Выбрать главу

– I co mam teraz zrobić? – poskarżyła się głośno i przystanęła. Podniosła głowę, spoglądając w niebo. – Przecież przed chwilą byłeś ze mnie taki zadowolony!

Słysząc wypowiedziane przez siebie samą słowa, jęknęła. Czyżby naprawdę z kimś rozmawiała?

Ci ludzie…? Sprowadzili na nią jeszcze większy niepokój, teraz nie wiedziała już, czego ma się trzymać.

Targane podmuchami powietrze wirowało wokół niej ze świstem niczym stado rozdrażnionych smoków. Wzburzona, zdezorientowana, wyciągnęła z kieszeni zaczarowany flet i zaczęła grać.

Gdzie się podziało owych pięć tonów?

Jakie one były?

Tula wpadła w histerię. Wichry zawodziły wokół niej, rozwiewały włosy, niemal zrywały ubranie.

Jęknęła ze strachu, ale to nie rozhulane wiatry tak ją przeraziły, lecz fakt, że nie mogła przypomnieć sobie tych pięciu dźwięków.

Nie pamiętała, jak brzmiały!

– I co ja teraz zrobię? – rozszlochała się zrozpaczona – Zapomniałam! Wszystko zapomniałam!

Całkiem przybita weszła na podwórze.

Gunilla wybiegła jej na spotkanie.

– O, jesteś nareszcie! Wejdź do środka, przyszedł list!

Matka była taka uradowana! Tula jednak zachowała całkowitą obojętność.

Kiedy weszły do ciepłej, przytulnej kuchni, gdzie siedział ojciec z wyrazem zadowolenia na twarzy, matka wzięła do ręki leżący na stole list.

– To od Heikego i Vingi – mówiąc to aż zarumieniła się z radości. – Vinga pisze, że odwiedzili kochaną Annę Marię Olsdotter, chyba ją pamiętasz? Ach, Boże, czy to już naprawdę upłynęło pięć, a może sześć lat od jej konfirmacji?

Tula na odczepnego pokiwała głową. Naturalnie, pamiętała Annę Marię, cichą, spokojną i łagodną dziewczynę, ale cóż, u licha, obchodziła ją świętoszkowata konfirmantka?

Aż się wzdrygnęła, zdając sobie sprawę z własnych myśli. Nigdy dotąd nie myślała w ten sposób!

Matka mówiła dalej, a ojciec, słuchając jej słów, rozjaśniał się coraz bardziej.

– Wyobraź sobie, Tulo, że Anna Maria wychodzi za mąż! Za bardzo sympatycznego człowieka, który jak ulał pasuje do tej poważnej dziewczyny. Nazywa się Kol Simon, pochodzi z Walonów. I najważniejsze: Heike i Vinga są w drodze do nas! Są… No tak, mogą tu być w każdej chwili, poczta przecież kursuje niewiele szybciej niż podróżni. Ach, musimy natychmiast przejrzeć zapasy; trzeba ich ugościć tym, co mamy najlepszego, na pewno przyjadą zmęczeni i głodni! Erlandzie, gdzie ich położymy?

Matkę i ojca pochłonęły plany przyjęcia tak mile widzianych gości.

Tula jednak odczuła dławiący niepokój. Wuj Heike tutaj? Dlaczego? Ta myśl była odpychająca aż do obrzydzenia. Tula nie mogła pojąć, dlaczego tak się dzieje, przecież zawsze bardzo podziwiała Heikego.

Ach, nie wolno mu tu przyjeżdżać, co mam robić, myślała gorączkowo, zaciskając zimne, spocone dłonie.

– Ja… chyba nie najlepiej się czuję – oznajmiła. – Czy mogę się położyć?

Rodzice od razu stali się natarczywie troskliwi, ale Tula szczęśliwie znalazła się w łóżku jak chciała. Była przy tym tak wzburzona, że zapomniała zapytać o owych dwoje ludzi spotkanych w lesie, tych, którzy przynieśli wiadomość od rodziców.

Matka i ojciec także nie wspomnieli o nich ani słowem.

Ktoś ma władzę nad moimi snami.

Taka była pierwsza myśl Tuli, kiedy obudziła się następnego dnia rano.

Najtrudniejszy w tym wszystkim był jednak fakt, że tak rzadko pamiętała, co jej się przyśniło.

Ktoś kierował ku niej ogromny gniew.

Świadomość, że jest narażona na złość tak groźną, działała na nią paraliżująco.

Ten ktoś, kogo często widywała w snach, lecz rano nigdy nie mogła przypomnieć sobie jego wyglądu… Ten ktoś oznaczał wielkie niebezpieczeństwo.

