Выбрать главу

Pod wieczór dotarła do pierwszej gospody, w której miała nocować sama. Tu właśnie spędziła noc wraz z Heikem i Vingą w drodze na Grastensholm.

Niestety, od razu zaczęły się kłopoty. Nikt nie wątpił w jej płeć. Była bardzo młodym i bardzo pięknym chłopcem, który podróżuje samotnie. Ale jeśli Tula sądziła, że dostanie osobny pokój, to wkrótce odebrano jej te złudzenia. Wszystkie małe izdebki były już zajęte, jeśli więc młody pan chce tu nocować, to musi dzielić pokój z trzema innymi mężczyznami…

W przypływie paniki Tula gorączkowo rozważała, co robić. Jechać dalej? Nie, do miejsca następnego noclegu było daleko. Spać w lesie? Właśnie zaczęło mżyć.

Musiała wypić piwo, którego po części sama sobie nawarzyła. Położyła się spać wcześniej, uprzedzając innych, i kiedy mężczyźni przyszli do izby, udawała, że dawno już zasnęła.

Jakimż językiem mówili! Te niewybredne, grubiańskie komentarze na temat dziewek służących! Trudno się było doszukać subtelnych niedomówień, dotyczących zarówno części ciała, jak też ludzkich potrzeb, tu wszystko zostało nazwane po imieniu.

Zwinięta w kłębek pod pierzyną czerwieniła się raz po raz.

Nareszcie zachrapali. Tula, obawiając się, że nie obudzi się pierwsza, myślała, że nigdy nie uda jej się zasnąć. A i zasnąć się bała.

Jednakże poprzedniej nocy też niewiele spała, więc ku swemu zdumieniu, gdy obudziła się o świcie, zrozumiała, że musiała spać bardzo głęboko.

Która mogła być godzina? Nie miała zielonego pojęcia, ale ostrożnie wysunęła się z łóżka i ubrała. Nie trwało to długo, bo położyła się niemal w pełnym rynsztunku.

Mgliście przypominała sobie, że chyba coś jej się śniło, ale niewiele potrafiła wygrzebać z pamięci. Wielkie, groźne istoty unoszące się w powietrzu, szukały czegoś nic nie widzącymi oczami. Czyżby jej?

Nie, to tylko przepojona strachem świadomość wywołała majaki. Musi wreszcie nauczyć się mocniej trzymać ziemi.

Kiedy zeszła na dół, zorientowała się, że jest bardzo wcześnie. Wszędzie panowała cisza, jadalni jeszcze nie posprzątano po wczorajszej wieczerzy, przez okna wpadał ledwie chłodny poblask, w połowie należący do odchodzącej nocy.

Nic to, pomyślała Tula. Zarobię wiele godzin, jeśli natychmiast wyruszę w drogę.

Zapłaciła z góry już wczoraj, także za śniadanie, uznała więc, że może uszczknąć parę plasterków szynki i trochę chleba z kuchennego stołu. Poszła do stajni, nakarmiła i napoiła konia przed całym dniem jazdy, i wyruszyła. Kiedy wyjeżdżała, szarość świtu oznajmiała, że naprawdę już dnieje, choć gospoda jeszcze się nie obudziła.

Dostała swoją pierwszą nauczkę: podróżowanie w chłopięcym przebraniu dawało dużo większe bezpieczeństwo, ale w zamian pozbawiało pewnych szczególnych uprawnień.

Tego dnia Tula pokonała szmat drogi. Traktowała swą podróż niemal jak pochód triumfalny i bezgranicznie wprost się radowała. Małe dziewczynki na jej widok przystawały na skraju drogi, kłaniały się nisko, z podziwem zerkając na podróżującego konno młodzieńca. Młode panny i starsze niewiasty posyłały jej wymowne spojrzenia i zaczepne, wręcz wyzywające propozycje, a ona odpowiadała takim samym frywolnym tonem. Strzegła się jednak przed tym, by nie ulec prowokacyjnym zaproszeniom i nie zsiąść z konia na chwilę pogawędki.

Nigdy nie przypuszczała, że kobiety mogą być tak bezwstydne! Nareszcie się o tym przekonała!

Zdarzało się, że od czasu do czasu ktoś się do niej przyłączał, i bawiło ją, jak łatwo dają się oszukać mężczyźni. Chłopi, wędrowni rzemieślnicy, służący… Wszyscy brali ją za młodego chłopaka, który być może potrzebował ich ochrony przed rozbójnikami. Niektórzy sądzili, że nie ma więcej niż trzynaście lat. Czuła się wtedy dotknięta do żywego, ale tłumaczyła sobie, że to prawdopodobnie z powodu jej jasnego, wysokiego głosu.

