Zacisnęła palce na flecie ukrytym w kieszeni. Musiała wyrwać się z domu i ćwiczyć. Jak najprędzej, zanim melodia całkiem nie uleci jej z głowy.
– Ja… muszę iść teraz do kur.
– Świetnie, pokaż je nam!
Do diaska!
Ale ktoś podjudzał ją, by się sprzeciwiała. Wyraźnie ją wspierał. Nie daj się, Tulo, potrafisz wymyślić coś jeszcze sprytniejszego!
Jak wspaniale sprawić komuś przyjemność! Mieć silnego sojusznika w walce przeciw Heikemu, no i Vindze, choć ona właściwie się nie liczy. Prawdziwy wróg to Heike.
Ale czy istotnie on był jej wrogiem? Czy jedynie wrogiem ukrytej mocy?
On jest niebezpieczny, Tulo! Nie pozwól, by przeciągnął cię na swoją stronę! On źle nam życzy, ten Heike, bądź ostrożna, uważaj na niego! Postaraj się stąd wydostać!
– Mmm… Niestety muszę iść tam, gdzie król chodzi piechotą.
– Doskonale – ucieszyła się Vinga. – Pójdziemy razem, bo i mnie przypiliło. Chodź, idziemy!
Ujęła Tulę pod ramię i wyszły z domu.
Później kury dostały swoje śniadanie, Tula nakarmiła je, niestety, w towarzystwie Heikego. W powietrzu, naładowanym jak przed burzą, wibrowało zniecierpliwienie.
Tula podjęła kolejną próbę:
– Obiecałam mojej przyjaciółce, że odwiedzę ją dziś rano.
Brawo, moja droga! odezwał się głos w jej wnętrzu. Czuła wyraźne zadowolenie, niemal można było je wziąć do ręki.
Heike odparł:
– Ależ, naturalnie, pójdziesz.
Co za ulga!
– Ale… – ciągnął Heike – czy nie masz ochoty obejrzeć podarków, które dla ciebie przywieźliśmy? Nie zabierze nam to wiele czasu.
Nie wchodź do domu, Tulo! Nie wchodź do domu! Nie słuchaj tego drania!
Wewnętrzny głos znów wydawał jej polecenia.
Ale Vinga już ujęła ją za rękę i pociągnęła w stronę domu. Przyzwoitość zabraniała Tuli się opierać.
Rozgoryczenie i złość rozsadzały jej piersi, choć jednocześnie, jak każda szesnastolatka, bardzo była ciekawa prezentów. Tula naprawdę uległa rozdwojeniu jaźni, była jednocześnie dwiema osobami.
Dostała nowe wspaniałe, wprost bajkowe stroje, które najwidoczniej wybierała dla niej obdarzona doskonałym smakiem Vinga.
– Czy mogę je przymierzyć? – zapytała rozpromieniona, na moment bowiem zapomniała o złym głosie, któremu tak chętnie się podporządkowywała.
– Później – odparł Heike. – Najpierw chciałem przez chwilę z tobą porozmawiać.
Ołowiana gradowa chmura znów zawisła nad jej głową. Nie mogła jednak odmówić wujowi.
Heike dopytywał się o jej życie, a ona starała się odpowiadać beztrosko, dużo się śmiała, choć w duchu gotowała się ze złości.
Nie zagłusz mi melodii swoimi słowami!
Zorientowała się, że zaczyna odpowiadać z roztargnieniem. Z początku zręcznie unikała opowieści o ciemnych stronach swego życia, bo sama zdawała sobie sprawę, że na jej sumieniu ciąży wiele postępków, których w żadnym razie nie da się nazwać przykładnym, salonowym zachowaniem. Tula jednak straciła kontrolę nad tym, co mówi, czuła się do cna wyczerpana, usiłując wsłuchiwać się w dźwięki, które powoli zaczynały rozpływać się w pamięci.
I wtedy Heike pochylił się i ujął jej dłonie.
– Kochana Tulo… czy masz jakieś kłopoty?
Wzięła się w garść.
– Ja? Nie. Żadnych.
Te słowa wcale go nie uspokoiły. Na twarzy wuja malowała się surowość.
– Owszem, Tulo. Zetknęłaś się z czymś, nad czym nie potrafisz zapanować. Co to takiego?
– Nie rozumiem, o co chodzi, wuju Heike?
– Kochana Tulo – wtrąciła się Vinga, która do tej pory siedziała spokojnie i w milczeniu czekała na rozwój wydarzeń. – Przed Heikem nic nie zdołasz ukryć. Znalazłaś się na śmiertelnie niebezpiecznej drodze. Wytłumacz nam wszystko!
Ach, ileż kosztowało ją zaprezentowanie nic nie rozumiejącego dziecięcego spojrzenia.
