człowiek, który wsadził za kratki Jesusa Menendeza, nie wyglądał, jakby wpadł tu na kanapkę z masłem orzechowym i sardynkami. Trzymał w ręku złożony dokument. Gdy dotarł do mnie, rzucił papier na stół obok mojej kawy.
– Co to za bzdura? – zapytał ostro.
Zacząłem rozkładać kartkę, choć dobrze wiedziałem, co na niej jest.
– Wygląda mi na wezwanie do sądu, detektywie. Sądziłem, że sam pan się domyśli.
– Wiesz, co mam na myśli, Haller. Co to ma być? Nie mam nic wspólnego z tą sprawą i nie zamierzam brać udziału w żadnych twoich brudnych gierkach.
– Nie chodzi o żadne moje brudne gierki. Dostał pan wezwanie na świadka i ma pan być przesłuchany w ramach repliki obrony.
– Repliki na co? Mówiłem już, że nie brałem żadnego udziału w tej sprawie. Śledztwo prowadził Marty Booker, z którym właśnie rozmawiałem. Powiedział, że to na pewno jakaś pomyłka.
Skwapliwie przytaknąłem.
– Wie pan co, lepiej będzie, jak wejdzie pan na salę i usiądzie.
Jeżeli to rzeczywiście pomyłka, postaram się jak najszybciej ją wyjaśnić. To powinno potrwać najwyżej godzinę. Potem będzie pan mógł wyjść i dalej ścigać bandytów.
– Może zrobimy inaczej. Wyjdę od razu, a ty sobie możesz wszystko wyjaśniać, kiedy zechcesz.
– Nie mogę tego zrobić, detektywie. To urzędowe wezwanie do sądu i musi się pan stawić, chyba że wcześniej zostanie pan zwolniony z tego obowiązku. Powtarzam, wyjaśnię to jak najszybciej.
Oskarżenie ma jednego świadka, potem jest moja kolej i natychmiast się tym zajmę.
– To jakaś kompletna bzdura.
Odwrócił się i wymaszerował z bufetu. Wezwanie zostawił na stoliku – na szczęście dla mnie, bo było lipne. Nie zgłosiłem tego asystentce sędzi, a nagryzmolony pod spodem podpis został wykonany moją ręką.
Bzdura czy nie, nie podejrzewałem, by Kurlen opuścił sąd. Był człowiekiem rozumiejącym prawo i obowiązek. Kierował się nimi przez całe życie. Na to właśnie liczyłem. Kurlen będzie na sali, dopóki nie zostanie zwolniony. Albo zrozumie, po co go wezwałem.
Rozdział 39
O dziewiątej trzydzieści sędzia poleciła wprowadzić przysięgłych i natychmiast przystąpiła do realizacji porządku dnia. Zerknąłem na publiczność i w ostatnim rzędzie dostrzegłem Kurlena. Miał ponurą minę człowieka, który z trudem tłumi gniew. Siedział niedaleko drzwi i nie wiedziałem, jak długo tam wytrzyma. Przypuszczałem, że będę potrzebował całej godziny, o której wspomniałem w rozmowie z detektywem.
Obrzucając spojrzeniem pozostałą część sali, ujrzałem Lankforda i Sobel zajmujących miejsca tuż obok biurka woźnego, które były przeznaczone dla stróżów prawa. Z ich twarzy nie mogłem niczego wyczytać, mimo to ich widok wzbudził we mnie wątpliwości, czy w ogóle będę miał szansę pozostać na sali przez tę godzinę.
– Panie Minton – wyrecytowała sędzia – czy oskarżenie występuje z repliką?
Odwróciłem się w stronę jej fotela. Minton wstał, poprawił marynarkę i po chwili wahania oświadczył:
– Tak, wysoki sądzie. Oskarżenie wzywa na świadka Dwayne'
Jeffery'ego Corlissa.
Wstałem, zauważając kątem oka, że to samo zrobił woźny Meehan. Zamierzał pójść do celi i wprowadzić na salę Corlissa.
– Wysoki sądzie – odezwałem się. – Kim jest Dwayne Jeffery Corliss i dlaczego wcześniej nic mi o nim nie powiedziano?
– Panie Meehan, proszę zaczekać – powiedziała Fullbright.
Meehan zastygł z kluczem w dłoni. Sędzia przeprosiła przysięgłych, prosząc ich, by udali się do sali obrad i pozostali tam, dopóki nie zostaną ponownie wezwani. Kiedy zniknęli za drzwiami, sędzia utkwiła spojrzenie w Mintonie.
– Panie Minton, zechce pan nam przybliżyć postać świadka?
– Dwayne Corliss jest świadkiem współpracującym z prokuraturą, który rozmawiał z panem Rouletem, gdy po jego aresztowaniu przebywali razem w celi.
– Bzdura! – warknął Roulet. – Nie rozmawiałem z żadnym…
– Proszę o spokój, panie Roulet! – huknęła sędzia. – Panie Haller, proszę pouczyć klienta o konsekwencjach podobnych wybuchów na moich rozprawach.
– Dziękuję, wysoki sądzie.
Wciąż stojąc, pochyliłem się, by szepnąć Rouletowi do ucha:
– Świetnie. Ale teraz bądź cicho i resztę zostaw mnie.
Skinął głową i odchylił się na krześle, zakładając ręce. Wyprostowałem się.
– Przepraszam, wysoki sądzie, ale podzielam oburzenie mojego klienta wobec tej ostatniej rozpaczliwej próby ataku ze strony oskarżenia. Po raz pierwszy słyszymy o panu Corlissie. Chciałbym wiedzieć, kiedy doszło do jego rzekomej rozmowy z moim klientem.
– Pan Corliss skontaktował się z nami za pośrednictwem prokuratora, który wystąpił w rozprawie wstępnej – odparł Minton. – Ale przekazano mi tę informację dopiero wczoraj, gdy na zebraniu w prokuraturze zostałem zapytany, dlaczego nie wykorzystuję jej w procesie.
Było to kłamstwo, którego nie chciałem jednak demaskować.
Gdybym to zrobił, ujawniłbym niedyskrecję popełnioną przez Maggie McPherson w dniu świętego Patryka, co mogłoby popsuć mój plan. Trzeba było uważać. Musiałem stanowczo protestować przeciwko powołaniu na świadka Corlissa, ale równocześnie przegrać ten spór.
Przybrałem oburzoną minę.
– To niewiarygodne, wysoki sądzie. Dlatego, że prokuratura ma kłopoty z przepływem informacji, mój klient ma ponosić konsekwencje niepowiadomienia go o świadku oskarżenia? Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że nie należy pozwolić temu człowiekowi zeznawać. Jest za późno na powoływanie go na świadka.
– Wysoki sądzie – włączył się pospiesznie Minton. – Nie miałem czasu osobiście przesłuchać pana Corlissa. Przygotowywałem się do wystąpienia końcowego, więc po prostu wydałem polecenie, by dzisiaj przywieziono go do sądu. Zeznanie tego świadka jest kluczowe dla oskarżenia, ponieważ stanowi replikę na kłamliwe oświadczenia pana Rouleta. Jeśli sąd nie dopuści do zeznania, wyrządzi oskarżeniu ogromną szkodę.