Do czorta, a więc zauważyli? No cóż, chyba nie warto się zapierać, jeszcze sami zaczęliby szukać.
– Ach, to! Zorientowałam się nagle, że siedzę na kawałku drewnianej szczapy, z którego usiłowałam wystrugać flet, ale do niczego się nie nadawał. Wrzuciłam go więc do skrzyni z drewnem. Nic więcej nie zrobiłam.
Czy zdoła ich zwieść tym beztroskim, dziecinnym śmiechem? Nie była wcale taka pewna.
Ależ tak, udało się, Heike w zamyśleniu pokiwał głową.
Znów mogła się rozluźnić.
Doskonale, moja droga! rozległ się głos w jej wnętrzu. Jestem z ciebie bardzo zadowolony.
Jak wspaniale czuć wsparcie, mieć świadomość, że ktoś stoi u jej boku! Chociaż w przypływie rozpaczy zapragnęła na moment, by to właśnie Heike i Vinga byli jej sprzymierzeńcami. Moc, która stała za nią, przerażała ją i deprymowała.
Pokonamy ich, Tulo, jesteś moją sojuszniczką i za to czeka cię nagroda!
Znów poczuła się spokojna. Spokojna i silna. Mogła odetchnąć.
W następnej jednak sekundzie Vinga wystraszyła ją niemal do szaleństwa.
– W tym pokoju panuje tak naładowana atmosfera… To nawet coś więcej niż atmosfera – stwierdziła. – Daje się prawie wyczuć odór siarki!
– Nie, nie mieszajmy w to diabła – stanowczo zaprotestował Heike. – I tak jest już całkiem źle.
Zaczął krążyć po pokoju, nie wypuszczając mandragory z dłoni.
– Tulo, odpowiedz mi szczerze! Czy coś ukryłaś tutaj, w tej izbie? Jakąś czarodziejską formułę lub coś podobnego?
– Formułę? Przecież ja nie znam żadnych formuł!
– Jesteś tego pewna?
– Całkowicie! Nie rozumiem…
Teraz i Tula mogła wyczuć pełną napięcia atmosferę w pokoju, aż gęstą od nienawiści i sprzeciwu. Pochwyciły ją mdłości.
– Muszę już iść.
– Nie – stanowczo, choć spokojnie zaoponował Heike. Tula automatycznie usłuchała.
Heike podszedł do narożnej szafki, długo ją badał, obstukiwał, ale mandragora nie poruszała się. Kredens, skrzynia. I tam nic.
Długo stał przy drzwiach, prowadzących do jej pokoju, ale mandragora pozostawała nieruchoma.
– Zaczynam wierzyć, że to istotnie zawisło w powietrzu – rzekł w końcu. – Jego duch albo wola przeniknęły tu do środka.
„Jego?” Jakiego jego? A więc Heike wie, kim jest ten kto darzy mnie taką sympatią, kto mnie tak chwali. Ale ja tego nie wiem.
A może nie chcę wiedzieć? Zatykam uszy na dźwięk prawdy?
Nagle Heike odwrócił się w jej stronę.
– Czy miewasz sny, Tulo?
Serce dziewczyny waliło, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
– Sny? Nie…
– Spójrz mi prosto w oczy. O czym śnisz?
Czyżby on wiedział naprawdę wszystko? Pod siłą jego żółtego spojrzenia na moment zrezygnowała z walki.
– Ale przecież tego właśnie nie wiem! – w głosie zabrzmiała prawdziwa rozpacz. – Coś mi się śni… ale rano nic nie pamiętam!
Ktoś bardzo się na nią rozgniewał. Ryczał z wściekłości. Choć tak naprawdę niczego nie słyszała, ale czuła to każdym nerwem.
Natychmiast więc zmieniła zdanie.
– Nie, głupstwa plotę! Oczywiście nic mi się nie śni. Ale teraz muszę już iść.
W jaki sposób zabiorę flet? Przecież muszę ćwiczyć!
Wskazała palcem na okno.
– Czy to nie rodzice już wracają? – skłamała bezczelnie.
Powiedli wzrokiem za jej ręką, a ona wykorzystując sprzyjający moment wyciągnęła flet ze skrzyni, tyle że nie od razu udało jej się znaleźć rozcięcie w kieszeni spódnicy.
– Mandragora! – zawołał Heike. – Znów się wije!
Błyskawicznie odwrócił głowę i spostrzegł, że Tula usiłuje coś ukryć w kieszeni.
– Flet! – krzyknął. – To flet! Odbierz go jej, Vingo!
Tula z sykiem uskoczyła. Broniła się jak dzika kotka, choć wirowało jej w głowie i dzwoniło w uszach. Cały pokój wypełniło drżenie, powietrze zgęstniało niczym smoła. Tula nie była już sobą, była odmieniona.
