Ale walka była zakończona.
I wygrana.
Tengel Zły musiał zawrócić do miejsca swego spoczynku, od nowa skazany na czekanie, aż pojawi się kolejny muzyk, by obudzić go grą na flecie.
Dlatego właśnie poszukiwał szczurołapa z okolic Hameln. Dlatego czekał przez sześć niemal setek lat.
Na kogo?
Na tego, kto sprowadził na niego sen. Musiał to być jakiś flecista, z legend jednak wynikało, że Tengel nigdy nie spotkał szczurołapa. A zatem to ktoś inny.
Ktoś, kto nigdy więcej się nie pojawił.
Dopiero kiedy Tuli dostał się w ręce zaczarowany flet, trwający w półśnie Tengel Zły dostrzegł szansę dla siebie. To on ponaglał Tulę, pomagał jej odnaleźć właściwy trop.
A ona bezwolnie weszła w zastawioną przez niego pułapkę.
O tym wszystkim rozmawiali Tula i Heike, starając się uprzątnąć pole walki. Wróciła Vinga, ogromnie wzburzona, gdyż zrozumiała, iż w małym domku Erlanda z Backa miały miejsce niesamowite wydarzenia. I ona pomagała w zaprowadzeniu porządku, próbowała naprawić zniszczone sprzęty. Starannie wietrzyła, bo, jak powiedziała: „Nigdy jeszcze mój nos nie musiał znosić takiego smrodu. To dopiero stary cap!”
I chyba miała rację.
Tula krążyła po izbie i osłabłymi rękami podnosiła z podłogi miłe sercu przedmioty, które spotkał tak przykry los. Wprawdzie wcześniej nie poświęcała im zbyt wiele uwagi, ale teraz serce ściskało jej się z żalu na widok filiżanki z utrąconym uchem czy pękniętej doniczki. Matka tyle razy gładziła je z miłością, podczas gdy Tula, mrucząc pod nosem, nazywała sentymentalizmem przywiązanie do rzeczy martwych. Teraz zrozumiała, jak wielkie mogą mieć znaczenie dla człowieka.
Na łzy nie było tu miejsca. Tula była zbyt wzburzona, zbyt skamieniała. Odczuwała jedynie gniew, który dławił ją w piersiach.
– Moi kochani – prosiła. – Błagam, nie mówcie o tym nic matce i ojcu! Nie zniosłabym tego!
Heike położył jej dłoń na ramieniu.
– Wiesz, że nie mamy takiego zamiaru.
– Mogę wziąć na siebie winę za wszystko, czego nie uda nam się naprawić. Powiedzcie, że upuściłam zastawioną tacę.
– Wszystko będzie w porządku. Wiemy przecież, że w całej historii z naszym straszliwym przodkiem nie ty zawiniłaś. Bądźmy tylko wdzięczni przyjaznym mocom, że wszystko tak dobrze się skończyło.
– To ja powinnam być wdzięczna – odparła Tula z zamglonymi od smutku oczami.
Tula dostała, doprawdy, porządną nauczkę!
Być może na nią sobie właśnie zasłużyła.
ROZDZIAŁ VII
Heike chciał zabrać Tulę ze sobą do Norwegii.
– Dlaczego? – dopytywali się rodzice.
Heike długo myślał nad odpowiedzią. W końcu rzekł:
– To, na co Tula została narażona, miało naprawdę groźny charakter. Wydaje się, że wszystko jest już teraz w porządku, ale chciałbym ją poobserwować przez kilka miesięcy. Postarajcie się to zrozumieć: Tula znalazła się pod wpływem czyjejś woli. Wiecie z pewnością, że istnieją hipnotyzerzy, zarówno dobrzy, jak i źli. To musiał być bardzo zły człowiek. Chciałbym nabrać całkowitej pewności, że Tula jest wolna od jego wpływu.
Bardziej nie chciał się zagłębiać w ten drażliwy temat. Nie było potrzeby, by Gunilla i Erland niepokoili się, że to Tengel Zły pochwycił Tulę w swe szpony. Oni właściwie należeli do bocznej gałęzi Ludzi Lodu, nie musieli, jak inni, składać ofiary z łez, krwi i smutku z powodu przekleństwa ciążącego nad dotkniętymi. Nie potrafiliby zrozumieć niesamowitego zagrożenia, jakie przedstawiał sobą Tengel Zły.
Heike nie powiedział też nic Arvowi Gripowi, chociaż on z pewnością pojąłby ogrom niebezpieczeństwa. Ale nie był już najmłodszy i zasłużył na spokój.
