Выбрать главу

Rozpierał go zapał, jakby po same uszy, z kretesem się w niej zakochał. Ta myśl niebywale podsycała żądzę Tuli. A może od dawna już wiódł surowe, żołnierskie życie, w ogóle pozbawiony towarzystwa kobiet?

W jadalni było jeszcze wiele innych dziewcząt. Usługujące przy stołach, kucharki i podkuchenne… Ale on, on pragnął właśnie jej, on, najdzielniejszy i najprzystojniejszy z nich wszystkich! Ich dusze należą do tego samego gatunku…

Tuli zaparło dech w piersiach, gdy jego dłonie dotknęły czułego punktu. Szepnął jej coś do ucha.

Były to pierwsze słowa, jakie do niej wypowiedział, a ona ich nie słyszała! Musiała zapytać:

– Co powiedziałeś?

– Ile za to chcesz? – powtórzył.

Tula zdrętwiała. A potem jęknęła przeciągle, z żalem.

Co ona takiego zrobiła? Jak się zaprezentowała?

I co on sobie pomyślał? Że ona jest…

Nie! Nie, to zbyt upokarzające, zbyt pogardliwe, nie mogła tego znieść! Wiedziała, że sama jest sobie winna, ale gniew swój skierowała przeciw niemu.

Z lodowatym opanowaniem uwolniła się z jego objęć, tak spokojnie i zdecydowanie, że nawet nie przyszło mu do głowy, by ją powstrzymać. Głosem czystym jak kryształ odmówiła nad jego głową zaklęcie, życząc mu utraty autorytetu i władzy nad żołnierzami, sprowadzając upokorzenie, gorzkie upodlenie za to, co jej zrobił.

– Widziałam w tobie człowieka, którego można polubić i pokochać – rzekła powoli. – Sądziłam, że odwzajemniasz moje uczucia, inaczej nigdy nie pozwoliłabym się dotknąć. Zwiodłeś mnie umizgami, które źle zrozumiałam. Uwodziłeś czternastolatkę, mój panie, i możesz jedynie dziękować opatrzności, że nie zdążyłeś spełnić swych niecnych zamiarów.

– Czternaście lat? – Mężczyzna szeroko rozdziawił usta.

– Czternaście. I jestem córką generała.

Wybacz mi, kochany tato sierżancie, bardzo szybko awansowałeś!

– Generała?!

Był tak wstrząśnięty, że potrafił jedynie powtarzać to, co powiedziała Tula,

– Proponuję zabrać ręce!

Usłuchał jej automatycznie. Spódnica Tuli opadła na miejsce. Cofnął się o krok.

– Co… ty szeptałaś? Na samym początku? Coś o władzy, którą utracę.

– Pewnego dnia tak się stanie. Żegnaj, mój panie.

– Eee… poczekaj! Twój ojciec generał… Bardzo proszę… nie wspominaj…

– Zastanowię się nad tym. Zakładam, że czeka mnie spokojna noc? Twoi ludzie…

– Zajmę się nimi. Zechciej przyjąć moje najbardziej uniżone przeprosiny… proszę…

Mój Boże, jakiż był żałosny! Tula zniknęła w swoim pokoju i starannie przekręciła w drzwiach klucz.

Siedziała na łóżku, nie była w stanie się położyć. Najchętniej pojechałaby dalej, sama, w środku nocy, ale koń musiał wypocząć.

Ach, do kogo mogła się zwrócić ze swym smutkiem? Do nikogo! Nie było istoty, która pomogłaby dotkniętej córce Ludzi Lodu, rozdartej na dwoje.

ROZDZIAŁ XIII

O świcie Tula siedziała już na koniu i ukryta między drzewami nie spuszczała wzroku z zajazdu. W jej oczach żarzył się niebezpieczny płomień, który wystraszyłby nawet Heikego. To rozgorzała nienawiść i żądza zemsty.

Przede wszystkim jednak z oczu biła uraza. Można to nazwać próżnością albo urażoną dumą, pomyślała, i zdaję sobie sprawę, że wiele w tym było mojej winy. On jednak o tym nie wie. Zaskoczył mnie w korytarzu, nie dał możliwości obrony. I, doprawdy, nie musi się dowiedzieć, że już wcześniej zarzuciłam na niego sieci.

Ale nie chciałam dostać go w taki sposób!

Nie tak po prostacku i upokarzająco!

Gniew wywołany bezsilnością znów chwycił ją za gardło.

Nikt do tej pory nie zachował się tak w stosunku do Tuli Backe!

Taki postępek nikomu nie może ujść na sucho.

Z gospody zaczęli wychodzić żołnierze, pojedynczo, to znów po dwóch.

