Выбрать главу

Mabel zachichotała.

— Wszyscy mu to powtarzamy.

Mulligan wzruszył ramionami.

— To dobre miasto — rzekł z prostotą. — Niewiele się tu dzieje, prócz ludzi jeżdżących z nadmierną prędkością w granicach miasta. I dobrze, mandaty opłacają moją pensję. W piątkowe i sobotnie noce zdarzają się palanci, którzy po pijanemu biją współmałżonków — i tyczy się to obojga płci, mężczyzn i kobiet. Poza tym jednak panuje tu spokój. Ludzie wzywają mnie, gdy zatrzasną kluczyki w samochodzie i kiedy pies w sąsiedztwie szczeka. Co roku przyłapujemy kilkoro dzieciaków z liceum palących trawkę w kotłowni. Najwięcej roboty przez ostatnich pięć lat mieliśmy, gdy Dan Schwartz urżnął się, przestrzelił własną przyczepę, a potem uciekł Main Street na swym wózku, wymachując dubeltówką i wrzeszcząc, że zastrzeli każdego, kto wejdzie mu w drogę, że nikt nie powstrzyma go przed dotarciem na autostradę. Mam wrażenie, że wybierał się do Waszyngtonu, by zastrzelić prezydenta. Wciąż zbiera mi się na śmiech, gdy pomyślę o Danie jadącym autostradą w fotelu na kółkach, na którego oparciu przylepił naklejkę: „Mój młodociany przestępca pieprzy twoją najlepszą studentkę”. Pamiętasz, Mabel?

Kobieta skinęła głową, ściągając wargi. Najwyraźniej wspomnienie to nie śmieszyło jej tak jak Mulligana.

— I co zrobiłeś? — spytał Cień.

— Porozmawiałem z nim. Oddał mi strzelbę i przespał się w areszcie. Dań nie jest taki zły. Był po prostu pijany i zdenerwowany.

Cień zapłacił za swe śniadanie i, mimo słabych protestów Chada Mulligana, za dwie czekolady.

Sklep przemysłowo-gospodarczy Henningsa okazał się budynkiem wielkości magazynu na południu miasta, sprzedającym wszystko — od traktorów po zabawki (zabawki wraz z ozdobami świątecznymi znalazły się na wyprzedaży). Wokół kręciło się mnóstwo poświątecznych klientów. Cień poznał młodszą z dziewczynek siedzących przed nim w autobusie. Dreptała za rodzicami. Pomachał do niej, a on odpowiedziała nieśmiałym, niebie-sko-białym uśmiechem. Zastanowił się przelotnie, jak będzie wyglądać za dziesięć lat.

Prawdopodobnie dorówna urodą dziewczynie przy kasie ze sklepu przemysłowo-gospodarczego Henningsa. Dziewczyna kolejno przeskanowała metki towarów piszczącym skanerem, zdolnym — Cień nie miał co do tego wątpliwości — wczytać nawet traktor, gdyby ktoś podjechał nim do wyjścia.

— Dziesięć par kalesonów? — spytała. — Robimy zapasy, co?

Wyglądała jak gwiazdka filmowa.

Cień poczuł się znów jak nieśmiały skrępowany czternastolatek. Milczał, podczas gdy ona wybijała kolejno ceny ocieplonych butów, rękawic, swetrów i puchowego płaszcza.

Cień nie miał ochoty sprawdzać karty kredytowej otrzymanej od Wednesdaya, nie w obecności szefa policji Mulligana, toteż zapłacił za wszystko gotówką. Następnie zabrał torby do toalety i wynurzył się przyodziany w znaczną część zakupów.

— Nieźle wyglądasz, wielkoludzie — rzucił Mulligan.

— Przynajmniej jest mi ciepło — odparł Cień.

Na zewnątrz, na parkingu, choć mroźny wiatr aż parzył skórę twarzy, Cieniowi nadal było ciepło. Na zaproszenie Mulligana złożył torby z tyłu radiowozu i usiadł z przodu, w fotelu pasażera.

— Czym się zajmujesz, Mike’u Ainsel? — spytał szef policji. — Wielki z ciebie facet. Jaki masz zawód? I czy zamierzasz pracować w nim tu, w Lakeside?

Serce Cienia zabiło mocniej, lecz jego głos pozostał spokojny.

— Pracuję dla mojego wuja, który kupuje rzeczy w całym kraju. Jestem jego tragarzem.

— Dobrze płaci?

— Jak to rodzina. Wie, że go nie oszukam, a ja przy okazji uczę się fachu, póki nie zrozumiem, czym tak naprawdę chciałbym się zajmować.

Mówił gładko, z pełnym zaangażowaniem. W tym momencie wiedział wszystko o wielkim Mike’u Ainselu i lubił go. Mike Ainsel nie miał problemów dręczących Cienia. Nigdy nie był żonaty. Panowie Wood i Stone nie przesłuchiwali go w pociągu towarowym. Do Mike’a Ainsela nie przemawiał telewizor („Chcesz zobaczyć cycki Lucy?”, spytał głos w jego głowie). Mike Ainsel nie miewał złych snów i nie wierzył, że nadciąga burza.

