Napisała tak, by zapewnić sobie więcej swobody. Miała ochotę na dalszą przygodę z pociągającym Mickem, o ile oczywiście najpierw go wyszoruje. A może po drodze czeka ją jeszcze więcej interesujących przeżyć? Najlepiej zabezpieczyć się z góry, tak by rodzice nie musieli się denerwować.
Pocztylion przyjął list i obiecał, że zostanie dostarczony we właściwe miejsce.
Teraz jednak nie było już sensu podróżować dalej w chłopięcym przebraniu. Została przecież rozpoznana. Z powodu Mickego miała też ochotę ubrać się bardziej po kobiecemu, wyglądać naprawdę ładnie. Zbyt długo już podróżuje jako chłopak! Odczuwała potrzebę, by znów kogoś kokietować, przeżyć całą tę podniecającą grę, jaka toczy się między mężczyzną a kobietą, kiedy się poznają, kiedy wspólnie zbliżają się ku nieuniknionemu. Micke nada się do tego równie dobrze jak każdy inny, pod warunkiem że doprowadzi go do porządku. Dopnie swego, nawet jeśli będzie zmuszona własnoręcznie go szorować.
Tula, nie bez zdziwienia, zauważyła u siebie skłonność do przestrzegania elementarnych zasad higieny i kultury osobistej. To niewątpliwie wpływ, jaki miała na nią Vinga, piękna, elegancka Vinga. Tula czuła dla niej wielki podziw. Dlatego nie miała ochoty brudzie się w sensie dosłownym. Brudy moralne ani trochę jej nie zrażały, pod tym względem pozostała sobą.
Wkrótce znaleźli się w Goteborgu, wielkim mieście portowym.
– Goteborg! Już jesteśmy! – obwieścił Micke, wymachując rękami na powitanie miasta.
ROZDZIAŁ XII
Wkrótce okazało się, że Tula i Micke zupełnie inaczej pojmują sformułowanie „odpowiedni nocleg”.
– Zajazd? Mówisz jak niedorobiona – posłużył się swym wulgarnym językiem. – Myślisz, że jesteśmy krezusami?
Wprawił tym Tulę w zdumienie.
– Przecież ja mogę za nas zapłacić!
W oczach Mickego pojawił się nagły błysk. Tula początkowo nie zrozumiała jego znaczenia. Pojęła, gdy odpowiedział z napuszoną godnością:
– Nie sądzisz chyba, że pozwolę, by płaciła za mnie kobieta? Nigdy w życiu!
Tula w lot oceniła sytuację. O, tak, chętnie się na to zgodzisz. Twoje zasady moralne nie wydają się zbyt surowe.
– Nie, mam inną, o wiele tańszą propozycję – oznajmił. – Mój przyjaciel jest właścicielem domu, w którym zwykłem nocować. Możemy zamieszkać u niego.
– Ale on pewnie nie zechce…
– Nie musi nawet o tym wiedzieć. Mam własny domek u niego w podwórzu.
Tym zaimponował Tuli, z aprobatą skinęła głową.
– Ale pamiętaj, co ci powiedziałam.
– Dobrze, dobrze, umyję się, jaśnie pani księżniczko. – Zmienił ton na bardziej frywolny. – Wiesz, naprawdę moglibyśmy spędzić razem uroczy wieczór. Jest w tobie tyle tłumionego żaru, który czuje się z daleka.
Nie mijał się z prawdą. Tuli wydawało się, że nieugaszony płomień zwęgla jej ciało od środka. Gdyby nie ta przykra prawda, z pewnością narastająca niechęć powstrzymałaby ją przed spędzeniem nocy z Mickem. Niechęć ta tkwiła w niej już od dawna. Pojawiała się podczas tajemnych, mistycznych spotkań z demonami i dręczyła ją coraz silniej, choć z drugiej strony Tula bardzo potrzebowała spełnienia. Potem był epizod z Efraimem. Wtedy naprawdę wstydziła się siebie. A teraz znów czuła upokorzenie, że nie umie oprzeć się Mickemu i że do tego stopnia ją pociąga. Ale był przecież czarujący jak rzadko.
Zauważyła jednak, że Micke, co prawda dyskretnie, ale bez przerwy drapie się poniżej pasa. Bezwzględnie trzeba wsadzie go do balii!
Miotały nią sprzeczne uczucia, ale wstyd jakby przeważał, rósł i z wolna stawał się coraz większym ciężarem.
