Выбрать главу

Cień wyszedł z biblioteki. Przed sobą widział wyraźnie jezioro. Dostrzegał nawet swój dom, przypominający domek dla lalek, daleko za mostem. Tuż przy nim, na lodzie, zauważył kilka osób, cztery czy pięć. Mężczyźni pchali przed sobą ciemnozielony samochód.

— Dwudziestego trzeciego marca — mruknął cicho Cień, zwracając się do jeziora. — Od dziewiątej do dziewiątej trzydzieści rano.

Zastanawiał się, czy jezioro bądź Gruchot w ogóle go usłyszały, a jeśli tak, czy zwrócą uwagę na jego słowa. Poważnie wątpił.

Mroźny wiatr kąsał odsłoniętą twarz.

Gdy Cień wrócił do domu, Chad Mulligan już na niego czekał. Na widok radiowozu Cieniowi mocniej zabiło serce. Uspokoił się jednak, stwierdziwszy, że policjant siedzi za kierownicą i grzebie w papierach.

Podszedł do wozu, niosąc pod pachą torbę z książkami.

Mulligan opuścił szybę.

— Wyprzedaż biblioteczna? — spytał.

— Tak.

— Dwa czy trzy lata temu kupiłem tam pudło powieści Roberta Ludluma. Wciąż mam zamiar kiedyś je przeczytać. Mój kuzyn go uwielbia. Jeśli kiedyś wyląduję samotnie na bezludnej wyspie i będę miał przy sobie pudło książek Ludluma, to może w końcu do nich sięgnę.

— Mogę w czymś pomóc, szefie?

— Ależ nie, stary. Po prostu pomyślałem, że wpadnę i zobaczę, jak sobie radzisz. Pamiętasz takie chińskie przysłowie? Jeśli ocalisz komuś życie, jesteś za niego odpowiedzialny. Nie twierdze, że w zeszłym tygodniu uratowałem ci życie, ale uznałem, że powinienem zajrzeć. Jak się sprawuje fioletowy Guntheromobil?

— Dobrze — odparł Cień. — Całkiem dobrze. Jeździ bez zarzutu.

— Miło mi to słyszeć.

— W bibliotece spotkałem moją sąsiadkę — rzekł Cień. — Panią Olsen. Zastanawiałem się…

— Co ugryzło ją w tyłek?

— Delikatnie to ująłeś.

— To długa historia. Przejedź się ze mną, to ci ją opowiem.

Cień zastanowił się przez moment.

— Zgoda — rzekł w końcu. Wsiadł do radiowozu na fotel pasażera. Mulligan wyjechał z miasta, kierując się na północ, potem zgasił światła i zaparkował przy drodze.

— Darren Olsen poznał Margie na uniwersytecie w Stevens Point i sprowadził ją ze sobą do Lakeside. Studiowała dziennikarstwo, a on, do diabła, hotelarstwo czy coś w tym stylu. Gdy tu przyjechali, ludziom opadły szczęki. To było, zaraz… trzynaście, czternaście lat temu. Była taka piękna… te czarne włosy… — Urwał. — Darren zarządzał motelem America w Camden, dwadzieścia mil na zachód stąd, tyle że nikt się tam nie zatrzymywał i w końcu motel zamknięto. Mieli dwóch synów. W tym czasie Sandy skończył jedenaście lat, a młodszy — Leon, prawda? — był jeszcze niemowlęciem.

Darren Olsen nie należał do najodważniejszych ludzi. W szkole nieźle grał w piłkę, ale później już niczym się nie popisał. Nie odważył się przyznać Margie, że stracił pracę, i przez miesiąc, może dwa, wyjeżdżał z domu co rano i wracał późnym wieczorem, narzekając na ciężki dzień w motelu.

— Co wtedy robił? — spytał Cień.

— Mmm, trudno orzec. Przypuszczam, że jechał do Ironwood, może do Green Bay. Z początku szukał pracy. Wkrótce zaczął pić, ćpać, a pewnie także zażywać rozrywek w towarzystwie miejscowych panienek. Może grał? Wiem tylko, że w ciągu dziesięciu tygodni kompletnie opróżnił konto w banku. W końcu Margie dowiedziała się o wszystkim; to było tylko kwestią czasu. No, proszę!

Gwałtownie skręcił na drogę, włączając światła i syreny, i śmiertelnie przestraszył drobnego mężczyznę w samochodzie z rejestracją stanu Iowa, który wynurzył się właśnie ze wzgórza, jadąc z szybkością prawie stu kilometrów na godzinę.

Po wręczeniu mandatu Mulligan wrócił do przerwanej opowieści.