I nagle na schodach pojawił się on, znienawidzony arogant!

No, teraz zobaczymy, pomyślała Tula. Tej nocy wypróbowała zupełnie nowe zaklęcie.

– Baczność!

Żołnierze odwrócili głowy, spoglądając na wrzeszczącego podoficera, i zaraz spokojnie powrócili do rozmów.

To działa! pomyślała Tula w uniesieniu. Moje zaklęcia naprawdę poskutkowały!

Zaczął wrzeszczeć, aż twarz zrobiła mu się całkiem sina.

– Baczność, powiedziałem!

Żołnierze zaśmiali się szyderczo.

W tym momencie na dziedzińcu pojawił się oficer. Wiatr poniósł jego słowa aż do Tuli.

– Co tu się dzieje?

– Ci nędzni rekruci odmawiają wykonania moich rozkazów. To niesłychane, to…

Nowo przybyły krzyknął:

– Baczność!

Natychmiast żołnierze znieruchomieli na swoich miejscach.

Kiedy jednak wybranek Tuli zawołał: „w lewo zwrot”, żaden z nich się nie poruszył.

Oficer surowym tonem zapytał, co ma oznaczać to łamanie wojskowej dyscypliny.

Tula uświadomiła sobie nagle, że żołnierze mogą ponieść dotkliwą a niezasłużoną karę na skutek jej porachunków z podoficerem. Ze wzrokiem utkwionym w oficera mamrotała długą, niezrozumiałą wiązankę słów, jakby zaklęcie.

Jeden z mężczyzn odpowiedział swemu zwierzchnikowi:

– Poruczniku, dowiedzieliśmy się, że…

Reszta zdania uleciała z wiatrem, do Tuli dotarły jedynie urywane słowa: „rozpustne… proponuję… zdegradowany…”

Porucznik zwrócił pociemniałą z gniewu twarz ku podoficerowi.

Wtedy Tula ruszyła w dalszą drogę. Na ustach igrał jej zły, wręcz budzący przerażenie uśmieszek satysfakcji.

Była już blisko domu, a pozostało jej jeszcze wiele dni przeznaczonych na podróż. Uprzedziła przecież w liście rodziców, że przybędzie znacznie później.

Bardzo jej to odpowiadało. Ostatnie wydarzenia do tego stopnia wytrąciły ją z równowagi, że nie miała dość sił, by spojrzeć w oczy matce i ojcu. Jeszcze nie, na razie jeszcze nie.

Poza tym musiała najpierw kogoś odwiedzić. Tego, kto w jej przekonaniu był spokojną, cichą przystanią, przed kim nie musiała niczego udawać, mogła być prawdziwą Tulą Backe.

Jeśli w ogóle prawdziwa Tula jeszcze istniała, bo sama nie wiedziała już, kim jest.

Ostatnie spotkanie, to z zalotnym podoficerem, zupełnie zmąciło jej wiarę w siebie. Nie dlatego wcale, że tak niegodziwie wobec niej postąpił, z tą sprawą już się uporała. Przyczyną największych udręk było jej własne zachowanie. Jak mogła ulec pokusie, by ukarać go tak dotkliwie, tak okrutnie? Czy rzeczywiście na to zasłużył?

Wówczas jednak jej myślami rządziły jedynie nienawiść i pragnienie zemsty.

Tego popołudnia do Wexio przybyła całkiem załamana Tula. Sklepów jeszcze nie pozamykano; wjechała w znajomą uliczkę, zeskoczyła na ziemię i uwiązała konia.

Maleńki sklepik…

Oczy rozszerzyły jej się ze zdumienia, gdy ujrzała witrynę. Była schludna, bez odrobiny kurzu, ładnie udekorowana czterema instrumentami.

Czyżby ktoś inny przejął interes?

Weszła do środka, kiedy drzwi zawadziły o sznurek, na którym zawieszony był dzwonek, rozległ się delikatny, czysty dźwięk.

Jak tu ładnie! Prawdziwy, fachowo urządzony sklep! Wszystko leżało na swoim miejscu, poukładane w równe rządki na półkach wprost niewiarygodnie starannie.

Usłyszała odgłos toczących się po podłodze kółek.

Z dalszych pomieszczeń nadjechał na wózku Tomas i zatrzymał się w drzwiach.

– Tulo – szepnął, a radość rozpromieniła jego twarz. – Moi przyjaciele mówili mi, że nigdy nie wrócisz. „Nie buduj zamków na lodzie, Tomasie, nie wyrządzaj krzywdy samemu sobie”. Ale ja wiedziałem, że ty przyjdziesz, wierzyłem w to, co wspólnie przeżyliśmy… Ale tak długo cię nie było.