Ale tak się przecież nie robi.
Morten opowiedział o rycerzach. W najogólniejszych zarysach, a kilka zdarzeń bardziej szczegółowo. Na przykład powiedział im o swoim spotkaniu z duchami na Wzgórzu Wisielców. Był z tego w jakimś sensie dumny, od tej chwili mógł się uważać za członka grupy, który miewa widzenia jak Unni, Jordi i inni.
Szwedzi siedzieli w milczeniu, najwyraźniej nie wiedzieli, co o tym myśleć.
– Cóż za zbójecka historia – powiedział w końcu Hasse.
– Nie zbójecka – poprawił go Morten. – Rycerska historia.
Sceptycyzm Hassego najwyraźniej nie był specjalnie głęboki. Westchnął bowiem tęsknie i rzekł:
– Ech, żeby tak móc w tym uczestniczyć!
– A ta historia ze skarbem brzmi naprawdę ekstra -. dodał Nisse. – Morten potrząsnął głową.
– O skarbie wiemy bardzo mało. To tylko dodatek do głównej sprawy.
– Wygląda jednak na ważną dla waszych przeciwników.
– Tak, dla nich to właśnie siła napędowa.
Morten zastanawiał się przez chwilę. Wśród napastników była kobieta? Czy to możliwe, że pojawiła się znowu Emma?
Ale przecież Emma jest w Hiszpanii. I właściwie to jak długo szary samochód za nim jechał? Od Norwegii? Ale rejestrację ma szwedzką.
Dłużej jego biedna głowa nie była w stanie się wysilać, wszystko to za bardzo skomplikowane.
Dotychczas Sissi siedziała w milczeniu. Właśnie odczytano jej wyrok śmierci. Ma jeszcze trzy lata.
– Ja chyba mam prawo pomagać! – wybuchnęła gwałtownie.
– To oczywiste – odparł Morten. – Chodzi przecież i o twoje życie.
– Ja nie wierze, w te dwadzieścia pięć lat – powiedziała ze złością. – Nie wierzę w to ani trochę.
– Zainteresowani we wszystkich czasach zachowywali się tak jak ty, też nie chcieli wierzyć. Bo człowiek nie chce umierać młodo. Ja też często odrzucam taką ewentualność, ale wiem, że to prawda. Jordi i ja mamy równie mało czasu.
– Może i my otrzymamy odroczenie, tak jak Jordi?
– Jordi zajmuje u rycerzy specjalne miejsce. Urraca też traktuje go wyjątkowo. A to ona dokonuje magicznych czynów zgodnie z wolą rycerzy. Nie sądzę, by chcieli prosić ją jeszcze raz o wykonanie sztuczki przedłużania życia. To Wamba rzucił przekleństwo na potomków rycerzy i gdyby zaczęli go jeszcze raz drażnić, mogłoby być źle.
– Ale przecież Jordi unieszkodliwił Wambę, sam powiedziałeś.
– Wamba wcielił się w Leona. Poza tym nie wiemy, gdzie się teraz znajduje. Zniknął dawno temu.
– Zniknęli, chciałeś powiedzieć. Ich jest przecież teraz dwóch. W jednym ciele.
– No tak. Chłopcy, ja nie wiem, czy możecie być z nami. I czy powinniście. Ale porozmawiam z Jordim, a on przekaże sprawę rycerzom. To oni decydują. Pamiętajcie jednak, że zanim jeszcze zacząłem opowiadać, przyrzekliście milczenie. Sami możecie sobie wyobrazić, co by było, gdyby sprawa wyszła na jaw. Gazety! Tłumy poszukiwaczy skarbów! Oficjalne badania! To by był koszmar.
– Rozumiemy. Możesz na nas polegać. Ale zapytasz, czy możemy się przyłączyć, prawda?
– Na pewno! Nie zapominajcie tylko o Jornie, naszym koledze, który tak bardzo prosił, by mógł z nami współpracować, a potem przeżył szok. Podniecająca przygoda, to jedna sprawa, a zagrożenie życia – druga.
– Morten, myśmy uprawiali rozmaite sporty ekstremalne, skakaliśmy ze spadochronem, nurkowaliśmy, wspinaliśmy się po górach, nie tutaj, w Skanii, rzecz jasna, ale w ogóle mamy spore doświadczenie. Możemy się bardzo przydać, gdybyście musieli działać w jakichś takich warunkach, penetrować jaskinie, nurkować czy coś takiego.
Zapał powoli opuszczał Nissego.
– Tylko że mamy studia i w ciągu roku szkolnego byłoby trudno. Próbujcie może najbardziej wymagające zajęcia odłożyć na wakacje, co?
