Drzwi otworzyły się skrzypiąc.
– Cii! – szepnęła Tula żartobliwie.
Na schodach dało się słyszeć lekkie zawodzenie wiatru. Dziewczynę ogarnęło nieprzyjemne uczucie, powróciło wspomnienie niesamowitych wichrów, zesłanych przez Tengela Złego.
Skarb! powtórzyła w duchu, chcąc dodać sobie odwagi, i zaczęła piąć się po schodach.
Z góry dobiegły ją szepty i pomruki. Tula wahała się przez chwilę, zanim otworzyła drzwi i weszła do środka. Szepty wzmagały się, a świst wiatru zmienił się w głębokie, przeciągłe wycie o niesamowitym brzmieniu. Czy to właśnie były wibracje śmierci, jakie odczuwał Heike? Czy tak właśnie brzmiały? Nie wiedziała. Ale były naprawdę straszliwe, grzmiały i huczały, omal nie rozsadziły jej głowy.
Strych okazał się ogromny, ciągnął się tak daleko, że ledwie widziała drugi jego kraniec. i rzeczywiście był zaludniony, czy może raczej powinna powiedzieć: „zaduszony”? Parsknęła nerwowym śmiechem, zdradzającym całkowity brak pewności siebie.
Były tam wszystkie. Zastygły w pozie wyczekiwania. I wcale to a wcale nie sprawiały wrażenia gościnnych.
– Dzień dobry – przywitała je Tula ze sztucznym uśmiechem przyklejonym do ust. – Nie chcę w niczym przeszkadzać, tylko czegoś poszukam.
Szepty na moment przybrały na sile, umilkły i znów się powtórzyły. Wznosiły się i opadały, nie brzmiąc przy tym ani przez moment przyjaźnie.
Dwie kobiety, jakby żywcem wyjęte z ludowych bajań, z długimi ogonami wystającymi spod spódnic, przysunęły się bliżej, wrogo nastawione. Podszedł też chudy jak szczapa wisielec, w oczach zapłonęły mu groźne iskry.
Nagle dziwne stwory znalazły się za piecami dziewczyny, odgradzając ją od schodów. Jakaś kobieta stanęła natrętnie blisko, zaglądała Tuli w twarz na poły pokrytymi bielmem oczami, odcinającymi się od sinej twarzy. Topielica? Czołgając się na brzuchu, przysunęły się inne ohydne potwory, nadbiegły też dwie małe dziewczynki i mężczyźni, których nigdy dotąd nie widziała, ale znać było, że musieli ponieść straszliwą śmierć. Wszelaki drobiazg tłoczył się wokół jej nóg.
– Ale… ja nie chcę wyrządzić wam żadnej krzywdy – rzekła przerażona. – Chciałam tylko poszukać…
Skarb jednak przestał już być taki istotny. Najważniejsze były schody, powrotna droga do życia!
Z tymi stworami nie było żartów!
Odwróciła się, pragnąc wydostać się na schody, natychmiast jednak poczuła, że coś chwyta ją za ubranie, usłyszała trzask rozrywanego materiału. Drobny stwór o ociekających krwią kłach szeroko otworzył paszczę i wbił zęby w jej ramię.
Tula uderzyła w krzyk. Usiłowała zbliżyć się do drzwi prowadzących na schody, stanowiących jedyną drogę ucieczki i ratunku. Hałas panował teraz iście piekielny, ogłuszający, głęboki ton świdrował w uszach – to szare stwory wyły w podnieceniu. Tula potykała się o popielate kłębki, czuła szarpanie i ukąszenia. Śmiertelnie przerażona nie przestawała krzyczeć. Schody! Znalazła się już tak blisko, ale nie mogła się do nich przedrzeć, wciąż zagradzano jej drogę. Kiedy broniąc się wymachiwała ramionami, ujrzała na nich strużki własnej krwi. Wiedziała, że to już koniec. Nigdy więcej nie zobaczy matki ani ojca, nigdy…
I wtedy usłyszała groźne warczenie, dobywające się z głębokich gardzieli. Cztery demony stanęły przy niej, otoczyły ją szczelnie. Gromada stworów zaniosła się piskiem, ale Tula ujrzawszy, że droga prowadząca na schody jest jako tako wolna, wyrwała się z uścisku czyichś szponów tak gwałtownie, że na ramieniu powstały długie, głębokie zadrapania. Ze szlochem podziękowała swym czterem straszliwym obrońcom i stoczyła się w dół po schodach. Udało jej się przemieścić za dolne drzwi, zatrzasnęła je za sobą kopniakiem. Padła na podłogę, jęcząc z bólu, powodowanego przez niezliczone rany. Ubranie podarte miała na strzępy.
