Выбрать главу

Towarzystwo rozeszło się. Pan Fernér podszedł do mnie i poprosił o chwilę rozmowy.

Ruszyłam za nim do gabinetu, lecz uprzedził nas generał. Chciał porozmawiać ze mną pierwszy. Ani ja, ani pan Fernér nie ośmieliliśmy się zaprotestować.

Wymieniłam nerwowe spojrzenia z Marcusem i poszłam za jego ojcem. Nie miałam okazji, by zamienić z Marcusem choć parę słów. W jego wzroku wyczułam niepokój.

Miał ku temu powody. Dobrze znał ojca!

W gabinecie generał Dalin spojrzał na mnie ostro spod krzaczastych brwi.

– Znam takie jak ty – zaczął z pogardą. – Kobiety pozbawione zasad moralnych. Dobrze wiem, o co ci chodzi. Owinęłaś sobie mego syna wokół palca, tak że zapomniał o obowiązkach wobec ojczyzny i tej miłej, oddanej kobiety, którą mu wybrałem. Stanowi dobrą partię, pochodzi z dobrej rodziny i ma spory majątek. Twój plan spalił jednak na panewce. Mój syn nie ożeni się z byle kim! Masz… To powinno uleczyć twoje wygórowane ambicje!

Rzucił na stół skórzany mieszek.

– Co to jest? – Podniosłam woreczek i usłyszawszy brzęk monet, odrzuciłam go jak oparzona. – Chce pan zapłacić, bym trzymała się z dala od Marcusa? – powiedziałam lodowatym tonem. – Co za podłość! Jak pan może być taki wstrętny, taki odrażający!

Zraniona duma kazała mi zapomnieć o pozycji społecznej tego człowieka.

– Uważam poza tym, że syn pański sam potrafi podjąć właściwą decyzję – ciągnęłam. – Pragnie pan uczynić z niego tchórzliwego fajtłapę, który z pokorą zgina kark? Jeśli Flora rzeczywiście jest tak wspaniałą kobietą, to proszę pojąć ją za żonę! Złamała życie drugiemu z pańskich synów i się tym puszy. Chce pan, by złamała teraz życie Marcusowi? Zresztą proszę się nie obawiać, zostawię pańskiego syna w spokoju. Nie chciałabym mieć pana za teścia!

Cisnęłam mu woreczek z pieniędzmi na kolana i wypadłam z pokoju. Zalana łzami pobiegłam w kierunku wyjścia, odtrąciwszy rękę Marcusa, który usiłował mnie zatrzymać. Dogonił mnie dopiero przy bramie i siłą zmusił, bym weszła z powrotem do domu. Generał zmierzał właśnie schodami do swego pokoju. Miał marsową minę i w dłoni ściskał woreczek z pieniędzmi.

– Uspokój się, Annabello – pocieszał mnie Lehbeck. – Domyślam się, że generał postąpił z tobą mało dyplomatycznie. Nie odchodź jednak, zrób to dla Marcusa, on ciebie potrzebuje.

– Doprawdy? – Głos Flory zabrzmiał jak trzaśniecie bicza. Weszła niepostrzeżenie do pokoju.

Marietta spojrzała na nią z nienawiścią.

– Nie jesteś tu mile widziana – rzuciła cierpko. – Wyjdź!

Flora wyszła. Byłam pewna, że zatrzyma się za drzwiami i będzie podsłuchiwać.

– Marcus – wyszeptałam żałośnie – zachowałam się niewybaczalnie głupio wobec twego ojca. Wszystko zniszczyłam.

– Annabello, kochanie… – Marcus próbował mnie uspokoić. – To nie twoja wina, to ojciec zachował się nieodpowiednio. Proponował ci pieniądze?

Skinęłam tylko głową i przełknęłam łzy.

– Ja… rzuciłam mu pieniądze na kolana. I nagadałam tyle głupstw… Nie wiem, co we mnie wstąpiło.

W pokoju pojawił się pan Fernér.

– Kiedy się uspokoisz, Annabello – powiedział do mnie, obrzucając pozostałe osoby spojrzeniem – przyjdź do gabinetu. Pamiętaj, że mam z tobą do pomówienia.

– Tak… – znów zaczęłam płakać. – Tak mi przykro… Narobiłam tyle zamieszania, i to przy tak dostojnych gościach!

– O tym porozmawiamy później.

– Idź, Annabello – rzekł Marcus, ocierając mi łzy chusteczką. – Zaczekam na ciebie na zewnątrz.

Ruszyłam za Fernérem do jego gabinetu.

W pomieszczeniu panowała całkowita cisza. Za oknem przechadzali się strażnicy miejscy, w dole ulicy widać było sylwetki żołnierzy.