Morten śmiał się razem z nim.
– Takie proste to to nie jest. Ale, Sissi, powiedz mi, jesteś pewna, czy przy gryfie nie było żadnej pisemnej informacji? Może dostałaś coś w dniu konfirmacji, na przykład.
– Niczego nie dostałam. A poza tym, jakiego rodzaju informacja by to miała być?
– Poczekaj, mam coś takiego przy sobie, zamierzam to przetłumaczyć – powiedział Morten i na kolanach przesunął się do swojej walizki.
Nagle zastygł w bezruchu.
– Tutaj ktoś był!
– Co ty mówisz? – zawołał Hasse. – I skąd wiesz?
– Wszystko leży przecież w najlepszym porządku. Nie mogli się powstrzymać od śmiechu, Morten jednak wciąż czegoś szukał.
– Coś zabrali?
– Tak, do diabła! Informację!
– To poważne?
– Nie, właściwie niespecjalnie. Brzmiało to jakoś tak: „Zostali obciążeni przekleństwem i musieli się rozłączyć, aż do śmierci, ale słowa powinny ich znowu połączyć”. To przecież nie wyjaśnia wiele, jeśli chodzi o drogę do tajemniczej doliny.
Nisse zbiegł do recepcji, żeby zapytać, czy nikt nie wchodził do pokoju Mortena. Dowiedział się, że nie, nikt, ale w dniu, w którym Morten przybył do Simrishamn, był tu jakiś mężczyzna i pytał, czy Morten mieszka w hotelu. Recepcjonistka musiała potwierdzić, ale Morten właśnie wyszedł. Ów obcy mężczyzna, zresztą Norweg, prosił tylko o podanie numeru pokoju, bo chciałby mu później coś przekazać. „Morten mianowicie jest moim synem”, miał powiedzieć z uśmiechem, pokazał też paszport na nazwisko Thore Andersen, wobec czego poinformowano go, w którym pokoju Morten mieszka.
Przy okazji Nisse stwierdził, że jest stosunkowo łatwo wykraść klucz, wystarczy zaczekać na chwilę nieuwagi recepcjonistki. Jeśli jeden z łobuzów ją zagadywał, inny mógł spokojnie wziąć, co chciał.
– Mój ojciec nie żyje! – zawołał Morten wzburzony, kiedy Nisse raportował, czego się dowiedział. – A poza tym nie miał na imię Thore.
Uspokoił się dosyć szybko.
– Jaka szkoda, że twoja mama nie żyje, Sissi. Bo ona by na pewno pamiętała, czy przy gryfie nie było jakiejś informacji.
Sissi obiecała, że będzie pamiętać o sprawie i przeszuka rodzinne papiery.
Tymczasem głowa Mortena zrobiła już wszystko, co była w stanie znieść tego dnia. Chłopak dojrzał do tego, żeby się położyć.
Jego nowym przyjaciołom, kulturystom, bardzo się nie podobało, że będzie sam mieszkał w hotelu i że sam pojedzie do Norwegii.
W końcu uzgodnili, że pośpi parę godzin, ale drzwi zamknie starannie na klucz. Oni przyjdą po niego o trzeciej nad ranem, powinien na nich czekać gotowy do drogi, to będą mu towarzyszyć do granic Skanii. Muszą być pewni, że żaden szary samochód za nim nie jedzie.
Umówili się, że później też będą utrzymywać ścisły kontakt. Odnosiło się to zwłaszcza do Sissi, która niebawem miała zostać przedstawiona norweskim i hiszpańskim przyjaciołom Mortena i może również rycerzom.
Z uroczystą miną przekazała mu amulet w kształcie gryfa, po czym goście pożegnali się i poszli.
Morten z ulgą stwierdził, że w butelce zostało jeszcze trochę sherry. Schował butelkę i wślizgnął się do łóżka.
CZĘŚĆ DRUGA. CZAS NA MIŁOŚĆ
„Nie dotykaj mnie, nie podchodź za blisko! Moja skóra jest wrażliwa na twój dotyk, niczym kwiaty mimozy na powiew wiatru. Ja wiem, że pod mrozem, który cię otula, twoje ciało goreje, podobnie jak moje, które staje w płomieniach, kiedy się zbliżasz. W płomieniach, które błagają, byś to ty je ugasił. Zaczekaj! Zaczekaj tylko, aż czas się dopełni! Ale, na wszystkie gwiazdy na niebie, nie zwlekaj zbyt długo! Nie zniosę już więcej! Nie zniosę, by tęsknota rozrywała na strzępy moje ciało i moją duszę!