Выбрать главу

Nagle zaparło jej dech w piersiach. Dostrzegła nieznaczne drgnienie w kąciku jego ust, jakby zapowiedź uśmiechu. Jednocześnie klatka piersiowa uniosła się odrobinę.

Tula wybuchnęła płaczem, śmiejąc się równocześnie.

– On nie umarł! Dzięki ci, dobry Boże, teraz trochę w Ciebie uwierzę! Przynajmniej czasami – zakończyła, zrozumiawszy, że młody człowiek przez cały czas żył i nie była wcale świadkiem żadnego cudu.

Chłopak z największym trudem otworzył oczy, usiłując odwrócić głowę w jej stronę. Tula natychmiast się podniosła i stanęła tak, by nie musiał nadwerężać sił. Śmiała się i płakała, łzy skapywały mu na twarz, gładziła jego głowę.

– Co się stało, najmilszy przyjacielu? – szlochała. – Co ci jest? Co mogę dla ciebie zrobić?

Przełknął ślinę i próbował wydusić z siebie słowo, ale wargi miał tak suche, aż spękane. Jedynie oczy przemawiały własnym językiem, wyrażały bezgraniczne szczęście, że znów mogą ją widzieć.

– Wody? – zapytała Tula. – Czy to właśnie usiłujesz powiedzieć?

Znalazła kubek i przyniosła wodę ze studni, którą wcześniej zauważyła na podwórzu. Przytrzymując mu głowę nie przestawała łajać:

– Jak mogłeś do tego doprowadzić? Jak o siebie dbałeś? Czy jesteś chory?

Kiedy się napił, znów opadł na poduszkę. W dalszym ciągu nie mógł wyrzec ani słowa.

– Jak długo już tak leżysz?

Oczy prosiły o wybaczenie, że nie może nic powiedzieć, ale Tula ani myślała ustąpić:

– Czy coś cię boli?

Nareszcie dało się słyszeć ochrypłe:

– Nie!

Przez chwilę stała w miejscu, bezradna. Co mogła dlań uczynić? Tula nie przywykła do tego, by kimś się zajmować. Ale przecież opiekowała się zwierzętami…

No cóż, będę musiała potraktować go jak zwierzę, pomyślała. I nie będzie to oznaczało braku szacunku ani dla niego, ani dla zwierząt, po prostu zrobię wszystko, jak umiem najlepiej.

– Przede wszystkim musisz dostać coś do jedzenia – zdecydowała. – Trzeba też cię trochę oporządzić. Czy chcesz, żebym najpierw zmieniła pościel i cię przebrała?

W oczach chłopaka pojawił się paniczny lęk.

– Najwyraźniej to głupia propozycja – mruknęła Tula. – Dobrze więc, poczekaj tutaj, ja zaraz wrócę!

Poczekaj tu? Cóż za wyjątkowo niemądre polecenie!

Zamknąwszy za sobą drzwi, pobiegła na położony niedaleko targ. Całkiem nieźle zaopatrzono ją w pieniądze na drogę, zarówno rodzice, jak i dziadek Arv. Nawet przyszywana babcia, Ebba, uszczknęła parę groszy ze swych skromnych oszczędności. Wszystkim kręciły się łzy w oczach i bez końca powtarzali, jak sobie bez niej poradzą i czy kiedykolwiek jeszcze ją zobaczą?

Oczywiście, myślała Tula, idąc na targ w Wexio. Oczywiście, że zobaczą. Ona już zaczynała tęsknić za domem, za najbliższymi, choć dopiero co ich opuściła.

Najpierw jednak chciała poznać trochę świata, Tula zawsze lubiła, gdy coś wokół niej się działo, była żądna przygód, choć bardzo nie chciała, by powtórzyła się jakakolwiek historia podobna do tej z Tengelem Złym. Gdy tylko zaczynała o tym myśleć, po krzyżu przebiegał jej dreszcz, wracały mdłości i strach spowijał ją niczym zimna, lepka mgła.

Nigdy, nigdy więcej! Nigdy w życiu!

Wróciła do rzeczywistości. Teraz najważniejszy był chory przyjaciel. Szybko i dość rozrzutnie zrobiła sprawunki, kupiła to, co, jak sądziła, było najniezbędniejsze. Mleko, chleb, masło i ser, warzywa i kawałek mięsa. I jeszcze wielką torbę pełną ciastek i słodyczy.

Spiesznie wróciła do warsztatu.

Chłopak był nieprzytomny, nie dawało się go docucić, ale to nie wystraszyło jej tak bardzo, widziała bowiem, że oddycha. Zrozumiała, że w ostatnim czasie na pewno często tracił przytomność.

Tula rozpaliła ogień w piecu i nastawiła garnek z wodą, włożywszy do niego mięso i warzywa.

