Выбрать главу

– Przybyłam dzisiaj do ciebie nie tylko po to, by się pożegnać. Przyszłam, bo potrzebowałam twej przyjaźni i twojego zrozumienia. Chciałam pobyć z kimś, kto zaakceptuje mnie bez żadnych zastrzeżeń. Zwyczajnie potrzebowałam pociechy. – I znów się roześmiała. – A stało się odwrotnie. To ty potrzebowałeś pomocy. Dzięki Bogu, że przyszłam na czas.

– Tak, teraz jestem ci ogromnie za to wdzięczny. Śmierć już mnie nie pociąga. Dlaczego potrzebne ci było moje wsparcie? Wiesz, że zawsze gotów jestem ci go udzielić.

– Dziękuję! Ale moje zmartwienia wydają mi się teraz takie małe.

– Chciałbym o nich usłyszeć. Nie wiesz nawet, ile…

Owszem, doskonale wiedziała, jak wielkie znaczenie miał dla niego fakt, że ktoś go potrzebuje. Przysiadła na skraju łóżka i ujęła go za rękę.

– Wyrażając się w sposób oględny, Tomasie, to strasznie się wstydzę. Zrobiłam coś bardzo głupiego i wszyscy się na mnie gniewają. Niestety, nie mogę powiedzieć, o co w tym wszystkim chodziło…

– O mężczyznę? – zapytał drżącym głosem, nieśmiało spuszczając oczy.

– Mężczyznę? – W śmiechu Tuli zabrzmiała rezygnacja, niemal rozpacz. – Nie, Tomasie, tego nędznika nie można nazwać mężczyzną. No cóż, widzę, że dla ciebie będzie to całkiem niepojęte. Czy wspomniałam ci kiedyś, że pochodzę z niezwykłego rodu?

Tomas nie był tego całkiem pewien.

– Wydaje mi się, że wspomniałaś coś takiego mimochodem.

– Nie wyobrażasz sobie nawet, jak dziwny jest to ród! Ale widziałeś już Heikego.

– Tak… Czy ten mężczyzna, który nie był mężczyzną, to twój krewniak?

– W pewnym sensie. Ale to nie była żadna historia miłosna, jeśli to pytanie cię nurtuje. Ten stwór jest stary. Prastary!

Zatopiła się w myślach, dopiero dreszcz, jaki przeszył jej ciało, przywrócił ją do rzeczywistości.

Westchnęła.

– Tomasie, masz zdolność wyciągania ze mnie całej prawdy, którą staram się przemilczeć. Miałam jeszcze jeden powód, by nie chcieć cię więcej widzieć. Jesteś wyjątkowo dobrym człowiekiem, niemal najlepszym, jakiego spotkałam w życiu. Ja nie jestem ciebie warta, Tomasie. Ja jestem zła.

– Nie wierzę w to ani przez moment.

Zwróciła wzrok ku niemu. Jej oczy błyszczały od łez.

– Jestem nie tylko zła, moja dusza jest rozszczepiona. Trudno by było ci w to uwierzyć. Ale tak bardzo cię szanuję. Czy wolno mi będzie kiedyś jeszcze przyjść do ciebie?

Mocno uścisnął jej dłoń.

– To jedyne, na co będę czekał.

– Och, nie, nie – jęknęła. – Tak nie wolno ci mówić! Nie oczekuj ode mnie niczego, nie jestem dość dobra dla ciebie. Ale czy będę mogła cię odwiedzić, kiedy wrócę z Norwegii?

– Musisz! Obiecuję, że nie będę na nic liczyć.

Tula kiwnęła głową.

– A więc przyjdę. I może kiedyś…

– Co takiego?

– Może kiedyś opowiem ci o wszystkim, wyznam ci całą prawdę o sobie i swoim życiu.

Przyglądał się jej badawczo.

– Jesteś mi tak droga, że potrafię odczytać każde poruszenie w twojej twarzy. I przez cały czas widzę, że jesteś napięta jak… – uśmiechnął się leciutko – jak struna moich skrzypek. – Zaraz jednak spoważniał. – Mam wrażenie, że jesteś bliska wybuchu z powodu czegoś, co się wydarzyło. I bardzo potrzebujesz się wypłakać. Na moim ramieniu.

– Och, tak, tak! – wykrzyknęła zrozpaczona. – A na to nie ma już czasu! Ach, Tomasie!

– Czy nie mogłabyś do mnie napisać? Nigdy w życiu nie dostałem listu.

W głowie zakiełkowało jej nieprzyjemne podejrzenie.

– A czy ty umiesz czytać?

Zapał opuścił go w mgnieniu oka.

– Nie, masz rację. Nigdy nie nauczyłem się ani pisać, ani czytać. Znam tylko nuty, ale one nie na wiele się przydadzą.

Tula śmiała się serdecznie.

