Z początku Gunitla i Erland popatrzyli po sobie bezradnie, aż wreszcie Gunilla zdecydowała się odrzucić wszelkie opory i poprosiła zrozpaczona:
– Och, Heike, ty jesteś naszym przyjacielem, tak bardzo mi pomogłeś, kiedy byłam młodziutką dziewczyną… Czy nie mógłbyś pomóc teraz naszej córce, tak jak wówczas mnie? Wiesz, że nie miałam do kogo się zwrócić, a ty potrafiłeś mnie wysłuchać i zrozumieć. Tula także nie ma nikogo, z kim mogłaby porozmawiać o swoich kłopotach, bo my, chociaż bardzo ją kochamy, nie umiemy zdobyć się na taką rozmowę. Nie wiemy, dlaczego tak bardzo się zmieniła przez ostatnie pół roku, ale najwyraźniej potrzebuje pomocy! Inaczej możemy ją stracić, wyraźnie to przeczuwamy. Czy nie mógłbyś z nią pomówić? Sprawić, by wyznała, dlaczego z pogodnej, roześmianej dziewczynki stała się kimś zupełnie innym, kogo trudno jest nam wręcz poznać!
Heike położył jej swe wielkie, ciężkie dłonie na ramionach.
– Po to właśnie przyjechaliśmy – rzekł ciepłym, spokojnym głosem.
Erland wstał.
– Chcesz powiedzieć, że wiesz…?
Heike odwrócił się w jego stronę typowym dla niego powolnym ruchem.
– Nie wiem wcale, co się wydarzyło. Przekazano mi jedynie ostrzeżenie, że jeden z Ludzi Lodu znalazł się w ogromnych kłopotach. Pojechaliśmy najpierw do Anny Marii, gdyż ona prosiła o pomoc w zupełnie innej sprawie. Tam jednak otrzymałem kolejne ostrzeżenie: chodzi o Tulę.
Wyglądało na to, że rodzice dziewczyny niczego nie rozumieją. Gunilla rzekła powoli:
– Jak wiesz, w naszej gałęzi Ludzi Lodu nigdy nie mieliśmy zbyt wiele do czynienia z dotkniętymi, więc jest nam to dość obce. Ale jestem pewna, że Tula nie została obciążona złym dziedzictwem.
– Ja też tak uważam – stwierdził Heike. – W jej pokoleniu dotknięte było z pewnością twoje pierwsze dziecko, Gunillo. Ale Tula znalazła się w niebezpieczeństwie, nie wiemy tylko, jakiego rodzaju. Wiemy jedynie, że ma to coś wspólnego z Ludźmi Lodu.
Nie chciał wymieniać imienia Tengela Złego, gdyż albo niewiele by im to powiedziało, albo też wystraszyło do szaleństwa.
– Wspomniałeś o jakimś ostrzeżeniu – wtrącił się Erland.
– Tak, jak pewnie słyszeliście, jestem tym z wielu dotkniętych w rodzie Ludzi Lodu, któremu dana została zdolność kontaktowania się z naszymi przodkami. Widziałem naprawdę wielu z nich, rozmawiali ze mną. Jestem jak gdyby ogniwem łączącym ich ze światem żywych. Jeden z naszych przodków, mój szczególny opiekun, przekazał mi to ostrzeżenie.
Rodzice Tuli stali z pochylonymi głowami. Z tego, co mówił Heike, niewiele rozumieli. Wiedzieli jednak o jego niezwykłych zdolnościach. Jeśli ktokolwiek mógł im pomóc w odzyskaniu córki, był to Heike.
– Muszę porozmawiać z nią w cztery oczy – rzekł Heike. – Czy moglibyście jutro zabrać Vingę i iść w odwiedziny do Arva?
– Zostanę z tobą – natychmiast sprzeciwiła się Vinga.
– To może okazać się niebezpieczne, moja droga. Za Tulą stoją niezwykle silne moce.
– Trudno, mój mały – rzekła Vinga zdecydowanie, a Erland nie mógł powstrzymać się od śmiechu, słysząc słowo „mały” – Heike, zawsze stałam u twego boku, a i wtedy nie chodziło o drobiazgi.
Dreszcz przebiegł Heikemu po krzyżu na wspomnienie wiosennej ofiary, którą złożyli na górze przy Grastensholm. Pogłaskał Vingę po głowie.
– Pamiętam o tym. Ale tym razem…
Vinga nie dała mu dojść do słowa.
– Tym razem chodzi o młodą dziewczynę, która z pewnością potrzebuje kobiecego wsparcia. Podejrzewam, że bardzo jest jej trudno.
Gunilla rozsądziła całą sprawę.
– Erland i ja sami możemy iść do ojca, tylko obiecajcie, że porozmawiacie z dziewczyną.