Przekrzykując ogłuszający huk, który zrodził się z niczego, Heike zawołał:
– Biegnij, Vingo! Uciekaj stąd! Tu jest śmiertelnie niebezpiecznie!
– A co z tobą? I z Tulą?
– Wyjdź stąd! Nie masz się jak bronić, Vingo. Jesteś zwykłą ludzką istotą!
Podbiegła do drzwi, przyznając słuszność jego słowom.
– A mała Tula?
– Pozostaje całkowicie pod wpływem jego woli. Spróbuję ją uratować.
– Chcesz chyba powiedzieć: uratować cały świat – zawołała Vinga i wybiegła. Ostatnie jej słowa brzmiały: – Och, na miłość boską! Ta dziewczyna jest opętana. Mój Boże!
Opętana? Przez kogo? myślała Tula, broniąc się przed rękami Heikego, usiłującego wydrzeć jej flet. Gryzła, kopała i biła, nie wypuszczając fletu z zaciśniętych palców.
On jednak był od niej silniejszy, on i mandragora. Zdołał wyrwać jej flet z dłoni. Równocześnie Tula usłyszała, jak krzyknął z bólu, gdyż instrument w jednej chwili rozżarzył się do czerwoności.
W izbie pociemniało. W powietrzu, gęstym od skoncentrowanej siły woli, huczał gniew. Tula, wciąż plując i parskając, pochyliła się, starając się odzyskać instrument, ale nie zdołała powstrzymać wuja. Heike cisnął flet w ogień, buzujący w kaflowym piecu, i zamknął drzwiczki.
Powietrze wypełnił dziki wrzask, pokój zatrząsł się, ze ścian pospadały obrazy i ozdobne tace, drobne sprzęty i naczynia fruwały ze świstem po izbie… I nagle na moment zapadła grobowa cisza.
Nie trwała jednak dłużej niż sekundę. Zaraz usłyszeli, jak gniew koncentruje się na zewnątrz w szaleńczo wyjącym wietrze. Hałas był tak potężny, że Tula musiała zasłonić dłońmi uszy. Wicher niczym trąba powietrzna z hukiem wpadł przez komin, jakby zamierzał za chwilę unieść z posad cały dom, ale tylko drzwiczki pieca nagle rozwarły się z trzaskiem, sypnęły się iskry i drobiny żaru i flet ze świstem wpadł w ramiona Tuli.
Graj! napastliwie wrzeszczał tkwiący w niej głos. Graj!
– Nie graj! – krzyknął Heike, podbiegając do Tuli, ale potężna moc odrzuciła go do tyłu. – Nie graj! Czy nie rozumiesz, że swoją grą możesz go obudzić do życia?
Chciała zapytać, kogo miał na myśli, ale moc, która opętała dziewczynkę, była zbyt silna, zmusiła ją, by przytknęła do ust nadpalony instrument.
Nie zdążyła wydobyć z niego ani jednego dźwięku, gdy i nią wstrząsnęło silne uderzenie, wyrywając flet z rąk.
Czy to Heike? pomyślała oszołomiona. Nie, on nie ma aż takiej siły, by przeciwstawić się mocy, która mną zawładnęła.
Nic więcej nie zdążyła pomyśleć, gdyż upadając mocno uderzyła się w głowę i na moment straciła przytomność.
W jednej chwili słabość i nieprzyjemny ból ustały. Nie mogła upłynąć nawet sekunda, bo Heike nadal leżał w tej samej pozycji, właśnie usiłował stanąć na nogi.
A jednak wszystko w izbie się zmieniło, wszystko. Nagle pomieszczenie wypełniło się ludźmi.
Chociaż… czy to ludzie?
Trudno to było stwierdzić. Uderzenie w głowę sprawiło, że Tula nie widziała wyraźnie. I jeszcze ta osobliwa ciemność, jakby ziemia straciła swoją spoistość i zmieniła się w pył.
W mglistym półmroku dawało się rozróżnić wiele postaci. Wszystkie w pozycji obronnej, jakby przygotowane do odparcia czyjegoś ataku. Czyjego – Tula nie wiedziała, gdyż zasłoniły jej widok.
Usłyszała przedziwne, usypiające, ciche mamrotanie.
Zaklęcia, bardziej skomplikowane niż jej, Tuli, mogły się przyśnić. A przecież ona taka dumna była ze swych umiejętności!
Flet? Gdzie mógł być flet?
Nigdzie nie mogła go dojrzeć. Dziwne postacie zasłaniały jej pole widzenia.
Ci, którzy stali tuż przed nią, zwróceni do niej plecami…?
Rozpoznała ich stroje oraz czarną czuprynę mężczyzny i rude loki kobiety. To para, która podeszła do niej w lesie.