– Coś powiedział?
– Nic, ale udaremniono mu połknięcie karteczki z prostym szyfrem telefonicznym. Jest to szyfr, którym, jak niedawno ustaliliśmy – melduje Piątka – posługuje się Tajna Organizacja Terrorystyczna: Grupa Zero.
– Czy ustalono już personalia tego człowieka?
– Komputery tradycyjnie zawiodły, ale starzy pracownicy nie. Nasz gagatek od lat niesłusznie uważany był za zmarłego. Wyjątkowo niebezpieczny typ. Jeden z przywódców rebelii sprzed ćwierć wieku na pancerniku „Chluba Meranii" – Albin Ketes.
O dwunastej dziesięć Regent zjadł drugie śniadanie składające się z chudego boczku, oliwek, kawioru, dwóch rolmopsów i bitej śmietany. Najjaśniejszy pan miał bowiem gust dziwny i niewybredny. Potem podpisał kilkanaście odmownych decyzji w sprawie ułaskawienia, zajrzał w dekolt nowej stenotypistce i strzeliwszy setkę centaurówki. wyszedł do ściśle wyselekcjonowanej grupy dziennikarzy.
Miał przygotowanych kilka komunałów na temat sprawczej roli młodości i perspektyw życiowych młodzieży w Amirandzie. Na koniec na oczach wszystkich uzdrowił epileptyka, wyprostował garbuskę i ożywił utopione przed pięciu godzinami dziecko. Potem odpowiedział na złożone parę dni wcześniej na piśmie pytania.
– Podobno szerzy się u was terroryzm? – zapytał korespondent z Rurytanii.
– W minimalnym stopniu, w gruncie rzeczy istnieją małe grupki bez znaczenia, jako że pozbawione są jakiegokolwiek społecznego poparcia. Ponieważ jednak często insynuuje się nam nadmierną represyjność i brak liberalizmu, pragnę zapytać się szanownych redaktorów, czyż istnienie odosobnionego wprawdzie, sporadycznego terroryzmu nie jest dowodem naszej otwartości i postępowości? No, ale czas na mnie…
Windą zjechał na kondygnację szybkich połączeń.
– Co komputer wylosował? – zapytał swego sekretarza.
– Maszyna numer dwa – odparł ów.
– Pilot?
– Najlepszy. Dwadzieścia lat nienagannej służby. Trójka dzieci w elitarnych zamkniętych zakładach wychowawczych, czyli w naszych rękach, żadnych złych skłonności, latał z Waszą Miłością wiele razy.
– No, to startujemy. Mam nadzieję, że tym razem wybiorą Mulatkę.
– Upodobania Najjaśniejszego Pana sterują suwerennymi myślami jury.
Na trzech dziedzińcach trzy śmigłowce zapuszczały silniki.
W białej Wieży Sprawiedliwości kilku wysokich funkcjonariuszy pochyla się nad czymś, co było nie tak dawno Albinem Ketesem. – Czemu nic nie mówi? – zżyma się Piątka. Zaraz zacznie, skopolin zadziała za dwie minuty – mówi funkcjonariuszka w kitlu.
– A jeśli trenował zaciski podświadomości? – niepokoi się Nadliktor, który po pożegnaniu Regenta przybiegł do pokoju przesłuchań.
– Wzmocnimy dawkę.
Siódemka rzuca okiem na ścienny zegar: 12.41. Już od jedenastu minut stalowy ptak Regenta znajduje się w powietrzu.
– Dlaczego kolega działa w takim pośpiechu? – Siódemka zwraca się do Piątki. – To straszny twardziel, ale podczas jednej ze wstępnych obróbek wyrwało mu się: „Nie męczcie się, chłopaki, za parę godzin i tak będzie po herbacie…”
– Po herbacie? – marszczy się Nadliktor. – Co to ma znaczyć? Teraz się dowiemy.
Początkowo z ust Ketesa dobywa się bełkot, potem można zacząć wyławiać pierwsze słowa przerywane chichotem.
– Przegraliście, już po was, krwiopijcy, koniec z Roderykiem…
Ogromne napięcie maluje się na twarzach zgromadzonych oficjeli.
– Może powinienem zawiadomić Regenta? – mówi jakby do siebie Generał.
– Po co? – odzywa się nagle całkiem przytomnie Ketes. – To już trup.
– Co powiedziałeś?
