Выбрать главу

— Wiesz pan — rzekł, nie odwracając się do Cienia, jedynie nieco podnosząc głos — to była, jeśli wybaczy mi pan określenie, czysta głupota. Nie słyszał pan prognoz pogody? Na dworze jest minus dwadzieścia pięć stopni. Bóg jeden wie, ile do tego dodaje wiatr. Minus pięćdziesiąt? Minus pięćdziesiąt pięć? Choć osobiście uważam, że jeśli temperatura spada poniżej dwudziestu, to wiatr jest już najmniejszym problemem.

— Dzięki — odparł Cień. — Dziękuję, że się pan zatrzymał. Jestem bardzo wdzięczny.

— Pewna kobieta z Rhinelander wyszła dziś rano w szlafroku i kapciach, by dosypać jedzenie do karmnika, i przymarzła, dosłownie przymarzła do chodnika. Jest teraz na oddziale intensywnej terapii. Dziś rano pokazywali to w telewizji. Jest pan nowy w mieście. — Zabrzmiało to jak pytanie, choć tamten znał odpowiedź.

— Przyjechałem autobusem wczoraj wieczorem. Miałem zamiar kupić dziś jedzenie, ciepłe ubranie i samochód, ale nie spodziewałem się takiego mrozu.

— Tak — odrzekł policjant. — Mnie też zaskoczył. Ostatnio martwiłem się głównie globalnym ociepleniem. Jestem Chad Mulligan, szef policji w Lakeside.

— Mike Ainsel.

— Cześć, Mike. Już ci lepiej?

— Odrobinę.

— To gdzie mam cię zabrać?

Cień wsunął dłonie w strumień gorącego powietrza. Poczuł gwałtowny ból w palcach i cofnął je szybko. Lepiej niech rozgrzewają się we własnym tempie.

— Mógłbyś po prostu podrzucić mnie do centrum?

— Nie ma mowy. O ile nie chcesz, bym pomógł ci w ucieczce po napadzie na bank, chętnie zabiorę cię wszędzie gdzie trzeba. Potraktuj to jako powitanie w mieście.

— Od czego proponujesz zacząć?

— Wprowadziłeś się wczoraj wieczorem?

— Zgadza się.

— Jadłeś już śniadanie?

— Jeszcze nie.

— Według mnie to całkiem niezły początek — mruknął Mulligan.

Przejechali już most i znaleźli się w północno-zachodniej części miasta.

— Oto Main Street — oznajmił Mulligan. — A to — dodał, przecinając Main Street i skręcając w prawo — rynek.

Nawet zimą plac sprawiał imponujące wrażenie, lecz Cień wiedział, że tak naprawdę należy oglądać go latem. Wówczas musi tu panować prawdziwa orgia barw, szaleństwo maków, żonkili i wszelkich innych kwiatów. Kępa brzóz w rogu zmienia się w zielono-srebrzysty zakątek. Teraz rynek był wyprany z barw, ale piękny na swój surowy chłodny sposób. Muszla koncertowa stała pustką, podobnie wyłączona na zimę fontanna. Ratusz z rdzawego piaskowca pokrywała warstewka białego śniegu.

— A to — zakończył Chad Mulligan zatrzymując radiowóz przed oszklonym frontem starego budynku po zachodniej stronie rynku — bar „U Mabel”.

Wysiadł z samochodu i otworzył Cieniowi drzwi. Obaj skulili się pod naporem mroźnego wiatru i pospieszyli przez chodnik do ciepłego wnętrza, w którym unosił się apetyczny zapach świeżo pieczonego chleba, ciast, zupy i bekonu.

W środku było niemal zupełnie pusto. Mulligan przysiadł przy jednym ze stołów, Cień zajął miejsce naprzeciwko niego. Podejrzewał, iż policjant robi to wszystko, by lepiej poznać nowego przybysza. Z drugiej strony możliwe, że po prostu taki był, przyjacielski, skłonny do pomocy, dobry.

Do ich stołu zbliżyła się kobieta, nie gruba, lecz rosła, potężna kobieta po sześćdziesiątce, o brązowych farbowanych włosach.

— Witaj, Chad — rzekła. — Kubek gorącej czekolady? — Wręczyła im dwa laminowane jadłospisy.

— Ale bez śmietany — odparł policjant. — Mabel zbyt dobrze mnie zna — dodał, zwracając się do Cienia. — A ty czego się napijesz?

— Gorąca czekolada brzmi super — odparł Cień. — I nie przeszkadza mi wcale bita śmietana.