– Nic takiego nie odczuwam, nie pojmuję, o czym mówicie. Może trochę jestem wyprowadzona z równowagi, to prawda, ale tak dzieje się chyba ze wszystkimi dziećmi w moim wieku?
– Słusznie mówisz – rzekł Heike. – Ale ta sprawa jest poważniejsza. Tulo, słyszałaś o mandragorze?
– O alraunie Ludzi Lodu? Gdzie ona jest?
– Jest tutaj. W tym pokoju. Mam ją na szyi. Zawsze ostrzega mnie, kiedy źle się dzieje. I wiesz, Tulo, teraz jest bardzo zaniepokojona. Wije się jak w konwulsjach, mówiąc mi tym samym, że jest tu coś, czego żadną miarą nie może znieść. Ty wiesz, co to jest, prawda?
Tuli udało się wycisnąć z oczu kilka łez.
– Nic nie rozumiem – odrzekła zduszonym od płaczu głosem. – Niczego nie pojmuję.
Heike siedział po przeciwnej stronie stołu. Teraz podniósł się i podszedł bliżej. Tula błyskawicznie wyjęła flet z kieszeni i, trzymając rękę za plecami, wsunęła instrument do skrzyni z drewnem, stojącej przy kaflowym piecu. Uczyniła to odruchowo, nie do końca świadoma, co robi.
Heike i Vinga dojrzeli jej gwałtowne ruchy, ale było to takie szybkie, a w dodatku odbyło się pod stołem, że nie zorientowali się, co zrobiła.
– Wstań, Tulo – polecił dziewczynie Heike, nadal przyjaźnie, choć w jego żółtych oczach pojawił się teraz błysk zdecydowania.
Żółte oczy? Gdzie ona je ostatnio widziała?
Sprawiły, że zapomniała melodię…
Nie miała czasu na dalsze myślenie. Vinga delikatnie pociągnęła ją ku sobie.
– Zrozum, Tulo – rzekła łagodnie. – Heike jest przekonany, że znalazłaś się pod wpływem czyjejś woli. I wie także, czyjej.
Tula w desperacji przenosiła wzrok z jednej osoby na drugą.
– Ale… ale ja nadal nie rozumiem, o czym wy mówicie!
– Czy naprawdę chcesz, bym ci powiedział, kto odpowiada za twoje niezwykłe zachowanie? – zapytał Heike spokojnie.
– Nie! – jęknęła Tula, zanim zdążył dokończyć. – To znaczy, chciałam powiedzieć, że wcale nie zachowuję się dziwnie, jestem całkiem normalna…
Heike udawał, że w ogóle nie słyszał jej wybuchu.
– Pytaniem pozostaje tylko, w jaki sposób znalazłaś się pod takim wpływem. Co się wydarzyło?
Zdjął z szyi mandragorę. Tula ujrzała ją po raz pierwszy w życiu. Musiała natychmiast spuścić oczy, by nie zdradzić się ich wyrazem. Żaden z dotkniętych nigdy nie zdołał ukryć swego niezwykłego stosunku do mandragory Ludzi Lodu. Stanowiła ona dla nich symbol mocy i władzy, którą zawsze i wszędzie starali się posiąść.
Sytuacja Tuli była jednak nieco inna. Jako dotknięta pragnęła oczywiście zdobyć mandragorę, ale opętana siłą woli innego stworzenia brzydziła się nią jednocześnie jak zarazą.
W żołądku wszystko jej się przewracało, nie mogła patrzeć na magiczny korzeń. Ktoś bardzo się rozgniewał!
– Spójrz, Tulo – rozległ się niski, przyjemny głos Heikego. – Widzisz, jak ona się porusza? Zwijają się cienkie resztki korzonków. Musi być tutaj coś, co bardzo jej przeszkadza.
To w pełni odwzajemnione uczucie, pomyślała Tula z goryczą. Miała wrażenie, że dwie potężne moce wydzierają ją sobie z rąk. Ona sama nie miała przy tym nic do powiedzenia, choć przecież należała do dotkniętych i potrafiła odprawiać najbardziej fantastyczne czary! Została jednak zredukowana do zera, stała się jedynie zabawką, szmacianą kukiełką, którą dwie siły mogły rozerwać na kawałki.
Heike gwałtownym ruchem przysunął jej mandragorę do twarzy. Tula cofnęła się instynktownie, ale korzeń nie zareagował w bardziej gwałtowny sposób.
Heike bezradnie pokręcił głową.
– Kochana Tulo – odezwała się Vinga. – Przed chwilą coś zrobiłaś.
– Ja coś zrobiłam? Co takiego?
– Wykonałaś jakiś ruch za plecami.