Tula wygłodniałymi oczyma wpatrywała się w roztaczający się przed nią widok i komentowała każdy szczegół.
Wreszcie dotarli na dwór.
– Och, jak cudownie być tu znowu – westchnęła Vinga, pierwsza wchodząc po schodach. Heike i Tula szli zaraz za nią. – Dzień dobry, Pedersen, wszystko w porządku?
Ochmistrz ukłonił się nisko.
– Jak najlepiej, pani.
A młody panicz?
– Panicz Eskil jest chyba w stajni. Bardzo dzielnie nam wszystkim pomagał.
– Co ty powiesz! Chodź, Tulo, wstąp w nasze skromne progi.
Weszli do niewielkiego hallu.
Tula stanęła w miejscu jak wryta.
– Och, jak dużo macie służby! Ale… Oni wyglądają… Aaach!
Heike i Vinga gwałtownie zwrócili się w jej stronę.
– A więc to tak! – krzyknął Heike głosem ostrym jak brzytwa. – Wszystko jasne! Od początku to podejrzewałem!
Vinga wyglądała na zasmuconą. Tula gotowa była odgryźć sobie język, wściekła z powodu swojej reakcji na widok wykrzywionych potworów w hallu, ale jak najdłużej starała się utrzymywać na twarzy maskę niewinności.
– Nie rozumiem…
– Widzisz szary ludek, Tulo – stwierdził Heike. – A widzieć go mogą jedynie dotknięci.
Jeszcze usiłowała się bronić:
– Ale przecież Vinga także ich wszystkich widzi! Witała się z nimi!
– Vinga widzi ich, ponieważ kiedyś, kiedy ja przekroczyłem granicę dzielącą nas od świata szarego ludku, ona na moment znalazła się w magicznym kręgu. Ona postrzega ich jako szarą mgłę, za to ty wzięłaś ich za normalnych, żywych ludzi!
Tulę oblał zimny pot. Zdradziła się! Zdradziła się, bo zawsze mówiła, zanim pomyślała. Powinna była natychmiast zrozumieć, jakie to stwory ją otaczają. Na przykład to tam…
Głos Heikego był zasmucony, ale brzmiało w nim także oskarżenie.
– Dlaczego nic nie powiedziałaś, Tulo?
– Ja… nie mogłam – odparła wbijając wzrok w ziemię.
– Od dawna już to podejrzewałem, moje dziecko. A najbardziej boli mnie, że nie miałaś do nas zaufania.
– Nie chciałam, by matka lub ojciec o czymkolwiek się dowiedzieli.
Heike westchnął.
– No cóż, stało się, nic na to nie poradzimy. Muszę z tobą poważnie porozmawiać, ale to później. Na razie zapamiętaj sobie, że nikt inny nie widzi tych istot. Tylko ty, ja i częściowo Vinga. Eskil nic nie wie o ich istnieniu ani tym bardziej służba. Nie zdradź się ani jednym słowem, nawet miną!
– Obiecuję! – pisnęła żałośnie jak psiak, który wie, że coś przeskrobał i boi się lania.
Cóż to za stwory zamieszkiwały w starym dworze Grastensholm? Przywitały gospodarzy ciepło i radośnie i jak gdyby wyczekiwały pochwały za właściwą opiekę nad dworem czy jakieś inne uczynki.
Gdyby od razu spostrzegła, jak straszni są niektórzy z nich, rzecz jasna, przerażona uderzyłaby w krzyk i uciekła. Teraz przyglądała się im po kolei, szok więc nie był taki ogromny.
Poza tym przecież jeszcze w Bergunda, w domu, widziała Tengela Złego, a w stosunku do niego te duchy otchłani były niczym dzieci za szkółki niedzielnej.
W istocie szok, że Heike ją przejrzał, okazał się większy. Przejrzał ją na wylot, i to już dawno. O wstydzie! jakże fałszywe, jak sztuczne musiało im się wydać jej zachowanie!
Co prawda mówił, że tylko ją podejrzewał, ale to wystarczy.
W jaki sposób obudziła jego podejrzenia, starała się przecież być tak ostrożna! Bardzo chciałaby się dowiedzieć, na czym polegał błąd, który popełniła.
Nie miała jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać. Wchodzili już schodami na piętro, a przerażające postaci tłoczyły się wokół nich, ciekawie zaglądając Tuli w oczy.
