Boras oznaczało dla Tuli zbędne nadłożenie drogi, ale ona o tym nie wiedziała. Poza tym może i dobrze, że wybrała tę trasę, gdyż nieprzyjazne piaski i wrzosowiska między Goteborgiem i Wexio ciągnęły się niewiarygodnie daleko. Całymi dniami można było jechać, nie napotykając zabudowań.
W Boras Tula postanowiła, że będzie kontynuować przyzwoite życie, które rozpoczęła u pacjentki Heikego w Goteborgu. Nie chciała zatrzymywać się w gospodzie, bowiem młodej dziewczynie z dobrej rodziny nie wypadało tego robić. Ryzyko, że znów napyta sobie biedy, było ogromne. Kiedy więc nieco zagubiona stała na rynku zalanym blaskiem zachodzącego słońca i podszedł do niej miły pastor, pytając, czy mógłby w czymś pomóc, rozmowa zakończyła się zaproszeniem do jego skromnego domostwa.
Tula uznała, że będzie to najlepsze, najprzyzwoitsze rozwiązanie i z wdzięcznością przyjęła propozycję.
Plebania nie była tak skromna, jak twierdził, aż lśniła od eleganckich sreber i najdelikatniejszej porcelany. Okazało się, że pastor zastępował jedynie właściwego gospodarza, który wyjechał do Sztokholmu na zjazd kościelny. Całe więc to bogactwo nie należało do pastora goszczącego Tulę, czego on sam, jak się wydawało, bardzo żałował.
Jego żony nigdzie nie było widać, leżała na piętrze i stamtąd nieustannie dochodził jej głos: „Teofilu! Kto to przyszedł? Teofilu! Przynieś mi okulary! Teofilu! Już pół nocy siedzisz nad książkami!”
– Moja małżonka choruje – wyjaśnił Tuli przy kolacji. – Nie znosi tego klimatu i tęskni za domem. Ma też problemy z żołądkiem.
Szczere ciężkie westchnienie, jakie wyrwało mu się z piersi, zdradziło, że ma serdecznie dosyć dyktatorki z góry.
– A więc nie schodzi na posiłki? – zapytała Tula.
– Od dwunastu lat nie wstaje z łóżka – odpowiedział. – Najpierw chciała mnie ukarać, bo nie spełniłem jej życzenia i nie przyjąłem pastoratu w Sztokholmie, lecz wyjechałem na wieś. Wtedy właśnie położyła się do łóżka. To trwało latami, aż wreszcie naprawdę nie mogła już wstać. Biedna Elfrida!
– No cóż, to chyba wygodne – cierpko zauważyła Tula. – Móc wysługiwać się innymi.
Wstrząśnięty pokręcił głową, aż zadrżał mu podwójny podbródek.
Miły pastor oprowadził Tulę po domu, który wcale nie był jego własnością. Dochodzące z góry nawoływania zastąpiło potężne chrapanie.
Pastor bezustannie gładził Tulę po głowie, ramionach i plecach, a raz nawet po pupie, ale dziewczyna uznała, po prostu obsunęła mu się ręka.
Myślała tak aż do chwili, dopóki nie znaleźli w bibliotece pośród wielkich starych ksiąg, dawnych wydań Biblii o pożółkłych ze starości kartach i innych dzieł kościelnych, które pastor zapragnął dokładnie jej pokazać. Niemal przylepił się do Tuli, prezentując i komentując poszczególne stronice. Równocześnie spoconą dłonią ściskał ją za ramiona, przyciągając do swego drżącego ciała.
Biedny stary, pomyślała Tula. Prawdopodobnie to babsko karze go także celibatem!
Nie planowała wcale uwieść pastora, on także pewnie nigdy by do tego nie dopuścił, ale starym zwyczajem bardzo była ciekawa, co z tego wyniknie i jak daleko pastor ma zamiar się posunąć.
Udawała więc, że nic się nie stało, i pochyliła się jeszcze głębiej, pytając naiwnie, co oznaczają te przedziwnie powykręcane litery.
Pastor sapnął leciutko, stanął niemal całkiem z tyłu za nią i objaśniał.
Jąkał się teraz coraz bardziej, bo przysunął się do niej jeszcze bliżej, i słyszała, jak mruczy pod nosem modlitwy, prosząc o pomoc niebios w chwili pokuszenia. Niebiosa jednak musiały akurat w tym momencie przymknąć na chwilę oczy albo przysnąć, bo Tula, która z wysiłkiem próbowała odcyfrować pismo w starych księgach, wyraźnie poczuła palce usiłujące ostrożnie podnieść jej spódnicę w taki sposób, by tego nie zauważyła.