Usiadłam i opuściłam głowę. Nigdy dotąd nie czułam się tak bezradna. Generał nigdy mi nie wybaczy, teraz mogłam być pewna, że Marcus nie będzie mój. Musiałby zerwać z ojcem, a tego przecież nie mogłam od niego wymagać. Zerwanie nie byłoby zresztą takie proste, skoro obaj byli oficerami. Pożałowałam przez chwilę, że Marcus nie jest cywilem.

Jeszcze jednej rzeczy byłam pewna – tego, że Marcus nie ożeni się z Florą. Zbyt mocno jej nienawidził.

Podniosłam głowę, kiedy wszedł Fernér. Pod pachą trzymał plik papierów.

– A więc, Annabello – zaczął usiadłszy – zapomnijmy o tym nieprzyjemnym incydencie. Co innego zaprząta mi umysł i potrzebuję twojej pomocy…

Miałam dość własnych problemów, tak że z trudem skupiłam uwagę.

– Chodzi o… Lite, moją żonę – wyjąkał. – Ona bardzo cię ceni, tak samo zresztą jak Mariettę i Marcusa, ale tamci należą do innego świata. Ty jesteś prostolinijna, miła i taktowna, twój dom jest tutaj, w Ystad.

Taktowna? Zwymyślanie generała trudno uznać za objaw taktu!

Wyszeptałam słowa podziękowania.

Pan Fernér mówił dalej:

– Otóż… – wyraźnie skrępowany z trudem dobierał słowa – panna Flora zachowała się niegrzecznie wobec Lity. Naopowiadała jej mnóstwo kłamstw.

– Nie dziwi mnie to wcale – przerwałam mu. – Twierdzi zapewne, że ją coś z panem łączy?

Pan Fernér spojrzał na mnie z przestrachem. Ja też przeraziłam się własnej szczerości.

– Tak – westchnął. – Nawet gorzej. Twierdzi, że jestem w niej zakochany do szaleństwa i obgaduję przy niej własną żonę. Że chciałem z nią uciec, lecz ona powstrzymała mnie przez wzgląd na Lite.

– Cała Flora! – rzuciłam szorstko. – Mnie też prawiła podłości o Marcusie. A on przecież jej nie znosi!

Pan Fernér westchnął.

– Jak mam przekonać Lite? – Pokręcił głową. – Wiesz, Annabello, jak bliski byłem, by ulec pokusie, lecz dzięki wam ustrzegłem się błędu. Między nami do niczego nie doszło! Kocham Lite, tylko ją, i nie chcę jej stracić. Mogłabyś z nią porozmawiać? Przemówić jej do rozsądku?

Zawahałam się. To nie moja sprawa… Ratować małżeństwo…

– Spróbuję – powiedziałam.

Fernér odetchnął z ulgą. Raptem przypomniał sobie o papierach, które trzymał w dłoni.

– Masz, Annabello – dodał – to dla ciebie. Przepisy mojej matki na potrawy z mięsa. Ona świetnie gotowała. Chcę, byś je zatrzymała.

– Ależ… Ja nie mogę…

– Bądź tak dobra! Wiele dla nas zrobiłaś.

Wzięłam zapisane odręcznym pismem arkusiki i przejrzałam je. Przepisy były wspaniałe.

– Dziękuję – zmieszałam się. – Nie powinien pan…

– Nie ma o czym mówić – przerwał mi. – Teraz są twoje.

Podziękowałam raz jeszcze. Rozległ się dzwonek wzywający na posiłek. Kiedy wyszłam, wszyscy czekali zgromadzeni przed jadalnią.

Marcus podszedł do mnie, wziął za rękę i obrzucił pytającym spojrzeniem. Nie mogłam mu wyjawić tematu mojej rozmowy z Fernérem, musiał powstrzymać ciekawość.

Poszukałam wzrokiem Lity Fernér, ale nigdzie nie było jej widać.

Do Fernéra zbliżyła się gospodyni. W ręce trzymała jakąś kartkę.

– Panna Flora zgubiła to, kiedy przed chwilą udawała się do swego pokoju – powiedziała. – Czy zechce pan jej to oddać?

Ci, co stali najbliżej, nie byli w stanie ukryć zdziwienia. Kartka wykonana była z takiego samego papieru jak ta, którą wręczono mi na ulicy. Ta ze słowem „Aldebaran”!

Pułkownik odebrał Fernérowi kartkę, rozłożył ją i zaczął głośno czytać, nie ukrywając podniecenia:

Mój gołąbku pocztowy!

Niedziela, ta sama pora, to samo miejsce, to samo przebranie. Inny posłaniec. Tym razem Ty masz odebrać wiadomość! Jeśli spiszesz się dobrze, nie minie Cię nagroda, tak jak ostatnio. Moja żona jest wciąż nieosiągalna! Twój C.