Выбрать главу

Odpowiedź matki zajęła trochę czasu, najwyraźniej mocowała się ze słuchawką, w końcu oznajmiła agresywnym głosem:

– Nie możesz po prostu trwonić pieniędzy. One są dobrze ulokowane.

– Ulokowane? Wiem o tym, ale ja potrzebuje, gotówki! Teraz!

– Nie mogę tak po prostu zażądać zwrotu, co by powiedział pa… co by wszyscy powiedzieli?

Dłoń Vesli zaciskała się na słuchawce.

– Nie chcesz chyba powiedzieć, że dałaś moje pieniądze temu naciągaczowi i uwodzicielowi, pastorowi Schwartzowi?

– On nie jest żadnym naciągaczem. To tylko pożyczka, dostane, z powrotem dziesięć razy więcej.

– No tak, w niebie.

Albo w łóżku, pomyślała, ale za bardzo było jej żal matki, żeby powiedzieć to głośno.

Bo pastor Schwartz romansował z zamożnymi paniami, potrząsał z zapałem swoją blond grzywą, która nadawała mu taki wspaniały profil. Nawet cokolwiek zbyt zaokrąglony podbródek nie odbierał mu urody. Zacierał pulchne rączki nad wszystkimi wpłatami gotówkowymi, jakie otrzymywał i litował się nad nędznymi grzesznikami, którzy wkrótce staną na boskim sądzie. A tam zostanie oddzielone ziarno od plewy.

Nie przeczuwał tylko, że jego ziemski sąd zbliża się szybkimi krokami. Bowiem zadarł z Antoniem. Pastor doprowadził do płaczu Veslę, a to najgorsze, co można było zrobić jej narzeczonemu.

Unni i Jordi zostali niezwykle serdecznie powitani w domu. Tym bardziej, że wszystkie gryfy znalazły się nareszcie w jednym miejscu.

Teraz należało tylko złożyć w jedno wszystkie przesłania oraz wszelkie inne informacje, jakimi grupa dysponowała i stworzyć jakiś całościowy obraz.

No i czekała ich wielka ekspedycja: poszukiwanie ukrytej i zapomnianej doliny.

Czas naglił. Czas, który został przydzielony Jordiemu i Mortenowi, niebezpiecznie się kurczył.

Margit Sandemo

***