— Gdzie to ja skończyłem? A tak. Margie go wykopała. Wystąpiła o rozwód. Doszło do zaciętej walki o dzieci. Tak to nazywają w magazynie „People” — zacięta walka o dzieci. Margie wygrała. Darrenowi przyznano prawo do odwiedzin i niewiele więcej. W tych czasach Leon był jeszcze malutki. Sandy, starszy, dobry dzieciak, z tych chłopców, którzy uwielbiają ojców, nie pozwalał Margie powiedzieć na niego złego słowa. Stracili dom — przytulny domek przy Daniels Street. Margie przeprowadziła się do wynajętego mieszkania, on wyjechał z miasta. Wracał co sześć miesięcy, by uprzykrzać wszystkim życie.

I tak ciągnęło się to przez kilka lat. Wracał, wydawał pieniądze na dzieci, doprowadzał Margie do płaczu. Większość z nas zaczęła marzyć o tym, by już nigdy się nie zjawił. Jego rodzice przenieśli się na Florydę, twierdząc, że nie zniosą kolejnej zimy w Wisconsin. W zeszłym roku pojawił się, mówiąc, że chce zabrać chłopców na święta na Florydę. Margie posłała go do wszystkich diabłów. Zrobiło się nieprzyjemnie. W pewnym momencie musiałem się tam wybrać — kłótnia rodzinna. Gdy dotarłem na miejsce, Darren stał przed domem i wrzeszczał, chłopcy nie wiedzieli, co się dzieje, a Margie płakała.

Powiedziałem Darrenowi, że jeśli tak dalej pójdzie, wyląduje w celi. Przez chwilę zdawało mi się, że mnie uderzy, ale był dość trzeźwy, by się powstrzymać. Podrzuciłem go do osiedla przyczep na południe od miasta. Powiedziałem, żeby coś ze sobą zrobił, że dostatecznie ją skrzywdził…

Następnego dnia wyjechał.

Dwa tygodnie później Sandy zniknął — nie wsiadł do szkolnego autobusu. Najlepszemu koledze powiedział, że wkrótce zobaczy się z ojcem, że Darren ma dla niego wyjątkowy prezent, bo nie mógł spędzić świąt na Florydzie. Od tego czasu nikt go nie widział. Rodzinne porwania są najgorsze. Trudno znaleźć dzieciaka, który nie chce zostać znaleziony, chwytasz?

Cień odpowiedział, że tak. Dostrzegł też coś jeszcze. Chad Mulligan kochał się w Marguerite Olsen. Cień zastanawiał się, czy policjant zdaje sobie sprawę z tego, że widać to jak na dłoni.

Mulligan ponownie włączył syrenę i zatrzymał nastolatków jadących ponad dziewięćdziesiątką. Nie dał im mandatu, a jedynie „zasiał w sercach lęk boży”.

* * *

Tego wieczoru Cień siedział przy stole w kuchni, próbując przemienić srebrną dolarówkę w centa. Sztuczkę tę znalazł w „Niesamowitych iluzjach”, lecz instrukcje okazały się irytująco mętne i wyjątkowo mało pomocne. Określenia takie jak „znikanie centa zwykłą metodą” pojawiały się w tekście co chwila. Ciekawe, co to za „zwykła metoda”. Francuska? Ukrycie w rękawie? Okrzyk: „O Boże, patrzcie, puma!” i szybkie wsunięcie monety do kieszeni?

Rzucił w powietrze dolarówkę. Łapiąc ją, przypomniał sobie księżyc i kobietę, która mu go podarowała. Potem spróbował wykonać sztuczkę. Nic z tego nie wyszło. Przeszedł do łazienki i spróbował ponownie przed lustrem.

Miał rację. Sztuczka wykonywana według opisu nie mogła się udać. Westchnął, schował monety do kieszeni i usiadł na kanapie. Okrył nogi tanią kapą i otworzył „Dokumenty z posiedzeń Rady Miejskiej Lakeside 1872-1884”. Druk w dwóch kolumnach był tak mały, że niemal nieczytelny. Cień przeglądał książkę, oglądając reprodukcje starych zdjęć, kolejne wcielenia Rady Miejskiej: długie bokobrody, gliniane fajeczki, sfatygowane i wyświecone kapelusze, a pod nimi twarze, które jakże często zdawały się dziwnie znajome. Bez specjalnego zaskoczenia odkrył, iż przysadzisty sekretarz Rady z 1882 roku nazywał się Patrick Mulligan: wystarczyłoby go ogolić, odchudzić o dziesięć kilogramów i byłby sobowtórem Chada Mulligana, swego — chyba — praprawnuka. Zaciekawiło go, czy na zdjęciach nie ma też dziadka Hinzelmanna, wyglądało jednak na to, że ów stary pionier nie załapał się do Rady Miejskiej. Cieniowi wydało się, że dostrzegł gdzieś w tekście wzmiankę o jakimś Hinzelmannie, nie zdołał jej jednak odszukać, a od małego druku rozbolały go oczy.