– Kochane dziecko, jak wspaniale znów cię widzieć – usłyszała głos Vingi. – Ale czy musisz tak rosnąć? Jak ludzie mogą uwierzyć, że mam dopiero dwadzieścia dziewięć lat, gdy widzą takiego dryblasa? Słyszałam, że byłeś w stajni. Co tam robiłeś?
– Przyprowadzono nową klacz, a że nie było dla niej miejsca w stajence, musiałem zakwaterować ją w gospodzie.
– Nie drwij z Biblii, chłopcze! Co z nią zrobiłeś?
– Z Biblią?
– Nie żartuj – zaśmiała się Vinga.
– Ach, z klaczą? Wciągnąłem ją na dach. Próbowałem z początku umieścić ją w przegrodzie dla cieląt, ale obraziła się za to tak, że kopnęła chłopaka stajennego w tyłek.
_ Co ty opowiadasz? To niemożliwe!
– Oczywiście, że nie, kochana mamo. Umieściłem ją na razie w pustej przegrodzie waszego rumaka. Teraz na pewno spierają się, kto ma do niej większe prawo.
Heike westchnął.
– Gdybyś choć raz mógł odpowiedzieć jak normalny człowiek.
Ale w jego westchnieniu pobrzmiewała nuta rozbawienia.
– Przywieźliśmy ze sobą Tulę – oznajmiła Vinga. – Może poszedłbyś na górę i przywitał się z nią? Mieszka w pokoju gościnnym.
– Tula? – Eskil okazał pełne radości zaskoczenie. – Ta mała bułeczka! Muszę ją natychmiast zobaczyć.
Bułeczka? Urażona Tula szybko zerknęła w lustro. O, jeszcze mu pokaże…
Eskil wtargnął do pokoju bez pukania, ale zaraz stanął jak wryty.
Ojej, jaki on wielki! Taki dorosły, szczupły, zwinny i silny. jak młody tygrys.
– Na miłość boską – wyjąkał. – Ty jesteś Tula?
Napawała się jego zdumieniem.
– Tak. Witaj, Eskilu!
Nie ruszał się z miejsca i tylko przyglądał się jej badawczo.
– Ale ty byłaś przecież taka słodka…
Tula nie była już tak zachwycona.
– No cóż, jeśli to ma być komplement…
– Nie, nie, chciałem tylko powiedzieć, że nie sposób cię poznać. Gdzie się podziały twoje złote loki? I urocza pulchność? I nieustający śmiech, który brzmiał jak krakanie opętanych wiosną wron? A tłuste rączki i krótkie nóżki, poruszające się szybko jak pałeczki od werbla, zwłaszcza gdy coś spsociłaś i dorośli usiłowali cię gonić? Jesteś teraz… damą – stwierdził lekceważąco. – Masz kobiece kształty i jakąś godność w sobie. Nawet twoje naiwne spojrzenie stało się… świadomie naiwne.
Naprawdę tak uważał? Może najwyższy czas zrezygnować z udawania dziecka? Heike, co prawda nie wprost, też zauważył coś podobnego. A jeśli i Tomas…? Ta myśl wydała się jej nieznośna.
W stosunku do Tomasa o czystym sercu pragnęła pozostać szczera, przynajmniej na tyle, na ile to możliwe.
Nie mogła pogodzić się z faktem, że Heike przejrzał ją na wylot. Myśl o tym ani na chwilę jej nie opuszczała, przez cały czas kryła się za jej słowami i czynami. Dręczyła ją jak pobolewający ząb, utrzymywała w poczuciu upokorzenia.
Eskil, bez pytania i bez skrupułów, ułożył się na jej łóżku, a nawet ze dwa razy podskoczył na miękkim materacu.
– Ale ciągle masz policzki rumiane jak jabłuszka.
– Nie rozdajesz komplementów hojną ręką, jak słyszę.
– Czy to źle mieć policzki jak jabłuszka? – zapytał niewinnie.
– Może i tak, ale kiedy się ma pięć lat. W wieku szesnastu chce się mieć policzki zapadnięte, bo to wydaje się takie interesujące.
Bezczelnie zaczął chichotać. Eskil odznaczał się niezwykłym kolorytem jak na mężczyznę z Ludzi Lodu. Miał ciemne, miedzianorude włosy, zielonobrązowe oczy i niebywale piegowatą skórę, krótki, zadarty nos i wiecznie rozciągnięte w uśmiechu usta pełne białych, równych zębów. Był wysoki i długonogi. Wdzięk aż od niego bił.
