Usunięcie Regenta? Nie, to byłoby zbyt ryzykowne, zwłaszcza że następca miał już swoich własnych sekretarzy, łaziebnych, koniuszych. Próba wyperswadowania pomysłu rodem z Baśni Tysiąca i Jednej Nocy - problematyczna. Regent należał do ludzi upartych jak muł i zacietrzewiających się jak mułła.
– Mógłbym zaproponować pewien chwyt psychologiczny – zaczął najwyraźniej przygotowany na tę okoliczność Sekretarz.
Regent Raul siedział zasępiony w swoim bujanym fotelu i patrzył na grube krople deszczu ściekające po kryształowej szybie. Rozmyślał. Może wspominał dzieciństwo sielskie, kiedy jako młodszy syn kierowany był raczej na drogę duchowną i dopiero po epidemii czarnej śmierci nieoczekiwanie ostał się infantem, a może zastanawiał się nad kaprysami meteorologii. Z pokolenia na pokolenie klimat w Amirandzie stawał się coraz chłodniejszy, bardziej kontynentalny. Wiatry wiały przeważnie od strony bezmiarów lessyjskich, tak jakby chciały oderwać Amirandę od jej tradycyjnego kręgu kulturowego i wepchnąć w inny. A może dochodził do wniosku, że na dokonanie niezwykłych, historycznych czynów zostaje mu coraz mniej czasu. Na razie deszcz krzyżował jego plany. Zdecydował się wszak na ryzyko z anonimowym spacerem, ale nie na zmokniecie.
– Nie wiem, czy Najjaśniejszego Pana to zainteresuje – powiedział w pewnym momencie Sekretarz – ale mam ciekawy raport naszego kontrwywiadu.
– No – Raul nie raczył odwrócić głowy.
– Kurierowi Erbańskiemu skonfiskowano przesyłkę, którą wiózł w darze następcy tronu Axarii. Kwartę płynu o nazwie Antymałmazja.
– Ile procent? – ożywił się Regent.
– Zbadaliśmy. To bezalkoholowy płyn magiczny. Ciecz owa pozwala ludziom, wyłącznie jednak krwi królewskiej, stawać się nie widzialnymi na dowolny okres… Mniej więcej pięćdziesiąt gramów starcza na dzień.
– Ciekawe. I co zrobiliście z tą kwaterką?
– Mam go w mej sekreterze, Najjaśniejszy Panie.
Płyn miał konsystencję miodu i kolor pistacji, a po posmakowaniu z lekka drażnił podniebienie aromatycznym kwaskiem.
– Spróbuj! – rozkazał Raul tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Proszę bardzo, choć na me chamskie ciało to nie może podziałać – zgodził się Sekretarz i pociągnął tęgi łyk.
Regent odczekał kwadrans, a ponieważ jego doradca nie padł, nie zsiniał ani nie dostał drgawek, sam spróbował eliksiru.
– Dobra ta Antymałmazja i mówisz, bezprocentowa?
Przez moment poczuł gwałtowne wewnętrzne ciepło, które po paru sekundach ustąpiło miejsca chłodowi. W koronowanej głowie zakręciło się, a zaraz potem ciałem owładnęła nadzwyczajna lekkość. Monarcha począł pląsać po komnacie, jak gdyby nic nie ważył…
– Gdzie jesteś, Najjaśniejszy Panie? – zakrzyknął nagle Sekretarz.
Regent jeszcze nie wierzył, klasnął na straże. Prawie natychmiast pojawił się rosły halabardnik.
– Dalibóg, sam kaftan chodzi po komnacie, czary, czary, a gdzie Najjaśniejszy Pan?! – zawołał funkcjonariusz. Raul już prawie wierzył. Rozebrał się do naga i polecił wezwać swą ulubioną nałożnicę. Kiedy weszła, zawołał do niej. Dziewczyna krążyła po sypialniach,
a ponieważ nie mogła odnaleźć władcy, rozpłakała się. Pewnych problemów dostarczało lustro. To odbijało niewidzialnego w pełnej krasie monarszej golizny.
– To tylko subiektywne wrażenie – tłumaczył Sekretarz. – Najjaśniejszy Pan wie, gdzie stoi i jak wygląda, więc się widzi oczyma wyobraźni, choć obiektywnie go nie widać. Ale to ustąpi. Zresztą już teraz… czy to jest widzenie ostre?
– Masz rację, a z każdą chwilą jakby bardziej rozmazane…
Nudystyczne eskapady Regenta na miasto, rozszerzone następnie na okoliczne wsie i przysiółki, stały się rychło etnograficzną osobliwością Amirandy. W przeszkoleniu ludu pomogła plotka. Silniejsza niż jakikolwiek kanał informacji. „Regent popadł w ekshibicjonizm patologiczny" – niosła wieść gminna. „Jedyna rada udawać, że się go nie widzi. Jakakolwiek reakcja może odbić się na jego zdrowiu i na głowie reagującego".
