Выбрать главу

– To prawda. Ale noszę w sobie ogień, którego nie da się ugasić. Dotknięte kobiety z Ludzi Lodu często bywają właśnie takie. A ja należę do najgorszych pod tym względem.

– Uważam, że nie możesz tak mówić. Nigdy przecież…

– Tak, ale pragnęłam tego, bardzo. Moje potrzeby były takie silne, takie gwałtowne, że… Nie, nie mogę ci o tym powiedzieć!

– Myślisz, że ja za tym nie tęskniłem? Że nie załamywałem się i nie płakałem gorzko nad moimi żądzami?

Tula na chwilę zapomniała o sobie i usiadła wyprostowana.

– A więc ty możesz…? Ta znaczy, że nie jesteś… całkiem sparaliżowany?

– Nie – odparł, czując, że rumieniec oblewa mu twarz. – Choć przez wiele lat tego pragnąłem. Aż do…

Rozpromieniła się.

– Aż do chwili, kiedy mnie spotkałeś?

Pokiwał głową, uśmiechając się z zawstydzeniem.

– Och, Tomasie! – westchnęła z głębi serca. – A więc mogę opowiedzieć ci o demonach!

Usłyszał więc całą tę zadziwiającą historię. Raz wtrącił, że były to na pewno postacie z jak najbardziej naturalnych erotycznych snów, ale Tula szybko wyprowadziła go z błędu, opowiadając o ostatnich dramatycznych zajściach na strychu Grastensholm. Nadal jeszcze mogła zademonstrować szramy, ślad ataku szarego ludku. Z jego szponów uratowały ją właśnie cztery demony i od tej prawdy nie dało się uciec.

Była to ostatnia rzecz, jaką Tula miała do powiedzenia. Uznała, ze zbędne będzie dręczenie Tomasa opowieścią o pożądaniu, jakie wzbudził w niej Micke, a potem podoficer. Ponieważ pożądanie miało tak niewiele wspólnego z miłością czy z głębszymi uczuciami w ogóle, nie chciała sprawiać Tomasowi jeszcze większej przykrości. Raz już zresztą mu o nich wspomniała – powiedziała, że chcieli się z nią kochać, a ona odpowiedziała im na to zbyt brutalnie.

Teraz znów przylgnęła mocno do jego ramienia.

– Tomasie, to takie niezwykłe! Muszę wyznać, że bardzo często w mężczyznach, których spotykałam, upatrywałam partnerów do nocnych igraszek. Zawsze jednak odwracałam się od nich. Ale teraz… Teraz erotyka znaczy dla mnie tak mało. Bo miłość to przecież o wiele, wiele więcej! Tak, chyba ty mi to mówiłeś kiedyś, już dawno temu – powiedziała ze śmiechem. – Dawno? Upłynął przecież tylko rok, a mnie wydaje się, jakby całe życie!

Tomas nic nie powiedział. Nie wiedział, jak powinien zareagować na jej zwierzenia. Ale drgnął, słysząc jej następne słowa:

– Wiesz – Tula nie przestawała się uśmiechać. – W tej godzinie szczerości najlepiej będzie, jak wyznam ci jeszcze coś. Czy uwierzysz, że kiedy odwiedziłam cię po raz drugi, miałam wobec ciebie bardzo niecne zamiary?

– Jakież to?

– Zamierzałam cię uwieść! Chciałam sprawdzić, czy jesteś w stanie się kochać. Pragnęłam zrobić coś dla ciebie, pomóc ci w twej erotycznej samotności. Poczuć się szlachetnie. Oczywiście oszukiwałam samą siebie, prawda była inna, zwyczajnie miałam na ciebie ochotę, ale nie chciałam się do tego przyznać. I stało się zupełnie odwrotnie, to ty byłeś miłosierny, a ja nieszczęśliwa. Całkiem zapomniałam o swoich zamysłach. Na szczęście! Co byś sobie o mnie pomyślał?

Tomas śmiał się szczerze i radośnie.

– Tak wiele bym pewnie nie myślał, raczej bym działał.

I Tula wybuchnęła śmiechem.

– Mimo wszystko cieszę się, że nic się wtedy nie wydarzyło. Nie miałabym na co się cieszyć.

– Niech mnie Bóg strzeże. Tak szybko kończysz swoje romanse?

– Dobrze wiesz, że wcale nie o to mi chodziło – powiedziała, tuląc się do niego. – Powodowała mną ciekawość, by dowiedzieć się, jak to jest. Bo tamto było po prostu wstrętne, odrażające.

Zadrżała na samo wspomnienie.

– Myślę, że to może być piękne – rzekł Tomas.

– Ja też, jeśli ludzie naprawdę się kochają.