– Chyba nie potrafię wyrażać myśli za pomocą dźwięków, w dodatku ostatnio moje stosunki z muzyką bardzo się pogorszyły.

Tomas popatrzył na nią pytająco, ale Tula nie rozwijała już tej myśli. Powiedziała tylko:

– Oni już wracają. Ktoś będzie się tobą zajmował. Rozumiem, że potraktujesz moją groźbę poważnie, pamiętaj, któregoś dnia tu wrócę.

– To wcale nie groźba, to obietnica – uśmiechnął się. Wszystko naraz wydało mu się takie jasne, proste, łatwe. Poczuł się lekko i przyjemnie. Poza wszystkim nie bez znaczenia była czysta pościel, jedzenie i ciepło. Dobra materialne są nie do pogardzenia dla kogoś, kto ma duszę pełną ran. – Kiedy przyjedziesz, Tulo, porozmawiamy o twych troskach. Nie będziesz już musiała się smucić, u mnie znajdziesz pociechę. Będę wiedział o tobie wszystko!

– Co za dużo, to niezdrowo – mruknęła Tula pod nosem, na wszelki wypadek tak cicho, by jej nie usłyszał. Nie miała najmniejszego zamiaru ujawniać całej prawdy o sobie. Wyznać mu, że poprzednim razem ona, wtedy piętnastolatka, przyszła tu, bo chciała poczuć w sobie jego ciało?

Nie zdając sobie sprawy z tego, co robi, powiedziała głośno:

– To jakby mącić kijem wodę w błotnistej sadzawce. Pomyśl tylko, jakie brudy wypłynęłyby na powierzchnię! – Tula poczuła na sobie jego zdumione spojrzenie i dokończyła z nerwowym uśmiechem: – Jesteś zbyt wspaniałym człowiekiem, by coś takiego rzucić ci w twarz.

Zdążyła jeszcze serdecznie go pożegnać i wyszła z sypialni, czując, jak wzruszenie ściska ją za gardło.

Wspomnienie wychudzonego policzka przy jej twarzy nie opuszczało jej jeszcze długo, przez całą podróż do Norwegii.

ROZDZIAŁ VIII

Tym razem przy przekraczaniu granicy obyło się bez kłopotów. Kraj nie znajdował się już pod panowaniem Duńczyków, lecz zawarł unię ze Szwecją. Wspólny król nazywał się Karl, ale właściwym regentem Norwegii był następca tronu, Karl Johan, czyli Jean Baptiste Bernadotte, jak brzmiało jego prawdziwe nazwisko. Naród norweski jak zwykle czuł się oszukany decyzjami możnowładców. Wielu zastanawiało się, dlaczego Norwegowie nie mogą mieć własnego króla, czy koniecznie trzeba prosić o niego Szwedów? I to w dodatku o cudzoziemca, Francuza?

Zwykły szary człowiek niewiele jednak pojmował z tego, co działo się wokół tronu. Pokornie, w milczeniu przyjmował decyzje możnych swego kraju.

Norwegia miała teraz własną konstytucję. Jej uchwalenie było wielkim wydarzeniem i nazwę „Eidsvold” wymawiano głosem pełnym szacunku. Co prawda niemało było takich, którzy, nie zorientowani, zadawali pytanie, cóż właściwie takiego osobliwego wydarzyło się w ich kraju? Do wielu miejsc docierały jedynie fragmenty wieści, nadchodziły z opóźnieniem, a znalazły się też i okolice, gdzie nadal nic nie wiedziano o konstytucji.

Ubodzy chłopi czy żebracy na rogu ulic pocieszali się myślą: „W każdym razie pozbyliśmy się Duńczyków”.

Tula wyglądała przez okno powozu.

– A więc to jest Norwegia! Wybaczcie mi, jeśli czymś was urażę, ale nie dostrzegam żadnej istotnej różnicy!

Vinga uśmiechnęła się.

– To Ostfold, moja droga, i tutejszy krajobraz bardzo przypomina szwedzki. Ale powinnaś zobaczyć norweskie góry! Czy kiedykolwiek byłaś w górach?

– Nie, nigdy. Ledwie pamiętam parafię Grastensholm, bo kiedy tam gościliśmy, byłam bardzo mała. Mama i dziadek mówią o norweskich górach z pełnym szacunku respektem. Zawsze myślą o Dolinie Ludzi Lodu.

Bardzo chciałabym kiedyś tam pojechać, pomyślała, nie odważyła się jednak powiedzieć tego na głos. Musiała unikać wszystkiego, co mogłoby wzbudzić ich podejrzenia i naprowadzić na myśl, że jest dotknięta przekleństwem.

– Powinniśmy pojechać do Doliny Ludzi Lodu – powiedział Heike, jakby echem odpowiadając na jej myśli. – Musimy zrobić coś z Tengelem Złym i naczyniem, które zakopał. Nie możemy dalej żyć w ciągłym strachu. Ta historia z fletem była dla nas ogromnym wstrząsem!