Gunilla i Erland ufnie spoglądali na Heikego i w końcu orzekli, że jeśli on uważa to za konieczne, przez jakiś czas mogą obyć się bez pomocy córki. Byli przy tym wdzięczni za to, że wrócił im uśmiechnięte, zadowolone dziecko. Nie umieli znaleźć słów podziękowania. Co prawda Tula sprawiała wrażenie zmęczonej, wręcz wycieńczonej, no i nie bardzo wiedzieli, co właściwie zaszło w ich małej izdebce.
Heike znów musiał uciec się do kłamstwa. Powiedział, że stoczył walkę z mocą, która pochwyciła Tulę w hipnotyczne objęcia, i być może odbyło się to zbyt gwałtownie, ale nikt przecież nie został ranny, a i Tula bardzo jest rada z pomocy, jakiej jej udzielił.
Na pytanie, kto tak niegodziwie potraktował ich ukochaną dziewczynkę, Heike odparł, że tego nie wie nikt. Mogli mieć do czynienia z hipnotyzowaniem na odległość. Może Tula przypadkiem zwróciła uwagę kogoś, kto postanowił wykorzystać ją do swych celów…
Heike zdawał sobie sprawę, że jego wyjaśnienia mogą wydać się nieco pokrętne, ale i Gunilla, i Erland przyjęli je bez zastrzeżeń.
– No tak. Tula jest przecież taka śliczna – stwierdził Erland swym szerokim smalandzkim dialektem. – Nic więc dziwnego, że jakiś podlec miał ochotę zdobyć nad nią władzę. Jak myślisz, chyba nie wyrządził jej krzywdy? Ona jest wszystkim, co mamy, całym naszym życiem.
– Nie bójcie się, nic się nie stało – uspokoił ich Heike. – Jestem o tym przekonany. Tula wie równie mało, jak my, ale potwierdza moje przypuszczenia.
Gunilla pokiwała głową.
– Myślę, że dobrze będzie, jeśli weźmiesz ją do siebie na jakiś czas, Heike. Wiesz, że my nie umiemy sobie dać rady z podobnymi sprawami, a ty jesteś taki silny i mądry. Oddajemy ją pod twoją opiekę, a to znaczy w bezpieczne ręce.
– Dziękuję wam obojgu za te słowa. Nie zawiodę waszego zaufania.
Wyruszyli w drogę powozem Vingi i Heikego. Tula szczerze radowała się na to, że nareszcie zobaczy kawałek świata. Cieszyła się na spotkanie z Eskilem, ale parafii Grastensholm nie pamiętała ani trochę. Odwiedziła tamte strony jako dziecko, jeszcze zbyt małe, by zachować w pamięci jakiekolwiek wspomnienia dotyczące miejsca pobytu.
Nadal jednak była jak odrętwiała. Dręczyło ją poczucie winy, że przez długi czas rodzice musieli dźwigać na swych barkach taki wielki ciężar.
Drgnęła, słysząc głos Vingi:
– Tulo, czy nie będzie ci przeszkadzać, jeśli zatrzymamy się w Wexio na jakąś godzinę? Bo widzisz, w drodze do Bergqvara widziałam taki cudowny materiał…
– Ależ oczywiście, że nie – pospieszyła z odpowiedzią Tula. – Bardzo się z tego cieszę, bo mam tu w mieście przyjaciela, którego chciałabym odwiedzić i pożegnać. Pozwolicie mi? Nie trzeba mi nawet godziny.
– Naturalnie – odparli. – Zostań tam, tak długo jak będziesz chciała. Tylko powiedz, dokąd idziesz, wiesz przecież, że jesteśmy za ciebie odpowiedzialni. Nie możemy zawieść zaufania twoich rodziców. Ledwie wyszłaś za próg rodzinnego domu!
– Pokażę wam, gdzie jest ta ulica i sklep, który prowadzi mój przyjaciel.
– Mówisz, przyjaciel… Czy znaczy to, że to jakiś chłopiec?
– Tak, ale nie w takim sensie jak myślicie. Ma sparaliżowane nogi.
– Rozumiem. Dobrze, Tulo – rzekła Vinga i poklepała ją po plecach.
Tula szła w górę uliczki. Już z oddali jej wzrok poszukiwał sklepiku z instrumentami muzycznymi. Serce biło jej mocno, niespokojnie. Upłynęło już pół roku od czasu, gdy była tu ostatnio, ale przechowywała w pamięci obraz tego miejsca. Zdarzały się w jej życiu jaśniejsze chwile, wówczas myśli nie krążyły fanatycznie wokół gry na flecie, a do jej skutego lodem serca przenikały ciepłe promyki – wspomnienia czegoś dobrego, miłego. Uśmiechała się wtedy łagodnie, ze smutkiem, zastanawiając się, jak też on się miewa.
Zaraz jednak znów mrok spowijał jej myśli.
Teraz wszystko, co złe, minęło. Ogromnie była za to wdzięczna Heikemu i ich wspólnym przodkom.