Tak też postanowiono. Heike wcale nie był zadowolony, że Vinga weźmie udział w rozmowie, ale dobrze znał jej upór i uznał, że lepiej się stanie, jeśli podda się od razu. Ona i tak zawsze wygrywała.
Cała ta rozmowa odbyła się poprzedniego dnia wieczorem.
Teraz wszyscy siedzieli przy śniadaniu i rozmawiali o codziennych, błahych sprawach.
– Ach, zobaczcie! – zawołała Vinga, podrywając się z krzesła. – To przecież Tula! Jakżeś ty wyrosła, masz już piętnaście lat, prawda?
Czy ciotki kiedykolwiek mówią coś innego? Poza okrzykami: „Jak ty wyrosłaś?”
Głos Tuli zabrzmiał niewyraźnie:
– Skończyłam szesnaście.
– Oj tak, tak, rzeczywiście, jakoś trudno mi w to uwierzyć.
Najlepiej przybrać najsłodszy uśmiech, myślała Tula. Ale ile mnie to dzisiaj kosztuje!
Wstał także wuj Heike. Tak wielki i silny, aż trudno to sobie wyobrazić, głową niemal uderzył w sufit. Tula ukłoniła się i uśmiechała, uśmiechała, aż rozbolały ją szczęki.
Czy Heike nie przypatruje się jej szczególnie badawczo? Musiała spuścić wzrok.
– To prawda, bardzo się zmieniłaś – zadźwięczał jego głęboki bas. – Pamiętam, że miałaś jaśniejsze włosy, prawda? I byłaś bardziej dziecinna, rzecz jasna, ale to przecież naturalne. Po prostu dorastasz, Tulo.
A między wierszami: daruj sobie ten sztuczny uśmiech niewiniątka, mnie nie oszukasz!
Ale co to za pomysły! On wcale tak nie uważa, to oczywiste, po prostu ona przyjmuje pozycję obronną.
To właśnie najbardziej ją przerażało: dlaczego, na miłość boską, miałaby się bronić przed wujem Heikem? Wszak to jej wielki bohater!
Ale czyż zawsze nie obawiała się trochę, by Heike nie odkrył, że ona należy do dotkniętych? Teraz jednak sytuacja była bardziej napięta.
Tula nie potrafiła zrozumieć, dlaczego akurat teraz było gorzej, ale tak właśnie odczuwała.
Rozmawiali i rozmawiali. Jednostajny szum głosów przyprawił Tulę o zawrót głowy.
– Ja… muszę wyjść na trochę – wtrąciła Tula, wykorzystując chwilę ciszy. – Mam coś do załatwienia…
Spokojne oczy Heikego patrzyły prosto na nią.
– Możesz to zrobić później. Twoi rodzice wybierają się do Arva Gripa, by uprzedzić go o naszym przybyciu, a my możemy sobie trochę porozmawiać.
Nigdy chyba proste słowa nie zabrzmiały tak groźnie. Tula cała skurczyła się w środku i rzuciła błagalne spojrzenie matce i ojcu.
Oni nie zrozumieli jednak jej niemej prośby.
– Świetnie sama sobie poradzisz – uśmiechnął się ojciec. – Tylko nie zapomnij o kurach, Tulo. To twój obowiązek.
Kury! Hura! To jej wybawienie.
Podeszli do drzwi. Zauważyła, że ojciec szepnął jeszcze kilka słów Heikemu, ale daremny wysiłek – i tak nic nie usłyszała.
A Erland powiedział: „Nie zostawiajcie jej samej nawet przez chwilę. Zwykle wtedy znika”. „Nie spuścimy z niej oka”, odszepnął Heike, ale Tula tego też nie słyszała.
Rodzice poszli, a ona została sama ze swoim strachem.
Z lękiem przed wujem Heikem.
ROZDZIAŁ VI
Zapadła wielka, niemal namacalna cisza.
Ktoś jest z nami, pomyślała Tula. Ktoś czeka, sposobi się do ataku. Nasłuchuje. Pilnuje. Grozi.
Gniew na razie powstrzymywany, ale już obecny.
Widzę, że Heike także wyczuwa tę dławiącą siłę i wie, co ona oznacza, myślała dalej.
Instynktownie Tula przysunęła się bliżej Vingi, podświadomie u niej szukając schronienia. Skrywała swe nieprzyjazne spojrzenie przed Heikem.
Ale Heike zauważył drgnienie Tuli, ledwie dostrzegalny ruch w stronę Vingi.
Jego głos zabrzmiał łagodnie i przyjaźnie.
– Jak się miewasz, Tulo?
– Dziękuję, dobrze – odparła, zgodnie z nakazami dobrego wychowania.
Miewałam się dobrze, pomyślała. Dopóki wy tu nie przyjechaliście.
I nie podoba mi się ten twój przymilny głos, wuju Heike. Lepiej by było, gdybyś się rozgniewał.
Ale i tego się bała. Miała wątpliwości, czy byłaby w stanie wytrzymać gniew Heikego.