Pokręciłem głową z bezradnym uśmiechem. Wygłaszając ostatnią uwagę, Minton groził sędzi wycofaniem poparcia prokuratury, gdyby startowała w wyborach do urzędu przeciw innemu kandydatowi.
– Panie Haller? – zwróciła się do mnie Fullbright. – Chce pan coś dodać, zanim wydam postanowienie?
– Chcę tylko, żeby w protokole znalazł się mój sprzeciw.
– Sprzeciw został odnotowany. Gdyby miał pan zbadać wiarygodność pana Corlissa i go przesłuchać, ile potrzebowałby pan czasu?
– Tydzień.
Teraz Minton uśmiechnął się nieszczerze i pokręcił głową.
– To niedorzeczność, wysoki sądzie.
– Chce pan wejść do celi i porozmawiać z panem Corlissem?
– spytała mnie sędzia. – Jestem skłonna na to zezwolić.
– Nie, wysoki sądzie. Z moich doświadczeń wynika, że wszyscy donosiciele z aresztu kłamią. Rozmowa z nim nic nie da, ponieważ wszystko, co od niego usłyszę, będzie kłamstwem. Wszystko. Poza tym nieistotne jest to, co on ma do powiedzenia, ale to, co inni mają do powiedzenia o nim. Aby to ustalić, potrzebowałbym czasu.
– Wobec tego dopuszczę do tego zeznania.
– Wysoki sądzie – powiedziałem. – Jeżeli świadek ma stanąć na tej sali, czy mogę prosić o małą uprzejmość wobec obrony?
– Słucham, panie Haller.
– Chciałbym wyjść na korytarz i zadzwonić do swojego detektywa. To potrwa najwyżej minutę.
Po chwili zastanowienia sędzia skinęła głową.
– Proszę bardzo. Ja tymczasem poproszę na salę przysięgłych.
– Dziękuję.
Wyszedłem za barierkę i szybko ruszyłem przez salę. Pochwyciłem wzrok Kurlena, który posłał mi szyderczy uśmieszek.
Z korytarza zadzwoniłem pod numer komórki Lorny Taylor, która odebrała natychmiast.
– Jak daleko jesteś?
– Powinnam dojechać za jakieś piętnaście minut.
– Pamiętałaś o wydruku i kasecie?
– Jasne, mam wszystko.
Zerknąłem na zegarek. Była za kwadrans dziesiąta.
– Dobra, wszystko idzie zgodnie z planem. Przyjedź, ale zaczekaj w korytarzu przed salą. Piętnaście po dziesiątej wejdź i podaj mi kasetę. Jeżeli będę przesłuchiwał świadka, po prostu usiądź w pierwszym rzędzie i czekaj, aż cię zauważę.
– Rozumiem.
Zamknąłem telefon i wróciłem do sali. Przysięgli siedzieli już na swoich miejscach, a Meehan wyprowadził z celi mężczyznę w szarym kombinezonie. Dwayne Corliss był szczupły i miał zlepione w strąki włosy, które nie były zbyt często myte podczas zamkniętej terapii odwykowej w szpitalu okręgowym – USC. Na przegubie miał szpitalny identyfikator z niebieskiego plastiku. Poznałem go. To on prosił mnie o wizytówkę, kiedy pierwszego dnia rozmawiałem z Rouletem w celi.
Corliss został doprowadzony przez Meehana na miejsce dla świadków, po czym złożył przysięgę. W tym momencie pałeczkę przejął Minton.
– Panie Corliss, czy piątego marca bieżącego roku został pan aresztowany?
– Tak, policja aresztowała mnie za włamanie i posiadanie narkotyków.
– Czy przebywa pan obecnie w areszcie?
Corliss rozejrzał się.
– Hm, chyba nie. Jestem na sali sądowej.
Usłyszałem za plecami donośny śmiech Kurlena, ale nikt mu nie zawtórował.
– Chciałem zapytać, czy pozostaje pan w więzieniu, kiedy nie jest pan w sądzie.
– Jestem na zamkniętej terapii odwykowej w skrzydle więziennym szpitala okręgu Los Angeles – USC.
– Czy jest pan uzależniony od narkotyków?
– Tak. Jestem uzależniony od heroiny, ale teraz jestem czysty.
Nie biorę od aresztowania.
– Od ponad sześćdziesięciu dni.
– Zgadza się.
– Czy rozpoznaje pan oskarżonego?
Corliss spojrzał na Rouleta i przytaknął.
– Rozpoznaję.
– Skąd zna pan oskarżonego?
– Spotkałem go w celi, kiedy zostałem aresztowany.
– Twierdzi pan, że po aresztowaniu znalazł się pan w pobliżu oskarżonego, Louisa Rouleta?
