Brama jest jeszcze daleko. Ciarki strachu przebiegły jej wzdłuż kręgosłupa. Eskil odwrócił się, by pomachać rodzicom, ale ona nie była w stanie. Za skarby świata nie chciała się odwrócić.
Jeszcze tylko kilka kroków. Nie wolno popędzać konia. Mogło się zdarzyć, że demony widziały jej wyjazd, ale nie rozumiały, że wyjeżdża na zawsze. Boże, cóż za poplątane myśli chodzą jej po głowie!
Brama… Nareszcie znaleźli się poza terenem dworu. Czy już była uratowana?
Nie mogła tego wiedzieć na pewno.
Eskil także był podenerwowany, ale z innych powodów. Tula dowiedziała się o tym znacznie później.
Ponieważ podróżowała konno, musiała, oczywiście, zostawić swą walizkę na Grastensholm. Koń jednak był porządnie objuczony, zmieściły się wszystkie jej rzeczy. Walizkę Gunilla otrzymać miała z powrotem przy następnym spotkaniu rodu.
Wyjechali na równinę. Eskil z zapałem rozprawiał o czekającej ich podróży, ale Tula odpowiadała mu niechętnie, półsłówkami. Czuła, że od ukrywanego strachu ma zdrętwiałą twarz, sztywne całe ciało.
Odnosiła wrażenie, że wloką się w ślimaczym wprost tempie.
Dotarli na wzgórze, z którego rozpościerał się ostatni widok na parafię Grastensholm. Eskil przystanął i odwrócił się. Tula jednak nie była w stanie pójść w jego ślady. Napiszę list, pomyślała gnębiona wyrzutami sumienia. Serdeczny list z podziękowaniem za cały ten czas i życzliwość, jaka mnie tu spotkała.
Eskil pewnie się dziwi…?
Zaśmiała się.
– Nigdy nie umiałam rozstawać się z żadnym miejscem odpowiednio dostojnie. Nie potrafię oglądać się za siebie bez sentymentalizmu.
– Ty? Myślałem, że jesteś twarda jak skała – stwierdził, popędzając konia.
– Bo tak też i jest. Jestem bardzo różna.
I nie mijała się z prawdą. Była tak złożona, jakby tkwiło w niej co najmniej dwadzieścia istot.
– Dlaczego uważasz, że jestem twarda? – zapytała zdziwiona.
Eskil wzruszył ramionami.
– Nigdy nie okazujesz swoich uczuć. Nie wiadomo, co naprawdę myślisz.
Do diaska! Ten urwipołeć jest trochę za bystry. Tula zdumiała się, jak mało właściwie go zna.
Po pewnym czasie znaleźli się w miejscu, gdzie dawniej rósł las, przez który jechała niegdyś Sol, opuszczając Grastensholm, zachłyśnięta nowo uzyskaną wolnością. Teraz, niestety, po wielkim lesie pozostały jedynie porozrzucane tu i ówdzie pojedyncze grupki drzew. Dookoła wyrosły nowe domy. To Christiania występowała z brzegów. Wkrótce miasto pochłonie i Grastensholm, pomyślała Tula ze smutkiem.
Bardzo tego nie chciała. Grastensholm to jakby pomnik całego rodu Ludzi Lodu, jego ostoja i symbol.
Ale kto zdoła powstrzymać miasto? Kto zatrzyma tak zwaną cywilizację?
Kiedy przejeżdżali przez zabudowania, Tula zorientowała się, jak była chroniona na Grastensholm. Teraz, gdy patrzyła na bezgraniczne wprost ubóstwo w Norwegii, z każdą chwilą rosło jej przerażenie.
Naturalnie wiedziała, że dla kraju nastały ciężkie czasy. Było niespokojnie, Norwegia usiłowała odzyskać równowagę po zamianie unii z Danią na unię ze Szwecją. Następca tronu, Karl Johan, właściwy regent, podejrzliwie odnosił się do Norwegów, wszędzie rozsyłał swoich szpiegów, pragnąc wybadać nastrój w narodzie i zyskać sobie popleczników. Podatek srebra był dla wszystkich niezwykle uciążliwy, wiele osób zostało zmuszonych do oddania państwu dziedzicznego srebra, co nie poprawiało atmosfery.
Ubodzy bardzo cierpieli. Jak zawsze, gdy w kraju rozpętała się burza, na nich odbijało się. to najdotkliwiej.
W powietrzu unosił się nastrój buntu.
Tula słyszała, rzecz jasna, jak Heike i Vinga wzdychają nad ciężkimi czasami, ale polityka nigdy jej nie interesowała. Kiedy teraz o tym myślała, uświadomiła sobie, że na Grastensholm nie widziała zbyt wiele sreber. Także i Ludzie Lodu musieli mieć swój wkład w rozwój kraju. A może Szwecja, ojczyzna Karla XIV Johana, czerpała dochody z podatków w Norwegii? Aż tak źle chyba nie było?