Usłyszała, że ktoś wbiega po schodach gdzieś niżej. Najwyraźniej Heike i Vinga wrócili do domu.
– Cóż to, na miłość boską, ma znaczyć?! – wykrzyknął Heike. – Co to za hałasy? Och, Vingo, Tula tu leży. Ale jakże ona wygląda?
– Strych – szepnęła Vinga. – Była na strychu. Czy dlatego tak wcześnie chciałeś wyjść?
– Czułem po prostu, że w domu dzieje się coś niedobrego, nie przypuszczałem jednak, że sprawy przybrały aż tak zły obrót!
Dźwignęli Tulę z podłogi i zanieśli do najbliższego pokoju. Dziewczyna nie mogła znieść ich dotyku, całe jej ciało pokrywały rany. Vinga przyniosła trochę wody i przemyła skaleczenia.
– Całkiem pomieszało ci się w głowie, Tulo? – łajał ją Heike. – Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo są niebezpieczne? Czego tam szukałaś?
W odpowiedzi tylko żałośnie załkała.
Kiedy Vinga na chwilę zostawiła ich samych, Heike zapytał cicho:
– W jaki sposób udało ci się stamtąd wydostać? Ludzie ginęli tam na górze, czyś o tym nie wiedziała? Po złych pomocnikach Snivela nie pozostało ani śladu. Nikt żywy nie wyrwał się ze szponów szarego ludku, ze strychu, który jest ich królestwem. Ktoś musiał ci pomóc. Kto to taki?
Nie zdołała wydusić z siebie słowa, nadal jeszcze była zbyt wstrząśnięta tym, co się wydarzyło.
Heike jednak nie miał zamiaru ustąpić.
– Wiem, że nie była to Villemo ani Dominik, oni nie mają żadnej władzy nad szarym ludkiem. Kto to był, Tulo?
– Demony – odparła szeptem, zgnębiona.
Heike oniemiał, a potem rzekł tylko:
– Musisz opuścić Grastensholm już jutro. Miałem zamiar napisać do twoich rodziców, by wyszli ci na spotkanie, ale w takiej sytuacji nie mam odwagi zwlekać. Musisz natychmiast stąd wyjechać. Groziło ci śmiertelne niebezpieczeństwo, ale gorsza jest jeszcze ta historia z demonami. Dlaczego, na miłość boską, właśnie one ci pomogły? Tulo! Mów!
– Nie wiem.
Potrząsnął nią.
– Odpowiadaj!
Na szczęście wróciła Vinga i to ją uratowało.
– Kochana Tulo, co przyszło ci do głowy, by tam iść? – zapytała bardzo jeszcze młodzieńcza czterdziestolatka.
Tula jak zwykle uciekła się do kłamstwa:
– Wiem, że… tam jest coś… coś ważnego dla…
Bardzo trudno jej było mówić przez łzy, ale Heike i Vinga mieli dość cierpliwości.
– …dla Ludzi Lodu. I chciałam… sprawdzić… czy może mnie uda się to… odnaleźć.
Szlochała żałośnie.
– To czyste szaleństwo! – stwierdził Heike, zaraz jednak obudziła się jego podejrzliwość. – Czy jesteś pewna, że taki właśnie był powód? Należysz do dotkniętych, Tulo, i jako taka na razie wykazałaś zadziwiająco małe zainteresowanie tajemnym skarbem Ludzi Lodu. To nie jest naturalne, wiem to z własnego doświadczenia.
I wtedy Tula wybuchła niczym podpalona beczka z prochem. Usiadła na łóżku, jej słowom towarzyszyły uderzenia pięści o nocny stolik.
– Tak! Tak! To prawda! Szukałam skarbu! On należy do mnie! Jest mój! Mój! Bo ty go wcale nie używasz, pozwalasz, by tylko leżał i gnił!
I wtedy Heake uśmiechnął się szerokim, pełnym wyrozumiałości uśmiechem.
– Nareszcie jesteś szczera! Poznaję to opętańcze wprost pragnienie posiadania skarbu. Nareszcie rozumiem przyczyny twojej wyprawy na strych. Byłem wobec ciebie niesprawiedliwy, Tulo. Jesteś bardzo dzielna. Byłaś posłuszną i dobrą uczennicą, choć przez cały czas musiałaś walczyć ze swym złym dziedzictwem. Przyniosę kilka rzeczy ze skarbu, potraktuj je jak zaliczkę. Naprawdę na nie zasłużyłaś. Czy tak będzie lepiej?
– Tak, dziękuj! – pisnęła, całkowicie zbita z tropu życzliwością, która, jej zdaniem, wcale jej się nie należała.
Uścisnęli ją serdecznie, najpierw Heike, a potem Vinga.