W następnych tygodniach społeczeństwo wzorowo zdało egzamin z dyscypliny. Nie było mowy o chichotach, zaczepkach czy nawet podniesieniu oczu. W czasie tych przechadzek dzieci przezornie nie wypuszczano z ochronek i szkółek. A że naród Amirandy przywykł do rozmaitych szaleństw władców, jak choćby wyścigi świń Ryszarda V czy Roszada Totalna Roberta Piotra, królewski naturyzm nikogo nie był w stanie zaskoczyć.
Nagość monarchy miała jeszcze dodatkowy plus – goły Regent nie miał najmniejszych szans zgubienia się eskorcie, dyskretnie podążającej z tyłu, z przodu i z boku. Widoczny już na milę, stanowił doskonały punkt dozoru dla wszelkich służb. Zawsze można było w porę a to dywan rozwinąć, a to spsiały zaułek wytynkować, a rodzinę biedaka, do którego szedł na obiad, ochędożyć i gwardzistów poprzebieranych za obywateli wzdłuż trasy rozstawić.
A czy uprościło się życie Tajnej Rady? Musiano tylko tłumić śmiech, gdy z doskonale widocznej galeryjki Jego Goła Najjaśniejszość podsłuchiwał posiedzenia swoich doradców. Wskutek tego obrady wymagały starannych scenariuszy, spory wszak musiały wyglądać prawdziwie, a racje na kontrowersyjne.
Prawdziwe obrady odbywały się nocami w piwniczce pod Wieżą Skazańców i tam właśnie, na krótko przed świtem, wpadła kiedyś z krzykiem nałożnica Beata.
– On zniknął, naprawdę zniknął! – łkała.
– Kto? – zapytał głupawo Przewodniczący.
– Najjaśniejszy Pan. O Boże! Co my zrobimy? Może przedawkowaliście Antymałmazję?
– Co było do przedawkowania, to całkiem niegroźny napój z odrobiną środka halucynogennego – rzekł Sekretarz, ale ponieważ wszyscy zerwali się i pobiegli na górę, podążył za nimi.
Zrewidowano sypialnię i przyległe pomieszczenia. Regenta nie znaleziono. Przeszukano schowki, szafki, tajne przejścia – ani śladu.
– A może on naprawdę stał się niewidzialny? – podsunął Szatny.
– To naukowo wykluczone, zwłaszcza za pomocą Antymałmazji – stwierdził Sekretarz.
– Milcz, głupi gryzipiórku – zgromił go Ochroniarz. – Ja wiem od mojej ciotki, że cuda się zdarzają…
– Tak, tak – podtrzymał tezę Golibroda. – Być może, siła wiary stała się u niego tak potężna, że zmieniła przeświadczenie o niewidzialności w niewidzialność realną.
– Raczej jest to sugestia. Możemy być zahipnotyzowani i nie dostrzegać Najjaśniejszego Pana, który stoi między nami i śmieje się w kułak.
Zrobiono test. Wszystkie komnaty posypano mąką. Daremnie, nigdzie nie pojawiło się odbicie niewidzialnej stopy.
A przecież Regent gdzieś musiał być. W starych murach czuło się po prostu jego obecność. Strach spętał wolę i myśli członków Tajnej Rady. Kilku z nich nie wytrzymało nerwowo i salwowało się ucieczką.
Wykorzystała to Jawna Rada, która nagle przypomniała sobie o prerogatywach Senatu i zabrała się za rządzenie. Doradców (tych, co jeszcze zostali) rozgoniono na cztery wiatry. Cały kraj przeszukano wszerz i wzdłuż, dokładniej niż wsypę z pierzem. I nic. Nie pomogły psy, prywatni detektywi i wyznaczone nagrody.
Sytuacja stawała się groźna. Nie można było ogłosić bezkrólewia, bo na to mógł tylko czekać przyczajony w kokonie niewidzialności Raul. Niektórzy mówili, że cały czas krąży wśród senatorów i dostojników i notuje ich zachowania, aby we właściwym momencie ujawnić się i rozpocząć wielką czystkę.
I kiedy wszelkie nadzieje na pozytywne wyjaśnienie upadły, wpłynęła utrzymana w ostrym tonie nota dyplomatyczna z ościennej Rurytanii. Zaczynała się ona pytaniem: Dlaczego, do jasnej cholery, już drugi miesiąc po nadgranicznych zamkach, arsenałach i magazynach rurytańskich pęta się goły jak święty turecki Regent Raul, który pomimo protestów oficerów i wyzwisk strażników udaje, że go nie ma, pilnie rysując sobie plany fortyfikacji i notując stan uzbrojenia?