– T-to jest ła-łacina, moje dro-drogie dziecko – wyjąkał, z trudem łapiąc oddech. – Pozwól mi pokazać…
Pochylił się, mocno przyciskając do jej pleców swoje ciało, i jasne stało się dla niej, że nadal zdolny jest do miłosnych uciech.
Ostrożne, wylęknione szamotanie się z jej ubraniem wprawiło Tulę w rozbawienie połączone z lekką irytacją. Pastor delikatnie, nieśmiało chwytał za materiał spódnicy, po czym nerwowym ruchem przyciągał dłoń do siebie, znów ostrożnie zaciskał palce i znów cofał rękę. Nie bądź takim tchórzem, człowieku, o mały włos nie parsknęła mu w twarz, ale cała sytuacja tak ją rozbawiła, że dała temu spokój.
Odstąpił nieco w tył, bo teraz przyszła kolej na podniesienie sutanny. Spódnica Tuli podciągnięta już była do pasa.
W powietrzu aż gęsto było od potu, żądzy, strachu i wyrzutów sumienia.
Tula nadal udawała, że niczego nie zauważa. Sylabizując czytała, całkowicie pochłonięta tą nadzwyczaj interesującą księgą.
Do licha, ale się szarpie, usiłując ściągnąć mi bieliznę, i w dodatku chce, żebym niczego nie poczuła!
Co on sobie wyobraża? Nawet słoń nie mógłby być bardziej niezdarny!
W tym czasie jego odsłonięta męskość otarła się o pośladki Tuli i ona sama też zaczęła odczuwać lekkie podniecenie. Niezbyt porywające, gdyż stary pastor nie był atrakcyjnym kochankiem. Ile mógł mieć lat? Pięćdziesiąt? Sześćdziesiąt?
Nareszcie bielizna już mu nie przeszkadzała. Ze zduszonym jękiem chwycił za oba jej pośladki i pchnął. Naturalnie nie wcelował jak należy i taki też chyba był jego zamiar, ale Tula nie mogła już dłużej udawać, że nic się nie stało, i odwróciła się z wyrazem ogromnego zdziwienia w anielskich oczach.
– Co się stało? – zapytała niewinnie.
– Ee, nic takiego, potknąłem się tylko i wpadłem na ciebie… i wylało mi się też trochę takiego… takiego płynu do czyszczenia, którego używam do zmywania atramentu, kiedy napiszę coś z błędem…
Mówiąc to, gorączkowo usiłował wytrzeć ją do sucha swą ogromną chustką do nosa. Jednym ruchem naciągnął jej majtki i opuścił spódnicę. Tula stała jak żywy znak zapytania, udając, że niczego, ale to niczego nie pojmuje.
– Drogie dziecko – wyjąkał. – Drogie dziecko, cóż za straszny upadek! Nie pojmuję, co za Szatan mógł… To znaczy, nie rozumiem, jak mogłem być taki niezgrabny. Ile masz lat, moja kochana?
– Czternaście – odparła Tula, świadoma, że kiedy chce może sprawiać wrażenie bardzo młodej.
– Czternaście? – powtórzył, łapiąc się za głowę z przerażeniem. Jęcząc kołysał się w przód i w tył. – Tylko czternaście lat! Moja droga, nie wiedziałem… O, słodkie dziecko, muszę natychmiast udać się do pokoju modlitwy. Pan okazał mi tym razem swoją łaskę, ale do czego mogło jeszcze dojść!
– No, to chyba jakiś wyjątkowo cenny płyn do czyszczenia! Tylko trochę się wylało i od razu taka strasznie wielka tragedia – wesoło zauważyła Tula. – Nie rozumiem jednak, dlaczego miałam opuszczone majtki?
– Ja… ja musiałem je ściągnąć, żeby cię wytrzeć, płyn przesiąkł przez ubranie.
– Ach, tak, teraz już wiem! Ale muszę przyznać, że dzisiejsza jazda mnie wykończyła. – Tula całkiem nieświadomie wyraziła się dwuznacznie i musiała stłumić śmiech. – Chętnie poszłabym się położyć.
– Oczywiście, moje dziecko! Ja pewnie nie zaznam w nocy snu, muszę odpokutować modlitwami…