Jeszcze parę słów i do zgromadzonych speców od bezpieczeństwa dociera budząca grozę informacja, że w śmigłowcu, który akurat minął ostatnie przedmieścia Regentowa, znajduje się bomba.
– Blefujesz! – mówi Siódemka. – Nie ma możliwości podłożenia takiego ładunku w wewnętrznej strefie.
Oczy Ketesa odszukują na ścianie zegar. Jest 12.45. Rozbite usta układają się w grymas zbliżony do uśmiechu. Chwila ciszy, potem mimo grubych murów aż tu dolatuje odgłos detonacji. Rozlega się wycie syren.
– To od strony Ośmiokątnego Dziedzińca. Tam startował… – szepce Piątka.
Po chwili wbiega funkcjonariusz i melduje o potężnej detonacji, w pawilonie pretorianów. Bombę najprawdopodobniej podłożono gdzieś w rejonie czytelni… Może w którejś z kabin?
Wszyscy ponownie zbliżają się do Ketesa. Już wierzą, że mówi prawdę.
– Gdzie jest umieszczona ta bomba?! – woła Nadliktor.
Chichot.
– To ładuneczek malutki w porównaniu z tym od pawilonu, ale skuteczny. Jego detonacja podetnie przypory wirnika. Maszyna spadnie jak kamień.
– Dajcie mi szybko łączność z kabiną, niech obniżą lot.
– Tak, koniecznie niech obniżą – powtarza Albin i Nadliktor zastyga w pół kroku. – Bomba jest ciśnieniowa – tłumaczy więzień – uruchomiła się zaraz po starcie, a teraz wybuchnie, kiedy maszyna znajdzie się poniżej siedmiuset metrów nad poziomem morza.
– Dobrze, że to wiemy – mówi Siódemka. – Moim zdaniem, Wasza Ekscelencja mógłby dyskretnie zawiadomić pilota, aby nie obniżał lotu. My wyślemy inny helikopter. Zrobi się między nimi most i uratuje Najjaśniejszego Pana.
– Nie zdążycie – charczę Ketes – drugi zapalnik jest czasowy. Zdetonuje dwadzieścia pięć minut po starcie.
Wszyscy obecni spoglądają na zegarki.
W samym środku Parku Narodowego znajduje się olbrzymia, wielometrowa buła wapienna, zwana przez prosty lud Zakutą Pałą. Porośnięta karłowatą roślinnością, przypomina ogromną, ustawioną na sztorc buławę. Krążą o niej najrozmaitsze legendy. Była też miejscem obrzędów sięgających czasów pogańskich związanych z inicjacją młodych mężczyzn podczas Misteriów im. Onana. Są to jednak przeżytki dawno zwalczone. Obecnie dookoła rozciąga się ścisły rezerwat, ostoja zwierzyny, której spokój zakłócają jedynie regenckie polowania. Swego czasu, kiedy dokonywano pomiarów triangulacyjnych, skała otrzymała oficjalną nazwę kartograficzną – 711.
Nie trzeba wielkiej przenikliwości, aby na ten punkt jedynego wzniesienia o tej wysokości w okolicy skierować helikopter.
Początkowo cały manewr zamierzano utrzymać przed władcą w tajemnicy. Roderyk jednak rychło zauważył zmianę w twarzy pilota, nerwowość jego ruchów.
– Czy coś się stało? Co się dzieje? – powtórzył.
Stuknął w pancerną szybę rozdzielającą kabinę, a nie słysząc odpowiedzi zażądał od sekretarza połączenia z Centralą.
Nadliktor przeniósł się do bunkra operacyjnego. Rozdzielił zadania swym zastępcom. Siódemce zlecił dalsze przesłuchiwanie Ketesa, zażądał też pilnego uruchomienia Grupy Zero, a zwłaszcza Tundera, celem poszukania autorów spisku.
– Od północy mam kłopot z odnalezieniem Tundera, nie zgłosił się do punktu łącznikowego – odpowiada zmarkotniały oficer.
– Musicie złapać kontakt! – powtarza szef i uważa sprawę za załatwioną.
Teraz podstawowym problemem pozostaje pytanie – zdążą, nie zdążą?
– Jeśli Ketes powiedział prawdę, od wylądowania na skale 711 do wybuchu powinni mieć minutę – mówi Doradca. – To wystarczy, aby wyskoczyć i skryć się w załomie. Powinno się udać, wierzchołek Zakutej Pały ma kilkadziesiąt metrów kwadratowych pełnych załomków i rozpadlin…
– Oby miał pan rację!