Zawołała do niego zza drzwi:
– Nie powiedziałeś nic, co myślisz o tym, że jestem czarownicą?
Wesoły śmiech, jaki rozległ się ze środka, dodał jej otuchy.
– Uważam, że umiejętność czarowania pod pewnymi względami może okazać się niezwykle pożyteczna!
Buzia Tuli rozjaśniła się, ogarnęło ją niewypowiedziane uczucie szczęścia.
– Dzięki ci, Tomasie, za te słowa – zawołała cicho.
– Teraz wszystko stanie się jasne – odparł. – Weźmiemy byka za rogi, jestem przygotowany na najgorsze. I tak nigdy nie wierzyłem w możliwość wiecznego szczęścia z tobą. Ten dzień był najpiękniejszym dniem w moim życiu. Musi mi wystarczyć.
– Ale z ciebie pesymista – zaśmiała się.
Kiedy jednak stanęła w jego sypialni, spoglądając na nieodwracalnie martwe nogi, serce ścisnęło jej się z bólu. Czego się spodziewała? Że czarami przywróci mu zdrowie?
Tu nie pomógłby nawet najmocniejszy czarodziejski środek na świecie.
Jego biedne nogi były jak zwiędłe, wysuszone i skurczone. Nigdy nie będzie mógł na nich stanąć, a tym bardziej chodzić.
Tula uklękła i delikatnie ich dotknęła. Potem podciągnęła się do góry, przytuliła do niego, objęła. Nie odzywali się do siebie ani słowem, leżeli tylko, czule pieszcząc się nawzajem, zrozpaczeni, ale pełni miłości.
– Nie odchodzisz? – szepnął w końcu, kiedy mrok spowił już cały pokój, mrok taki, jak może zapaść wczesnym latem.
– Nie. Mam zamiar zostać tu na noc. Jeśli mnie zechcesz…
– Czy istnieje coś, czego bardziej bym pragnął? Ale czy to na pewno mądre z twojej strony? Twoja bliskość już na mnie podziałała. A cała noc…
– Znasz moją tęsknotę. Dziewicą także już nie jestem, nie wyrządzisz mi więc żadnej krzywdy. Wprost przeciwnie.
– Czuję, że drżysz. Prawie tak, jak ja – szepnął.
– A więc weź mnie – odszepnęła. – Tak długo czekałam, aby to się wreszcie stało. Z tobą. Napotykałam niezliczone pokusy. Ale ciągnęło mnie tutaj, do ciebie. Ku miłości i wzajemnej czułości. Tomasie, ja… – Ożywiła się, mówiła z większym zapałem. – Tomasie, mimo wszystko jednak wydaje mi się, że jestem zdolna do większego oddania. Nie chcę jedynie zaspokoić pożądania. Może jednak nie jestem wcale taka jak Sol?
Zaczął ją całować, długo, delikatnie pieszcząc przy tym jej ciało jak ktoś, kto znalazł skarb, o którego istnieniu nie śmiał nawet marzyć. Tula nie myślała już o tym, by powstrzymać swą żądzę, ciało poddało się miękkim ruchom jego ręki, aż wreszcie oboje dotarli tam, gdzie od tak dawna pragnęli się znaleźć. I Tula znalazła w końcu owo ludzkie ciepło, którego tak długo szukała.
Biedna Sol, pomyślała Tula, muskając ustami policzek Tomasa. Biedna Sol!
ROZDZIAŁ XIV
Tula została u Tomasa pięć dni. Poznała jego przyjaciół muzyków, pomagała w sklepie. Wychodzili razem na rynek albo po prostu się przejść, a właściwie przejechać, bo Tomas nie radził sobie bez wózka.
Potem wyruszyła do domu, do Bergunda. Mogła zostać z Tomasem dłużej, ale tyle miała do opowiadania i tyle planów. Bardzo chciała też nareszcie zobaczyć rodziców, dowiedzieć się, jak się miewają.
Kiedy ujrzeli córkę, ich radość nie miała granic, nie spodziewali się jej jeszcze przez parę dni. Okrzykom podziwu nie było końca! jaka silna i zdrowa, i taka dorosła! Gdzie jest Eskil, jak minęła podróż, ojciec chciał wyjechać na spotkanie, ale nie wiedział, którędy…
Po udzieleniu wyczerpujących odpowiedzi na wszystkie pytania (Eskil towarzyszył jej kawałek za Goteborg, ale w drodze tak się przeziębił, że stwierdził, iż najlepiej będzie, jak zawróci) Tula oznajmiła im najważniejszą nowinę:
– Mamo i ojcze, chcę wyjść za mąż.
Wiadomość rzeczywiście nimi wstrząsnęła. Za kogo?
Tula wyjaśniła wszystko po kolei i zakończyła:
– Uznaliśmy, że najlepiej będzie, jak przyjadę i sama najpierw z wami porozmawiam zamiast znienacka prezentować przyszłego zięcia. I co wy na to?