— To dobrze — przytaknęła Mabel. — Grunt to niebezpieczne życie. Przedstawisz mnie, Chad? Czy to nowy policjant?

— Jeszcze nie. — Chad Mulligan błysnął białymi zębami. — To jest Mike Ainsel. Wczoraj wieczorem wprowadził się do Lakeside. A teraz przepraszam. — Wstał, przeszedł na tył sali i zniknął za drzwiami podpisanymi Pionierzy. Obok widniały drugie, Osadniczki.

— A, tak, nowy lokator mieszkania przy Northridge Road, w starym domu Pilsenów — rzekła radośnie. — Już wiem. Hinzelmann wpadł rano na pierożek. Opowiedział mi wszystko o tobie. Pijecie tylko czekoladę czy chcecie zerknąć na menu śniadaniowe?

— Ja poproszę śniadanie — powiedział Cień. — Co pani poleca?

— Wszystko — odparła Mabel. — Sama gotuję. Ale Lakeside to miejsce najdalej na południe i wschód od gupa, gdzie można dostać pierożki. Są znakomite, ciepłe i sycące. Moja specjalność.

Cień nie miał pojęcia, jak wygląda pierożek, zamówił go jednak i po kilku chwilach Mabel wróciła z talerzem, na którym leżało coś przypominającego złożony na pół placek. Dolną połówkę okręcono papierową serwetką. Cień podniósł go ostrożnie i ugryzł. W ciepłym cieście krył się farsz z mięsa, ziemniaków, marchewki i cebuli.

— Mój pierwszy pierożek — oznajmił. — Doskonały.

— To potrawa z gupa — odparła Mabel. — Żeby je dostać, trzeba dotrzeć co najmniej do Ironwood. Przywieźli je tutaj Kornwalijczycy, którzy przybyli do pracy w kopalniach żelaza.

— Gupa?

— Górny półwysep. G.P., gupa. To niewielki skrawek Michigan, wysunięty na północny wschód.

Szef policji wrócił. Wziął kubek i pociągnął łyk gorącej czekolady.

— Mabel — rzekł — czy wmuszasz w tego młodzieńca jeden ze swoich pierożków?

— Jest bardzo dobry — zaprotestował Cień.

I rzeczywiście był: smakowite nadzienie w ciepłym lekkim cieście.

— Rośnie od nich brzuch. — Chad Mulligan poklepał się znacząco. — Cóż, ostrzegałem. Potrzebujesz samochodu? — Zdjął parkę i Cień ujrzał chudego mężczyznę o okrągłym sterczącym brzuchu. Sprawiał wrażenie zatroskanego i bardzo fachowego; wyglądał bardziej na inżyniera niż na policjanta.

Cień przytaknął z pełnymi ustami.

— W porządku. Zadzwoniłem w parę miejsc. Justin Liebowitz sprzedaje swojego dżipa, chce za niego cztery tysiące. Zadowoli się trzema. Guntherowie od trzech miesięcy usiłują pozbyć się toyoty z napędem na cztery koła. Prawdziwe paskudztwo; myślę, że są gotowi zapłacić, byle tylko ktoś im ją zabrał. Jeśli nie przejmujesz się urodą wozu, to naprawdę świetny interes. Skorzystałem z telefonu w toalecie i zostawiłem wiadomość Missy Gunther w biurze obrotu nieruchomości. Jeszcze jej nie było, pewnie jest u fryzjera.

Cień nadal pałaszował pierożek, który, o dziwo, nie stracił nic ze swej apetyczności. Był też zdumiewająco sycący. „Treściwe jedzenie”, jak powiedziałaby jego matka. „Zostaje w człowieku”.

— A zatem — oznajmił szef policji Chad Mulligan, ocierając usta z czekoladowej pianki — myślę, że teraz wpadniemy do sklepu przemysłowo-gospodarczego Henningsa, sprawimy ci prawdziwą zimową garderobę, przeskoczymy do delikatesów Dave’a, żebyś mógł napełnić spiżarnię, a potem podrzucę cię do biura obrotu nieruchomościami. Jeśli zdołasz wyskrobać tysiąc z góry za samochód, to świetnie. W przeciwnym razie pięćset miesięcznie przez cztery miesiące. Jak mówiłem, to paskudny wóz, ale gdyby dzieciak nie pomalował go na fioletowo, kosztowałby dziesięć kawałków. Solidny. A jeśli chcesz znać moje zdanie, to przyda ci się coś takiego tej zimy.

— To bardzo miłe z twej strony — odparł Cień. — Ale czy nie powinieneś raczej łapać przestępców, niż pomagać nowo przybyłym? Nie żebym narzekał.