– Tak, na drugi dzień.
– Jak do tego doszło?
– Obaj siedzieliśmy w areszcie w Van Nuys, ale w osobnych celach. Kiedy przywieźli nas do sądu, byliśmy razem najpierw w furgonetce, potem w celi i kiedy nas wprowadzili na salę na pierwszą rozprawę. Cały czas byliśmy razem.
– Gdy używa pan słowa „razem”, co ma pan na myśli?
– No, trzymaliśmy się blisko siebie, bo byliśmy jedynymi białymi w całej grupie.
– Czy przez cały ten czas rozmawialiście ze sobą?
Corliss przytaknął, a Roulet w tym samym momencie przecząco pokręcił głową. Dotknąłem ramienia klienta, dając mu znak, żeby powstrzymał się od demonstracyjnych zachowań.
– Tak, rozmawialiśmy – rzekł Corliss.
– O czym?
– Przede wszystkim o papierosach. Obaj mieliśmy ochotę zapalić, ale w areszcie nie pozwalają.
Corliss rozłożył ręce w geście „cóż można na to poradzić?”, a kilku przysięgłych, prawdopodobnie palaczy, uśmiechnęło się ze zrozumieniem.
– Czy w rozmowie poruszyli panowie temat, za co pan Roulet trafił do aresztu? – zapytał Minton.
– Tak.
– Co powiedział?
Zerwałem się z miejsca i zgłosiłem sprzeciw, który równie szybko został oddalony.
– Co panu powiedział, panie Corliss? – powtórzył Minton.
– Najpierw zapytał, za co ja siedzę, i mu powiedziałem. A kiedy spytałem, za co on, powiedział: „Za to, że dałem dziwce to, na co zasłużyła”.
– Dokładnie tak brzmiały jego słowa?
– Tak.
– Czy uzupełnił je jakimiś szczegółami?
– Nie, raczej nie. Tego tematu nie rozwinął.
Wychyliłem się, czekając, by Minton zadał następne, oczywiste w tej sytuacji pytanie. Ale nie zadał. Przeszedł do kolejnej kwestii.
– Panie Corliss, czy ja lub ktokolwiek inny z prokuratury obiecał coś panu w zamian za to zeznanie?
– Nie. Sam pomyślałem, że trzeba o tym powiedzieć.
– Jak przedstawia się pańska sprawa?
– Dalej mam zarzuty, ale kiedy skończę terapię, chyba część mi odpuszczą. Przynajmniej narkotyki. Nie wiem jeszcze, co będzie z włamaniem.
– Ale ja nie składałem panu żadnych obietnic w związku z ciążącymi na panu zarzutami?
– Nie, nie składał pan.
– Czy ktoś inny z prokuratury składał panu jakiekolwiek obietnice?
– Nie.
– Nie mam więcej pytań.
Siedziałem bez ruchu, wpatrując się w Corlissa. Starałem się wyglądać jak człowiek głęboko urażony, który nie za bardzo wie, jak się zachować. Wreszcie sędzia pobudziła mnie do działania.
– Panie Haller, chce pan przesłuchać świadka?
– Tak, wysoki sądzie.
Wstałem, oglądając się na drzwi, jak gdybym oczekiwał, że wejdzie przez nie jakiś cudotwórca i w mgnieniu oka wszystko zmieni.
Potem zerknąłem na zegar, który pokazywał pięć po dziesiątej. Na sali wciąż był Kurlen. Siedział w ostatnim rzędzie z tym samym szyderczym uśmieszkiem. Pomyślałem, że być może to jego normalny wyraz twarzy.
Odwróciłem się do świadka.
– Panie Corliss, ile pan ma lat?
– Czterdzieści trzy.
– Znajomi zwracają się do pana Dwayne?
– Zgadza się.
– Używa pan innych imion?
– Kiedy dorastałem, nazywali mnie D.J. Wszyscy tak do mnie mówili.
– Gdzie się pan wychowywał?
– W Mesa w Arizonie.
– Panie Corliss, ile razy był pan aresztowany?
Minton zaprotestował, ale sędzia oddaliła sprzeciw. Wiedziałem, że będę miał pewną swobodę w przesłuchaniu świadka, ponieważ to ja rzekomo padłem ofiarą podstępu oskarżenia.
– Ile razy był pan aresztowany? – powtórzyłem.
– Chyba z siedem.
– Czyli zwiedził pan w życiu wiele aresztów, prawda?
– Można tak powiedzieć.
– Wszystkie aresztowania zostały dokonane w okręgu Los Angeles?
– Przeważnie tak. Ale wcześniej byłem też aresztowany w Phoenix.
– A więc zna pan działanie wymiaru sprawiedliwości?