Wielkie niebezpieczeństwo. Nie pomagało, że czasami wyrażał swą aprobatę i chwalił za dobre sprawowanie, zachęcał ją uśmiechem. W pamięci Tuli zawsze zostawało wrażenie czegoś straszliwego, przed czym się cofała, usiłując uciec. Choć jednocześnie starała się robić wszystko, byle tylko go zadowolić i doczekać się słowa uznania.

Jakie to wszystko skomplikowane!

– Co mam robić? – szepnęła żałośnie.

Nagle pojawiło się wspomnienie ze snu.

Dźwięki. Niesamowite dysonanse.

Melodia! Pięć zapomnianych tonów!

Już je prawie złowiła… Uchwyciła w każdym razie przybliżone brzmienie, ale mimo usilnych prób nie mogła zanucić ich dokładnie. Flet? Nie, w domu nie mogła ćwiczyć.

Do diabła!

Tula zdawała sobie sprawę, że żałosne dźwięki, które wydobyła, nie wystarczały. Wiele jeszcze brakowało do skończonej melodii, to był zaledwie okruch, urywek, jeszcze nawet nie takt. A i tak go zgubiła!

Że też nie zanotowała sobie ich nigdzie, kiedy miała je świeżo w pamięci! Choć jak miała zapisać takie nuty? No, mogła przecież odrysować wzór otworów na flecie i w jakiś sposób je oznaczyć.

Poderwała się z łóżka i zaczęła ubierać. Czuła akceptację, jakby napływające zadowolenie. Tak, właśnie tak powinna postąpić. Straszliwy gniew przestał już być tak intensywny.

Pospiesz się, Tulo! Szybciej!

Wiedziała, że nie są to jej myśli. Ktoś nią kierował.

I nagle z izby obok dobiegły ją głosy, obce głosy. Tula znieruchomiała. Czy to ci ludzie, których spotkała wczoraj, ci, co tak pomieszali jej w głowie, że zapomniała melodię, którą dopiero co udało jej się wygrać? Nasłuchiwała uważnie.

Nie, to nie oni. Rozmowa toczyła się po norwesku!

Och, nie! Czyżby Heike i Vinga już przyjechali? A ona tyle jeszcze miała do zrobienia! Musiała biec do lasu i grać, ćwiczyć, to takie ważne, takie ważne!

Znów poczuła, jak ściska ją w żołądku; w ostatnich miesiącach często się to powtarzało. Od czasu jej odwiedzin u młodego sprzedawcy instrumentów!

W ten, oczywiście, sposób odzywały się jej wyrzuty sumienia, poczucie winy, że tak drastycznie zerwała ich znajomość. Miała wielką ochotę napisać do niego, opowiedzieć o swym oddaniu, rozjaśnić jego szary powszedni dzień. Jeśli, rzecz jasna, choć trochę go obchodziła, nie była tego wcale taka pewna.

Właściwie jednak nie miała wątpliwości, pod tym względem świetnie się rozumieli.

Ale przecież nie znała nawet jego adresu. „Dla sprzedawcy instrumentów muzycznych w Wexio”. To chyba zbyt mało dokładne, sklepików tej specjalności mogło być w mieście więcej.

Była już ubrana. Jakimś sposobem pewnie uda jej się przemknąć niezauważenie obok gości i dostać do lasu, gdzie znów będzie mogła ćwiczyć.

W tej chwili to jedno było najważniejsze.

Przeszła do sąsiedniego pokoju.

Pochwyciły ją nasilające się mdłości, ujrzała bowiem gości, zagłębionych w rozmowie z rodzicami. Ciotka Vinga, zawsze taka elegancka, taka młoda i jaka piękna! Zwrócony plecami do Tuli siedział wuj Heike, górujący nad innymi niczym olbrzymi demon o niezwykle szerokich ramionach, z grzywą gęstych czarnych włosów.

Po co tu przyjechali? Ona nie chciała ich widzieć, nie miała dla nich czasu.

A przecież zawsze byli dla niej parą chodzących ideałów!

Tulę oblał zimny pot.

W myślach nie przestawała nucić tego, co, jak uważała, było w przybliżeniu urywkiem melodii. Byle tylko nie zapomnieć rytmu, nie zgubić gdzieś znowu tonów!

Nie wiedziała, że Heike i Vinga przyjechali późnym wieczorem poprzedniego dnia, kiedy ona już spała. Nikt nie chciał jej budzić.

Nie wiedziała też nic o rozmowie, jaką rodzice przeprowadzili z gośćmi.

Na życzliwe pytania Heikego o Tulę Gunilla i Erland odpowiadali wymijająco, półsłówkami. W końcu Heike ujął Gunillę za rękę i zapytał wprost:

– Z Tulą dzieje się coś niedobrego, prawda? Coś, co bardzo was niepokoi?