Było jeszcze dość wczesne popołudnie, kiedy Micke przeprowadził ją przez boczne ciasne zaułki i przywiódł na brudne podwórze, gdzie stosy odpadków wydzielały taki smród, że Tuli zrobiło się niedobrze. Micke przemykał się ukradkiem, Tula chciała zapytać, dlaczego nie idzie główną ulicą, ale on natychmiast ją uciszył. Kluczył wśród gmatwaniny domów i szop, w końcu daleko w głębi podwórza znalazł jakieś drzwi, przy których dość długo majstrował, aż wreszcie stanęły otworem. Z przesadnie układnym ukłonem zaprosił ją do środka.
Na litość boską, myślała Tula. Cóż to za dziura? Jakaś szopa przerobiona na tymczasowe mieszkanie. Wiązka słomy ciśnięta na podłogę – klepisko, służyła najwidoczniej za łóżko. Zewsząd bił zatęchły odór pleśni, zgniłej ziemi i innych paskudztw. Na drewnianej skrzynce, odwróconej do góry nogami, stały do połowy wypalone łojowe świece, wszędzie leżały puste baryłki po gorzałce. Na gwoździu wisiało kilka gnijących szmat.
Tula oniemiała.
– Tu możesz zmienić ubranie, przecież znów chciałaś być damą, prawda? – zachichotał. – Przebierz się, a ja w tym czasie szybko się wykąpię przy studni.
Zniknął, zanim zdążyła zaprotestować przeciwko tak strasznym warunkom.
O, nie, zdecydowała, rozglądając się dokoła. Tak nisko nawet ja nie mam zamiaru upaść.
Nagle uświadomiła sobie sens przed chwilą sformułowanej myśli. Nawet ja? Czyżby nareszcie wyznała przed samą sobą, że już się stoczyła?
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł jej dreszcz.
Z pewnością jednak nie znajdzie lepszego miejsca, w którym będzie mogła się przebrać. Nikt nie widział jej wchodzącej tu jako chłopca, nikt zatem nie zdziwi się, gdy wyjdzie jako dziewczyna.
A później po prostu zniknie.
Akurat zapinała stanik od sukienki, kiedy powrócił Micke. „Kąpiel” musiała być nadzwyczaj szybka, pewnie ochlapał się byle jak, jedną łapą jak kot. Ciekawe, czy chociaż zdążył zanurzyć w wodzie końce palców! A jednak włosy miał mokre, twarz przejaśniała, co z resztą ciała – tego nie mogła zobaczyć.
– Patrzcie no tylko! – wykrzyknął zachwycony. – Dobrze wiedziałem, że jesteś prawdziwym skarbem! Ale teraz musimy się spieszyć, by zdobyć coś do jedzenia, zanim rynek całkiem się wyludni. Zabierasz ze sobą wszystkie swoje rzeczy? Nie musisz przecież!
– Nie mogę ich tak zostawić, kiedy drzwi nie są zamknięte na klucz – uzasadniła wymijająco, bo nie miała najmniejszego zamiaru wracać do tej dziury. Już ona się postara znaleźć dla nich jakieś lepsze miejsce. Kiedy bowiem wyszli na światło dzienne, zmieniła swą decyzję, by uciec od Mickego jak najprędzej. Znów nią owładnęła bijąca od niego zmysłowa siła przyciągania, kiedy zobaczyła go czystego i takiego pięknego. Jej ciało potrzebowało go, pożądało, ot i wszystko.
Dotarli do pobliskiego małego ryneczku. Wyglądał bogato i kolorowo, choć słońce chyliło się już ku zachodowi i wielu kupców zdążyło zamknąć kramy.
Micke powiedział, że chciałby kupić trochę warzyw. Na co mu one w tej nędznej budzie, którą dla nich wybrał? Ale może posiadał ukryty kucharski talent?
Wypatrzył sobie kram, który wydał mu się odpowiedni, ale zdumiewające, doprawdy, z jaką starannością wybierał go spośród innych. Tuli wydawało się, że kramy niczym się nie różnią.
Chuderlawa wieśniaczka podnosiła się ze skrzynki, na której siedziała, ilekroć zbliżał się klient. Jej stragan to jedynie worek, rozłożony bezpośrednio na bruku. Leżały na nim warzywa i kubek, z którego piła, czarna sakiewka i węzełek z jedzeniem.
Micke wzrokiem wymagającego klienta obrzucił warzywa. Zważył w dłoni rzepę.
– Zapytaj, ile kosztuje ta kapusta, Tulo – powiedział nagle.
A ty sam nie możesz tego zrobić? pomyślała, zapytała jednak o cenę. Uzyskawszy odpowiedź, przekazała ją Mickemu, ale on już odchodził od straganu.
– Za drogo – rzucił przez ramię. – Chodź, idziemy dalej.
Tula przepraszająco, najładniej jak umiała, uśmiechnęła się do chłopki i pobiegła za nim.