Nauczyła się rozwiązywać kłopoty z miejscem do spania w przydrożnych zajazdach i nie musiała nocować w dużych męskich salach. Raz tylko, gdy przyszło jej dzielić pokój z szaleńczo przystojnym młodzieńcem, miała wrażenie, że wstąpił w nią zły duch, i pomyślała sobie: a dlaczego nie? Dobrze by jej teraz zrobił krótki, pikantny romans. W jej żyłach płynęła przecież gorąca krew, charakterystyczna dla dotkniętych kobiet z rodu Ludzi Lodu.

Młodzieniec jednak przez cały wieczór opowiadał farmazony o ukochanej pani swego serca, z którą miał się spotkać następnego dnia, i Tula stwierdziła po namyśle, że nie jest wart zamieszania, jakie niechybnie by powstało, gdyby zdradziła, kim jest naprawdę.

W innym zajeździe gruba karczmarka, która przez cały wieczór słała jej pełne obietnic spojrzenia, w środku nocy napadła ją w łóżku. Przytłoczyła dziewczynę swoim ciężarem, obsypała zaślinionymi pocałunkami, szepcząc gorąco „mój słodki chłopczyku”. Obleśna zalotnica gwałtem usiłowała wedrzeć się pod kołdrę, ale ponieważ sama na niej leżała, sprawiało jej to spore trudności.

Zapach przetrawionego piwa unosił się wokół niczym kłęby pary.

Tuli pozostawało tylko jedno. Uderzyła w krzyk. Przed zaspanymi gośćmi, którzy się zewsząd zbiegli, udała, że we śnie dręczył ją koszmar. Karczmarka musiała pospiesznie się wycofać, a Tula, ogromnie wzburzona, opuściła zajazd mimo bardzo późnej pory.

Nie zdradziła jednak swej tajemnicy.

Chociaż nie chciała się do tego przyznać nawet przed samą sobą, znów zaczęła po trosze zabawiać się czarodziejskimi sztuczkami. Było to takie kuszące, podróżowała przecież sama, a od tak dawna nie mogła wypróbować swych talentów. Niezwykłe zdolności wykorzystała po raz pierwszy, gdy ujrzała owcę, która jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności utknęła w dziurze w płocie. Tula pospiesznie odmówiła kilka drobnych zaklęć i owca była wolna. Poświęciła też trochę czasu na opatrzenie ran zwierzęcia. Towarzyszyło jej przy tym sporo obserwatorów z najbliższej wioski i dziewczyna usłyszała wiele pochlebnych słów o szlachetności, niezwykłej dla młodego chłopca.

Ze złością przeklęła wtedy pod nosem. Za często zdarzało jej się zapominać, że ma wyobrażać chłopca. Pewnego pięknego dnia zdradzi się przez zwykłe roztargnienie. Niestety, była tego pewna.

Innym razem odmówiła kilka zaklęć nad hałaśliwą gromadą mężczyzn, zbyt długo okupujących miejsce w jadalni kolejnej gospody. Mężczyznom nagle zaczęło się bardzo spieszyć, nie starczyło im nawet czasu, by zapłacić za posiłek. Rozwścieczony karczmarz wypadł za nimi na dziedziniec, żądając należności, groził przy tym nawet lensmanem. Tula w głębi ducha chichotała bezgłośnie, ale miejsce przy stole nareszcie było wolne, dla niej i dla innych oczekujących już długo podróżnych.

Na pogodę jednak nic nie mogła poradzić. Niebo stale było zachmurzone, pojedyncze promyki słońca, które zdarzało się oglądać, mogła policzyć na palcach jednej ręki. Szczęśliwie nie dręczyła jej uporczywa mżawka, deszcz zwykle padał krótko i nie dawał się we znaki.

Oczywiście dokładnie zbadała zawartość skórzanego woreczka, który przy odjeździe wręczył jej Heike. Zamierzała jednak oszczędzać specyfików, nie miało sensu marnowanie ich dla ludzi przypadkowo spotkanych w drodze.

Heike uprzedzał, że to czarodziejskie środki. „Korzystając z nich powinnaś wykazać nadzwyczajną ostrożność i używać bardzo rozsądnie”, upominał.

Jasne, że będzie rozsądna! Tula leciutko uśmiechała się do siebie, układając plany.

Ale do ich realizacji było jeszcze daleko.

Chcąc wypróbować swój talent na grupce mężczyzn i kobiet, która szła przed nią, szepnęła parę słów o żabach…

Zaraz też pięcioro ludzi zaczęło poruszać się dziwnymi skokami, złączywszy razem nogi! Tula zaśmiewała się do rozpuku, niemal zapominając o zdjęciu zaklęcia, umożliwiającego im powrót do normalnego, ludzkiego sposobu poruszania. Na szczęście przypomniała sobie o tym zanim ich minęła.