Czuła się bardzo nieswojo, ze strachu wszystko skręcało jej się w środku. Widziała bowiem, że nie były ta anioły, a w każdym razie na pewno nie wszystkie. Spostrzegła co prawda dwie małe dziewczynki z głębokimi, bardzo głębokimi ranami na głowie. One wyglądały na niewinne, ale także i ich widok dręczył Tulę, bo serce ściskało jej współczucie. Pozostałych jednak nie dało się nazwać niewinnymi, na przykład ten potwornie wysoki i chudy mężczyzna, z szyi zwisał mu kawałek powroza… Przecież on jakby rozmawiał z Heikem! I kilka istot, których w ogóle nie można było nazwać ludzkimi, jak ta paskuda poruszająca się na brzuchu, pokryta obrzydliwym śluzem, ogromna, ziejąca złością. Na jej widok Tuli zrobiło się niedobrze. Och… a tamci! Czwórka wpatrująca się w nią z najgłębszą pogardą! Cóż to za potwory?
Raz za razem musiała się przekonywać, czy nie śni. One nie mogły być prawdziwe!
Demony? Jeśli stwory zwane demonami w ogóle istniały, to właśnie na nie patrzyła. Miały niewiarygodnie ostro zakończone uszy, oczy przypominające wilcze ślepia, szpony zamiast palców, owłosione uda i… Tula musiała odwrócić głowę. Ich najbardziej tajemnicza część ciała, z której zresztą nie robiły żadnej tajemnicy, sięgała im aż do kolan! Kiedy jeden z nich otworzył szeroką paszczękę w długiej lisiej twarzy, ukazały się białe, ostre zębiska.
Nie mogła na nie patrzeć. Były takie… takie wyniosłe, traktowały ród ludzki jak nic nie warty, niegodny ich uwagi.
Otaczało ją całe mnóstwo najprzeróżniejszych stworów i tylko nieliczne spośród nich posiadały jakiekolwiek ludzkie cechy. Na dalszych stopniach schodów tłoczył się wszelakiej maści drobiazg, co do którego nie mogła sobie przypomnieć, by o nim słyszała lub czytała.
Nie potrafiła pojąć, jak to się dzieje, że jest zdolna utrzymać się na własnych nogach, dlaczego nie mdleje. Oczywiście kurczowo trzymała się dłoni Vingi, nie puszczając jej ani na chwilę. A Vinga wcale nie wydawała się przerażona. Jej spokój najwidoczniej oddziaływał na Tulę, przynajmniej na tyle, że mogła wytrzymać.
Doszli już na Piętro. Heike szepnął parę słów wysokiemu chudzielcowi i w jednej chwili straszliwa gromada zniknęła. Tula widziała, jak jedne stwory przepychały się ku jakimś odległym drzwiom, inne po prostu rozpłynęły się w powietrzu.
Heike obrócił się ku Tuli, w jego oczach nie było widać współczucia.
– Wiesz już, że one tu są. Obiecały, przynajmniej część z nich, że nie będą ci dokuczać. Ale ty jesteś dotknięta, widzisz więcej niż zwykli ludzie. Będą więc pojawiać się od czasu do czasu, a tobie przyjdzie udawać, że ich nie ma.
Nigdy nie wolno ci odnosić się do nich z pogardą, zwłaszcza do demonów! One są nieobliczalne, najbardziej niebezpieczne ze wszystkich. Ale żadnego z nich nie można być pewnym. Nie wolno ci wchodzić na strych!
– Czy tam właśnie przebywają?
– Na ogół tak. Strych to ich królestwo. Wizyta każdego nieproszonego gościa zostanie potraktowana jako naruszenie ich terytorium.
– Ale służący muszą tam chyba od czasu do czasu zaglądać?
– Służba, Eskil i goście to dla nich świętość. Ale ty należysz do innej kategorii, Tulo. Nie mogę zagwarantować twojego bezpieczeństwa.
Bez wątpienia zabrzmiało to groźnie. Tula pomyślała o ohydnych stworach, jakie widziała, i zdecydowanie postanowiła trzymać się z dala od strychu.
Zaprowadzono ją do jej pokoju, który wzbudził kolejną falę zachwytu. Właśnie zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy, gdy na schodach rozległ się wesoły głos:
– No, nareszcie jesteście w domu! Już myślałem, że całkiem zapomnieliście, że macie syna, i powoli zacząłem uważać się za porzuconego, dotkniętego strasznym losem sierotę.
– Jakoś to przeżyłeś – burknął Heike, ale czuło się, jak bardzo ucieszył go widok syna.
Tula stała, trzymając w dłoniach ostatnie sukienki wyjęte z walizki. Eskill Jej ideał od czasów dzieciństwa! Ale teraz przemawiał głębokim, męskim głosem. Ile mógł mieć lat? Dziewiętnaście, o ile się nie myliła. Dorosły.