Tula jednak nie była wcale taka pewna, jak by się mogło wydawać. Nagle użaliła się drżącym głosem:

– Nie, Tomasie, to nieprawda. Podejrzewam, że ja nie jestem zdolna do głębszych uczuć. Boję się, że jestem jak Sol, ona nie mogła pokochać żadnego ziemskiego mężczyzny, tylko Szatana.

– Ale ty nie masz chyba nic wspólnego z Szatanem?

– Nie.

Ale za to z demonami, dodała w myśli Tula. Czy tylko one mogą mnie zaspokoić? I jak naprawdę będzie z miłością? Czy umiem kochać?

Ach, tak bardzo lubię Tomasa! Jego życzliwość, jego sympatyczna twarz z niebieskimi oczami o ciemnych rzęsach, wyraziste usta, otoczone zmarszczkami goryczy… Smutek, ból, bijący z każdej linii twarzy… Włosy, układające się w loki, które okalają twarz… A dłonie? To chyba to, co ma najładniejszego… Silne, z mocnym rysunkiem mięśni i ścięgien, a zarazem takie delikatne… Szerokie barki, duże, twarde mięśnie ramion, którymi mnie obejmuje… Poczucie bezpieczeństwa, jakie mi daje…

Ale jak jest z jego nogami?

Nogi!

– Ach, Tomasie, zapomniałam o najważniejszym!

– Masz jeszcze coś do wyznania?

– Nie, przechodzimy do milszych spraw. Heike dał mi trochę leków…

Nie dodała, że pochodzą one z owianego grozą tajemnicy skarbu Ludzi Lodu, ani też że miała zamiar użyć ich do czarów.

– Leki? – zdziwił się Tomas, marszcząc przy tym czoło. – Ja przecież nie jestem chory?

– Nie, ale…

Oj, to dopiero będzie trudne!

– Heike powiedział, że to, być może, wzmocni twoje… nogi.

Odwrócił głowę ruchem świadczącym o irytacji.

– Z nimi nie da się już nic zrobić.

Chyba zbyt brutalnie dotknęła jego najczulszego punktu.

– Nie zechciałbyś opowiedzieć mi o swoich nogach?

– Nie, nie ma o czym opowiadać – parł wciąż gniewnym tonem.

– A więc to tak – powiedziała Tula ze złowróżbnym spokojem. – Wyciągasz ze mnie prawdę o wszystkich moich słabościach, ale swoje chcesz zatrzymać dla siebie!

Tomas brał długi, głęboki oddech. Przez dłuższą chwilę siedział w milczeniu, potem znów westchnął.

– Nikt nie oglądał ich od czasu, gdy byłem jeszcze dzieckiem. Nikt poza Heikem. Ja… nie mogłem…

– No cóż – rzekła Tula lakonicznie. – A więc wydawało ci się, że ja i ty będziemy razem przez całe życie. Ale twoje nogi, one nie istnieją?

– Gdybyś poczekała, aż skończę, usłyszałabyś coś jeszcze.

– Przepraszam. Mów dalej.

– Miałem właśnie zamiar powiedzieć, że bez względu na to, jak bardzo się tego wstydzę, będę musiał ci je kiedyś pokazać. Im prędzej się ta stanie, tym lepiej. Ale nie łudź się, że kiedykolwiek uda ci się je na powrót ożywić, bo to niemożliwe.

– Co się właściwie stało? Czy taki się urodziłeś?

– Nie, to była choroba. Miałem wtedy jakieś dziesięć lat. Długo nie opuszczałem łóżka, paraliż dotknął znaczną część ciała. Później ustąpił, tylko nogi… One pozostały martwe.

– Rozumiem.

Tula postanowiła działać. Raźno zapytała:

– Maże je obejrzymy?

Tomas zaśmiał się zażenowany.

– Powinnaś mi dać więcej czasu na przygotowania. A jeśli nie umyłem nóg?

– O ile dobrze cię znam, to unikasz patrzenia na nie. Najpewniej też nie są zbyt czyste.

– Masz rację. Ale czy możesz się odwrócić, bym mógł ci je pokazać w bardziej przyzwoity sposób?

Wstała.

– Zajrzę w tym czasie do konia. Zawołaj mnie, jak będziesz gotowy.

Ale się ze mnie zrobiło cnotliwe dziewczę, pomyślała z ironicznym uśmiechem. To wpływ Tomasa, on swoją postawą wprost zmusza do bardziej przyzwoitego zachowania. Niech Bóg go błogosławi, pomyślała z czułością. Zaakceptował ją! Jakie to wspaniałe uczucie, móc wylać z siebie całe zło, wszystkie troski i zmartwienia, mieć przyjaciela, który zrozumie i wybaczy!