– Może skończymy rozmowę o mnie? – zaproponowała Tu1a. – Opowiedz mi, czym zajmowałeś się przez ten czas, kiedy się nie widzieliśmy.
– Według tego, co mówią moi rodzice, wszystkim tym, czym nie powinienem. Ale mój los już dawno został przesądzony: kiedyś w przyszłości zostanę statecznym właścicielem trzech dworów. Nudziarstwo.
– To nie brzmi szczególnie zabawnie.
– O nie, wcale się tym nie martwię. Ale najpierw chciałbym posmakować trochę życia! Powiem ci, Tulo, że nie tak łatwo się wybić, gdy się ma tak niezwykłych i poważanych przez wszystkich rodziców.
– Słyszałam, że robisz co możesz w tym kierunku.
Rozjaśnił się.
– Naprawdę słyszałaś? Słyszałaś o tym, jak ograłem w karty trzech zaufanych ludzi króla? Nie oszukując, naciągnąłem ich na prawie pięćdziesiąt talarów.
– Co takiego? Czyś ty oszalał? – Naprawdę zaimponował Tuli. – I co powiedzieli na to twoi rodzice?
– Jeszcze o tym nie wiedzą i ja raczej też im nie powiem. A i wysoko postawieni panowie nie będą chcieli się przyznać do takiej porażki. Cała sprawa pozostanie tajemnicą.
– Jeśli nikt o tym nie wie, to jak ja mogłam o tym usłyszeć?
– Masz rację. Widać nie jesteś taka głupia, za jaką chcesz uchodzić.
– Nigdy nie chowałam światła pod korzec częściej, niż było mi to potrzebne. Na co przeznaczyłeś pieniądze?
– Mam je nadal. Przydadzą mi się w podróży.
– W podróży?
W oczach Eskila pojawił się wyraz rozmarzenia.
– Powiedziałem ci, że chcę coś przeżyć, zanim zakopię się tu na stałe. Jest w Norwegii pewne miejsce, które chcę odwiedzić.
– Dolina Ludzi Lodu? – natychmiast podchwyciła Tula.
– O nie, a cóż tam po mnie? Jeszcze mi życie miłe. Nie, chcę pojechać gdzie indziej, do osady zwanej Eldaford. To bardzo tajemnicze miejsce, oddalone od innych miejscowości, zapomniane. Chcę udowodnić, że ja także należę do Ludzi Lodu.
– Ale przecież to całkiem oczywiste, i to w podwójnym stopniu. I twoja matka, i ojciec pochodzą z tego rodu.
Utkwił w niej spojrzenie swych pięknych, zielono-brązowych oczu.
– Chcę być taki jak ojciec. I wiesz, czasami wydaje mi się, że to ja otrzymałem dar, że dotkniętym w naszym pokoleniu nie była wcale twoja starsza siostra, która zmarła przy urodzeniu, lecz ja!
O nie, mój kochany, teraz bardzo, ale to bardzo się mylisz!
– Na czym opierasz swoje przypuszczenia? – zapytała, przysiadając na łóżku w pewnej odległości od niego, tak by móc widzieć go w całej okazałości. Doprawdy, było na co popatrzeć!
Eskil opowiadał z zapałem:
– Zdarza się często, że myślę: za następnym zakrętem spotkam konny powóz albo jakiegoś człowieka za rogiem. I wiesz, tak właśnie się dzieje. Albo wydaje mi się, że rozpoznaję z daleka kogoś, kogo nie widziałem od dawna. Najpierw okazuje się, że to wcale nie ta osoba, ale zaraz, za kilka minut, ją właśnie spotykam.
No cóż, mój drogi, pomyślała Tula, takie rzeczy od czasu do czasu przydarzają się każdemu. Ciekawe, jakie jeszcze masz dowody.
Ale to najwidoczniej było już wszystko.
A zatem najlepiej zmienić temat, postanowiła, i zaraz zapytała:
– Dlaczego wybierasz się akurat do Eldaford?
– Ponieważ… Nie, nie powiem ci. Jesteś dostatecznie szalona, by sama tam pojechać.
– A więc to coś ciekawego?
– I to jak!
– Korzystne finansowo?
– Jeszcze pytasz? Inaczej po co bym tam chciał jechać?
– Do twarzy ci z tą autoironią. Wcale nie wierzę w twoją chciwość, natomiast wiem, że pociąga cię przygoda, i to rozumiem. Obudziłeś moją ciekawość.
Nie przydałaby ci się pokorna pomocnica i wielbicielka?
– Owszem, pokorną mógłbym zabrać. A znasz kogoś takiego?
– Teraz byłeś złośliwy.