Tula wiedziała, że Karlowi Johanowi trudno było przyjąć norweską konstytucję. Uważał, że parlament, Storting, otrzymał zbyt wielką władzę. Król to król, i on powinien decydować o swym kraju!
Jakże wielu żebraków mijali po drodze. Tak być nie powinno, pomyślała Tula wzburzona.
Zaczynała rozumieć, jak samolubne i egocentryczne wiodła życie. Ale co właściwie mogła zrobić? Musiała skupić się na swym małym świecie, nic więcej uczynić nie była w stanie.
– Dzisiaj i ty wydajesz się jakiś nieswój – zwróciła się nieco zaczepnie do Eskila.
Odniosła wrażenie, że jej słowa przyniosły mu wyraźną ulgę. Jak gdyby dręczyły go jakieś myśli i nareszcie mógł je z siebie wyrzucić.
– To prawda, jestem zdenerwowany – przyznał.
– Tulo, mam złe plany!
Eskil mówiący o czymś złym, co miało związek z nim samym – to coś zupełnie nowego.
– No, to wstydź się! – odparła, kryjąc śmiech.
– Tak, Tulo. Mam zamiar towarzyszyć ci tylko do Christianii.
Rzeczywiście wprawił ją w zdumienie. Popatrzyła pytająco, jednocześnie zachęcając go, by mówił dalej.
Eskil zebrał się na odwagę, wciągnął głęboki oddech i nie wypuszczając go mówił:
– Stanąłem przed swoją szansą. Zabrałem ze sobą całe oszczędności i mam zamiar pojechać do Eldafjord.
Wypuścił powietrze z płuc.
– Dlatego nie chciałem jechać powozem. To utrudniłoby wyprawę.
– Ach, tak! – powiedziała Tula po chwili milczenia. – A sprawa, którą powinieneś załatwić dla ojca? W Goteborgu?
– Ty mnie zastąpisz. I tak będziesz tamtędy jechać.
– No, mniej więcej. Miałeś tam zajrzeć w powrotnej drodze, najpierw odprowadziwszy mnie. Ale jakoś sobie z tym poradzę. Bo Eldafjord nie leży chyba w Szwecji? Nazwa przynajmniej nie brzmi ze szwedzka.
– Oczywiście, że nie. Muszę jechać na północny zachód.
Kolejna chwila milczenia. Tula myślała intensywnie.
– A jak myślisz, jak ja dam sobie radę? Siedemnastoletnia dziewczyna, sama w podróży przez wiele dni?
– Na pewno sobie poradzisz – mruknął cierpko.
Tula zadała sobie pytanie, ile właściwie o niej wiedział, nigdy przecież nie rozmawiali poważnie, bezustannie się ze sobą droczyli, bawili słowami jak dzieci, żartowali i udawali.
Bez odrobiny powagi.
– Jaki ty właściwie jesteś, Eskilu? – zapytała. – Przez tyle miesięcy mieszkaliśmy pod jednym dachem, a ja cię nie znam.
– I ja cię nie znam, Tulo. Pozostajesz dla mnie wielką zagadką.
– Dlaczego nigdy ze mną nie porozmawiałeś? Prawdziwie, szczerze?
– Może się bałem. Nie mamy jakby ze sobą nic wspólnego. Jest w tobie coś, co mnie przeraża.
Pokiwała głową.
– Jesteś bardziej bystry, niż mi się wydawało. I całkiem inny, niż się spodziewałam.
Nagle ogarnął go zapał.
– Tulo, musisz mnie zrozumieć. Jestem synem dwu bardzo silnych osobowości z rodu Ludzi Lodu. Z dzieci ludzi o tak silnych charakterach zwykle nic nie wyrasta, staczają się, karleją. Spójrz na syna Villemo i Dominika, Tengela Młodego. Kim on był?
– Nikim.
– A Tarald, syn Daga i Liv?
– Także nikim, chyba najsłabszym ogniwem w całym rodzie Ludzi Lodu. Syn Niklasa i Irmelin, Alv, był z pewnością dobrym człowiekiem, ale i on nie dał powodu do zachwytu.
– Ani też syn Ulvhedina i Elisy, Jon. To dobrzy, szarzy ludzie, ale na ich koncie nie ma żadnych chwalebnych czynów.
– Masz rację. I teraz ty się boisz, że pozostaniesz nikim? Zerem?
– Właśnie. Dlatego muszę jechać do Eldafjord.
– Cóż takiego tak cię tam kusi?
– Tego nie mogę wyjawić.