Naturalnie odnieśli się do jej projektów z rezerwą. Ona była wszak taka jeszcze młoda, on – inwalida… Czy wytrzyma? Czy przeżyje z nim szczęśliwie całe życie?
W końcu oczywiście ustąpili, chcieli tylko najpierw z nim porozmawiać.
Poczciwy Erland stwierdził władczo:
– Najlepiej chyba będzie, jak on przeprowadzi się tu do nas, Tulo. Zajmiemy się nim jak najtroskliwiej. Wiesz dobrze, że nie należymy do takich, którzy odepchnęliby nieszczęśliwego człowieka.
– Dziękuję, drogi ojcze, ale przypuszczam, że Tomas bardzo dumny jest z tego, że umie radzić sobie sam. Warsztat, w którym wytwarza instrumenty, jest sensem jego życia, Ale przez jakiś czas, jeśli się zgodzicie, moglibyśmy chyba tu zamieszkać?
Gunilla otarła oczy brzegiem fartucha i uściskała córkę.
– Jeśli on jest równie dobry i miły jak mój Er1and, nie miej żadnych wątpliwości, czy postępujesz dobrze, moje dziecko. Wiem, że masz serce na właściwym miejscu i nigdy nie byłaby zdolna go zranić. My z Ludzi Lodu trzymamy się naszych wybranych i z każdym rokiem uczymy się kochać ich coraz bardziej.
– Myślę, że to prawda – przyznała Tula.
– Wiesz, że twój ojciec nie został obdarzony szczególnym rozumem, choć wcale z tego powodu nie cierpi, ale jest mi droższy nad własne życie.
Tula popatrzyła na swego ojca, który już poszedł zaprzęgać konia do wozu. Wybierał się na spotkanie z przyszłym zięciem. Tula uśmiechnęła się czule.
– Nikt nie ma lepszego ojca! Nie zgadzasz się ze mną, mamo?
– Tego by jeszcze brakowało! – zawołała Gunilla i pobiegła założyć niedzielną suknię.
Następnego dnia Tula odwiedziła dziadka Arva.
– Nasza dziewczynka wróciła! – wykrzyknął Arv. – Witaj, witaj w domu! Tak bardzo za tobą tęskniliśmy!
Tula była szczerze wzruszona tak serdecznym przywitaniem z ludźmi, którym naprawdę leżało na sercu jej dobro! Tak mocno była z nimi związana, była jedną z nich.
– Słyszeliśmy, że masz zamiar wyjść za mąż. Tak, tak, nie dziw się, plotka szybko się roznosi. Wiemy także, że Gunilla i Erland są wprost zauroczeni twoim przyjacielem. To wspaniale, mała Tulo, ale czy nie jesteś za młoda?
Ciekawe, ile razy już wysłuchała tych słów? Babcia Siri także z nimi wystąpiła.
– Potrzebuję kogoś, kto mocno przytrzymałby mnie za kołnierz – roześmiała się Tula.
Dziadek zerknął na nią dziwnie, z ukosa, po czym odwrócił wzrok.
Po kawie z ciastkami dziadek i Tula zastali sami w saloniku. Dziewczyna rozglądała się dokoła i przypomniała sobie, jak to kiedyś zabrała srebrną monetę z szuflady w komodzie…
Brrr! Obiecała sobie, że nie będzie już do tego wracać.
Dziadek siedział z poważną miną.
– Kochana Tulo – zwrócił się do niej, kładąc ręce na jej ramionach. – Heike nauczył cię sztuki leczenia, prawda?
– Tak. Był ze mnie zadowolony. Mam zamiar zająć się pielęgniarstwem. Po cichu, rzecz jasna, nie chcę rzucać wyzwania lekarzom.
Arv kiwnął głową, jakby nieobecny duchem.
– Długo zatrzymał cię w Norwegii.
Tula zaczęła tracić rezon:
– T-tak.
Z piersi dziadka wyrwało się głębokie westchnienie.
– Możesz być ze mną szczera, Tulo. Nikomu nie powiem. Heike miał swoje powody, by tak długo cię zatrzymać, prawda? I nauczyć służyć dobru?
Oczy dziadka były takie smutne i tak niewiarygodnie dobre, że Tula poczuła, jak płacz rozsadza jej pierś.
– A więc wiesz, dziadku? – szepnęła.
– Wiele nocy spędziłem bez snu, ze strachem myśląc o tobie. Było tak od dawna. Chyba wywnioskowałem to z zachowania Heikego. Kiedy tu był, jego oczy cały czas śledziły cię czujnie, choć ze zdziwieniem. Ciarki przebiegały mi po krzyżu, bo jestem starym człowiekiem z rodu Ludzi Lodu, Tulo.