Napełnił swój koszyk w delikatesach Dave’a. Na razie były to zakupy w stylu stacji benzynowej — mleko, chleb, jajka, jabłka, ser, herbatniki, po prostu coś do jedzenia. Postanowił, że później zrobi prawdziwe zapasy. A kiedy krążył po sklepie, Chad Mulligan witał się z kolejnymi ludźmi i przedstawiał im go.

— To jest Mike Ainsel. Zajął puste mieszkanie w starym domu Pilsenów, na tyłach — powtarzał.

Cień zrezygnował z prób zapamiętania wszystkich nazwisk. Po prostu uściskał kolejne dłonie i uśmiechał się, lekko spocony. W rozgrzanym wnętrzu dusił się w swoim nowym wielowarstwowym ubraniu.

Chad Mulligan przewiózł Cienia przez ulicę do biura obrotu nieruchomościami. Missy Gunther, ze świeżo uczesanymi i wy-lakierowanymi włosami, nie czekała, aż ją przedstawi — wiedziała dokładnie, kim jest Mike Ainsel. Ależ tak, ten miły pan Borson, jego wuj, Emerson, cóż za uroczy człowiek, zjawił się tu, około sześciu ośmiu tygodni temu i wynajął mieszkanie w starym domu Pilsenów. Czyż nie piękny z niego widok? Kochaniutki, zaczekaj do wiosny, mamy ogromne szczęście, tyle jezior w tej części świata latem zarasta zielonymi wodorostami, aż człowiekowi robi się niedobrze na sam widok, lecz nasze jezioro — o, czwartego lipca wciąż jeszcze można z niego pić. Pan Borson zapłacił z góry za cały rok, a co do toyoty, niewiarygodne, że Chad Mulligan wciąż o niej pamięta, o tak, chętnie się jej pozbędzie. Prawdę mówiąc, praktycznie postanowiła już oddać ją Hinzelmannowi jako tegorocznego gruchota i zadowolić się odpisem podatkowym, nie żeby wóz był gruchotem, ależ skądże, należał do jej syna, nim tamten wyjechał do szkoły w Green Bay i, no cóż, któregoś dnia pomalował go na fioletowo, cha, cha, oby Mike Ainsel lubił fiolet. To wszystko, co chciała powiedzieć, jeśli mu się nie spodoba, nie będzie go winić…

Szef policji Mulligan pożegnał się w połowie przemowy Missy.

— Zdaje się, że potrzebują mnie w pracy. Miło cię było poznać, Mike — rzekł i przerzucił torby z zakupami Cienia do furgonetki Guntherów.

Missy zawiozła Cienia do siebie. Na podjeździe stał niezbyt nowy wóz. Śnieg naniesiony wiatrem pokrywał jego dach oślepiającą warstwą bieli; resztę pomalowano na obrzydliwy odcień fioletu, który tylko bardzo naćpany człowiek mógłby uznać za atrakcyjny dla oka.

Niemniej jednak silnik zapalił przy pierwszej próbie, ogrzewanie też działało, choć potrzeba było niemal dziesięciu minut na pełnych obrotach, by we wnętrzu samochodu nieznośny mróz został zastąpiony zwykłym chłodem. W tym czasie Missy Gun-ther zaprowadziła Cienia do kuchni — przepraszam za bałagan, ale maluchy po świętach rozrzucają wszędzie zabawki i nie mam serca ich sprzątać. Czy miałby ochotę na indyka? A zatem kawa. To tylko chwila, zaraz zaparzę świeżej. Cień zdjął z krzesła przy stole duży czerwony plastikowy samochód i usiadł, a tymczasem Missy Gunther spytała, czy poznał już swoich sąsiadów, on zaś przyznał się, że nie.

W czasie parzenia kawy został poinformowany, że w domu mieszka jeszcze czworo lokatorów — w czasach, gdy był to dom Pilsenów, Pilsenowie zajmowali parter, wynajmując górne dwa mieszkania. Teraz ich mieszkanie zajęła para młodych mężczyzn, pan Holz i pan Neiman, którzy naprawdę tworzą parę, a kiedy mówię para, panie Ainsel, cóż, mamy tu różnych ludzi, niejedno drzewo rośnie w lesie, choć większość im podobnych trafia do Madison albo Minneapolis, szczerze mówiąc jednak, nikt się tym nie przejmuje. Zimę spędzają w Key West, ale wrócą w kwietniu, wówczas ich pan pozna. Lakeside to naprawdę dobre miasto. Tuż obok pana Ainsela mieszka Marguerite Olsen i jej synek, urocza kobieta, naprawdę urocza kobieta, ale po przejściach, lecz nadal urocza. Pracuje w „Nowinach z Lakeside”, może nie najciekawszej gazecie świata, ale prawdę mówiąc, Missy Gunther uważa, że to właśnie odpowiada miejscowym.