Kiedy znów popatrzyła na łóżko, chłopak był przytomny. Podeszła do niego, niosąc trochę lekko podgrzanego mleka.

Spojrzał na nią z wdzięcznością, uśmiechem dodała mu otuchy.

Tula miała jednak poważny dylemat. Nie mogła przecież ot, tak sobie, wyjechać do Norwegii i zostawić go samego. Co miała z nim począć? Do kogo zwrócić się z prośbą o pomoc? Nikogo wszak w Wexio nie znała.

Heike i Vinga uporali się ze sprawunkami i wrócili do powozu, Tuli jednak nigdzie nie było widać, zdecydowali więc, że muszą ją odszukać.

– Tu jest jakiś mały sklepik – powiedziała Vinga. – Tu chyba miała właśnie wstąpić.

Heike zatrzymał się przed witryną.

– Vingo – rzekł zdumiony. – Ależ ze mnie głupiec!

– No cóż, zdarza się – odparła Vinga ze zrozumieniem. – A co się stało tym razem?

– Zobacz tylko! Spójrz, co to za sklep! Nigdy nie pytaliśmy Tuli, skąd wzięła flet.

– Owszem, pytałeś ją. Powiedziała, że sama go wystrugała, ale okazał się nieudany, nie mogła na nim grać. Mimo to odczuwała nieodpartą potrzebę, by wydusić z niego jakąś melodię.

Heike pokiwał głową.

– Tak, to prawda. Ale nie wystrugała go sama. Nie zbadaliśmy, kto mógł źle nastroić instrument. Pomyśl tylko… Jeśli on, nasz niegodziwy przodek, znów pochwycił ją w swoje szpony! Jeśli to właśnie tu…

– Chcesz powiedzieć, że… Wejdźmy do środka!

Drzwi nie były zamknięte, weszli do małego, zakurzonego sklepiku.

Vingę przeszedł dreszcz. Gdyby Tengel Zły miał przybrać ludzką postać, ten ciemny, pokryty warstwą kurzu sklep byłby wprost idealnym do tego miejscem. Wydawało się, że co najmniej od stu lat nie stanęła tu ludzka stopa.

Jeszcze nie przebrzmiał dźwięk zawieszonego u drzwi dzwonka, gdy z głębi warsztatu wyszła Tula.

– Och, dzięki Bogu – westchnęła z ulgą. – Musicie mi pomóc. On jest bardzo, bardzo chory. Gdybym nie przyszła w porę, pewnie by umarł. Nikogo nie obchodzi jego los.

Heike i Vinga popatrzyli po sobie i pospieszyli za Tulą.

Dziewczyna stała już przy łóżku.

– To moja ciotka i wuj z Norwegu – wyjaśniła. – A to jest… Ach! Przecież ja nawet nie wiem, jak ty się nazywasz!

Chory usiłował odpowiedzieć, ale niestety nie miał na to siły.

– Czy możecie zrobić coś, żeby tu było jaśniej? – zapytał Heike.

Vinga odsunęła zasłonę z maleńkiego okienka, umieszczonego wysoko na ścianie. Heike w milczeniu przyglądał się leżącemu w łóżku mężczyźnie, który z przerażeniem zerkał na niezwykłego wuja swej przyjaciółki.

Tula pospieszyła z wyjaśnieniami:

– Dałam mu wody i trochę letniego mleka, a teraz gotuję pożywną zupę na mięsie.

– Oszalałaś? Nie wolno podawać mu nic tak esencjonalnego – uprzedził ją Heike. – Wydaje się, że nie miał nic w ustach od kilku tygodni. A może i dobrze zrobiłaś, rozcieńczymy zupę i przecedzimy ją. Kiedy ostatni raz jadłeś? – zwrócił się do chorego.

– On nie ma sił odpowiadać – wyjaśniła Tula.

Heike przejął rządy i zaczął wydawać polecenia. Tulę wysłał, by kupiła nową pościel i przyniosła z powozu jego podręczne zapasy leczniczych środków, a Vingę, by znalazła kogoś, kto mógłby zaopiekować się chorym w najbliższym czasie.

Sam Heike zajął się badaniem wycieńczonego chłopca, który był tak nieśmiały, że wolałby zapaść się pod ziemię, niźli poddać się zabiegom dokonywanym przez kobiety. A Heike bardzo chciał pomóc nieszczęśnikowi przynajmniej na tyle, by chory mógł opowiedzieć o flecie…

Bo właściwie miał pewność, że Tula właśnie tutaj znalazła niebezpieczny instrument.

Kiedy Tula wróciła, pacjent był całkowicie przytomny i choć nadal słaby, to jednak mógł już mówić. Heike wziął pościel przyniesioną przez Tulę i wypchnął dziewczynę do sklepu. Teraz mógł zająć się myciem i przebieraniem chorego.